Wyprawa Pyteasza z Massalii na europejską północ

Dla starożytnych podróżników poznawanie nowych lądów nigdy nie stanowiło wartości samej w sobie. Motywem przewodnim pozostawała chęć otwarcia nowych szlaków handlowych, zdobycia nowych rynków zbytu albo po prostu podbój i zagarnięcie dla siebie cudzych bogactw.

Publikacja: 04.04.2024 21:00

Rycina przedstawiająca Pyteasza z Massalii (dziś: Marsylia), wybitnego podróżnika i geografa działaj

Rycina przedstawiająca Pyteasza z Massalii (dziś: Marsylia), wybitnego podróżnika i geografa działającego na przełomie IV i III wieku p.n.e.

Foto: Getty Images

Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale Europejczycy własny kontynent powinni zawsze znać od podszewki. Tymczasem przez bardzo długi czas wciąż pozostawały na nim „białe plamy”. Jedna z pierwszych, jeśli nie wręcz pierwsza w ogóle ekspedycja podjęta w czasach starożytnych na daleką europejską północ przez Pyteasza z Massalii, pozostawiła po sobie więcej pytań, niż dała odpowiedzi. Do największych należały nie tylko trasa, czas i okoliczności wyprawy, ale i to, co tak naprawdę wówczas odkryto, a zwłaszcza zagadka tajemniczego lądu Thule, którego sama nazwa stała się później synonimem najdalszej znanej ludzkości ziemi.

Królestwo wodne boga Okeanosa

Nie od dzisiaj wiadomo że, aby dotrzeć z punktu A do punktu B, potrzeba właściwej trasy (co nie zawsze znaczy tej najkrótszej). Zanim Rzymianie pokryli swoje imperium siecią dróg, dla starożytnych Greków i ich największych konkurentów Fenicjan oraz potężnej Kartaginy taką arterią komunikacyjną było Morze Śródziemne personifikowane przez ziomków Homera jako Thalassa. Było ono jednakże tylko niewielką zatoczką w otaczającym zamieszkaną ziemię królestwie wodnym boga Okeanosa, skąd wywodzi się nazwa Ocean (na nazwanie go „Atlantykiem” trzeba było chwilę poczekać – do upowszechnienia się mitu o Atlantydzie zapisanego przez Platona).

Terenem otwartym pozostawały zwłaszcza zachodnie połacie tego akwenu, gdzie na wybrzeżach nie funkcjonowały silne greckie miasta-państwa zdolne skutecznie przeciwstawić się ekspansji Kartaginy, a jedynie kolonie tej ostatniej. Walka toczyła się też o kontrolę nad tzw. Słupami Heraklesa (dla Fenicjan – Słupy Melkarta, dziś: Cieśnina Gibraltarska), skąd wiodła jedyna możliwa do wykorzystania morska droga na północny Atlantyk. Stamtąd już można było płynąć na południe, czyli wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki, lub na północ – brzegiem Hiszpanii i Galii w kierunku Brytanii (potencjalny trzeci kierunek zachodni, czyli na „podbój” Ameryki, na ten moment można sobie darować). Wszystkie te obszary były bogate w surowce i zasoby naturalne: cynę, srebro, miedź, żelazo, zboże, oliwę, winną latorośl oraz zwierzęta hodowlane, nie mówiąc już o takich „dobrach” jak np. niewolnicy. Dzieje postępów kolonizacji w basenie Morza Śródziemnego pokazują dobitnie, że często dochodziło na tym tle do sporów między Grekami a Fenicjanami. W IV wieku p.n.e. rywalizacja ta przybierała różnorakie formy, nie tylko konfliktów zbrojnych.

