Wszystko zaczęło się od chorobliwej żądzy poznania świata. Inspirowały mnie i podsycały romantyczne marzenia książki Stevensona, Londona, Melville’a i Defoe, które składały się na moją osobistą biblię. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że będę podróżnikiem, a później zawsze trzymałem się maksymy myśliciela XIX wieku Ralpha Waldo Emersona: „Nie podążaj tam, gdzie wiedzie ścieżka. Pójdź tam, gdzie jej nie ma i wytycz szlak”. W ciągu pięciu dekad tropiłem osobliwości ginących cywilizacji, niezwykłe zjawiska, ginące kultury i ludzi, których nie sposób zapomnieć. Poznałem świat, którego już nie ma. Świat pełen sprzeczności i niezwykłych wydarzeń. Chociaż nasza planeta staje się „coraz mniejsza”, a egzotyczny świat ginie, to jednak rzutem na taśmę doświadczyłem tego, co przeżywali odkrywcy heroicznej epoki, stawiając po raz pierwszy stopę na nowym terenie. Okazuje się, że istniejące w niezbadanych zakątkach globu odizolowane szczepy, których egzystencja nie zmieniła się od tysiącleci, nie są wytworem wyobraźni antropologów i obrońców środowiska.
Na pograniczu wenezuelsko-brazylijskim żyje wielu Indian niekontaktowych
„Na pograniczu wenezuelsko-brazylijskim żyje wielu Indian niekontaktowych” – twierdzi Davi Kopenawa, lider Stowarzyszenia Yanomami Hutukara, które stara się zapewnić temu ludowi ochronę przed utratą tożsamości i dziedzictwa, a nawet fizyczną zagładą. Gwałtowny proces wywłaszczenia terytorialnego, połączony z dewastacją środowiska, stanowi ogromne zagrożenie dla tubylców, którzy potrzebują sporych przestrzeni do życia. Cywilizacja niszczy ich mityczny świat i przynosi alkoholizm, gwałty, prostytucję, choroby i upokorzenia. Kopenawa, którego nazywają „Dalajlamą lasów deszczowych”, wyróżniony został „za odwagę i determinację w obronie bioróżnorodności Amazonii” nagrodą Right Livelihood Award zwaną „alternatywnym Noblem”.
Według Survival International, pozarządowej organizacji zajmującej się obroną prawa ludów rdzennych do ich ziemi, na świecie można zliczyć około 100 wspólnot klanowych niemających kontaktu z naszym światem, z czego ponad połowa żyje w izolacji na kontynencie południowoamerykańskim, rozproszona wzdłuż niedostępnych rzek, których katarakty stanowią skuteczną barierę przed intruzami. Ostatni „Niewidzialni Indianie” bytują w małych grupach rodzinnych pod osłoną dziewiczej dżungli, unikając białego człowieka obwinianego o eksterminację tubylczych mieszkańców.
Kierunek: Orinoko
W 1975 r., po dwóch wizytach w Wenezueli, pokonałem zawiłe biurokratyczne bariery i przy wsparciu Inspektoratu Towarzystwa Salezjańskiego w Caracas zdobyłem dokument gubernatora Terytorium Amazonas zezwalający na poruszanie się w znacznej części niezbadanych rejonach górnego biegu Orinoko. Teraz z dwójką włoskich przyjaciół, antropologami Stefanem Scandolą i Adrianem Marchettim, planujemy dotrzeć do szczepu Yanomami, dla którego czas zatrzymał się jeszcze w epoce kamiennej.