Pomnik Pyteasza na fasadzie giełdy w Marsylii

Pomnik Pyteasza na fasadzie giełdy w Marsylii

Rvalette/Wikipedia Commons

Jest rzeczą zastanawiającą, że dwie największe ekspedycje odkrywcze świata starożytnego wyruszyły mniej więcej w tym samym czasie. Pierwszą z nich jest wyprawa Aleksandra Wielkiego, który w 334 roku p.n.e. ruszył z potężną armią macedońsko- -grecką na podbój, ale i odkrycie Wschodu. Poza przejściowym opanowaniem ogromnych obszarów od Morza Egejskiego aż po Indus wyprawa poszerzyła granice znanego Europejczykom świata na następne półtora tysiąca lat (aż do czasów ekspansji Mongołów). Drugą wyprawą, tym razem bez znaczących aspektów militarnych, jest podróż Pyteasza, astronoma, geografa i podróżnika z greckiej kolonii Massalii (czyli dzisiejszej Marsylii na śródziemnomorskim wybrzeżu Francji), który – jak się obecnie przyjmuje – ok. 325 roku p.n.e. wypłynął na poszukiwanie Kassyteryd, czyli legendarnych Wysp Cynowych. Względna zbieżność dat obu tych wypraw prowadzi nawet niekiedy do spekulacji o wzajemnym ich powiązaniu – jako część „zachodniego planu” Aleksandra pragnącego jakoby podbić w dalszej kolejności także zachód Europy. Jak wiadomo, śmierć króla Macedonii w 323 roku p.n.e. położyła kres wszelkim jego dalszym planom. Tajemnicę, co tak naprawdę zamierzał i który kierunek ekspansji planował obrać, zabrał ze sobą do grobu.

Kassyterydy – niewyczerpane źródła cyny

Czy Grecy wiedzieli, czego tak naprawdę szukali i po co chcieli tam dotrzeć? Faktem jest, że cyna, potrzebna zwłaszcza do wytopu brązu, podstawowego surowca wczesnej starożytności, była produktem deficytowym, a możliwość eksploatacji kopalń zasobnych w rudy tego metalu odmieniłaby zapewne układ sił na zachodnim akwenie śródziemnomorskim, przechylając szalę na korzyść Greków w ich odwiecznej rywalizacji z Fenicjanami, a zwłaszcza z Kartaginą.

O istnieniu gdzieś na Oceanie Atlantyckim tych wysp, niewyczerpanego źródła cyny, wiedziano już od bardzo dawna. Funkcjonują pewne niejasne przesłanki ku temu, by przypuszczać, że drogę do nich odkrył już Sargon Wielki, król mezopotamskiego Akadu, panujący na przełomie XXIV i XXIII stulecia p.n.e. Tak bowiem należałoby interpretować zadziwiającą informację spisaną w piśmie klinowym, że władca ten „przepłynął morze na zachodzie” i trzykrotnie podbił Kraj Cyny.

Funkcjonują pewne niejasne przesłanki ku temu, by przypuszczać, że drogę do nich odkrył już Sargon Wielki, król mezopotamskiego Akadu

Oczywiście, pamiętać przy tym należy, że po pierwsze, nie król tego dokonał we własnej osobie, tylko jego kapitanowie, a po drugie, jeżeli już zdarzyło się to trzy razy, to chyba jednak dotyczyło wypraw, a nie podbojów ziem na oceanie leżących daleko poza zasięgiem armii Akadu. O ile Sargon nie miał na myśli okolic półlegendarnego miasta Tartessos w południowej Hiszpanii, gdzie również istniały złoża cyny, dawałoby to wskazówkę na pierwszą wzmiankę o najbogatszych w starożytności złożach tego surowca na obszarze Wysp Brytyjskich.

Jednak wiedza o tym fakcie oraz droga do tej krainy mogły i tak po wiekach dotrzeć do żyjących z dalekosiężnego handlu Fenicjan, o których wiadomo, że po tych wodach żeglowali już ok. 600 roku p.n.e. Wtedy bowiem, według przekazu Herodota, opłynęli Afrykę, żeglując przez Morze Czerwone i Ocean Indyjski, by następnie wpłynąć na Atlantyk i Morze Śródziemne. Inną znaną wyprawą fenicką po tym akwenie, tyle że w odwrotnym kierunku, jest ta odbyta w V stuleciu przez Kartagińczyka Hannona, która osiągnęła prawdopodobnie Zatokę Gwinejską, a opisaną w relacji przechowywanej w świątyni Baala w Kartaginie.

Bogate północnoeuropejskie złoża poszukiwanych w świecie śródziemnomorskim surowców czyniły handel nimi bardzo intratnym interesem, a dostęp do ich złóż – kluczową tajemnicą zawodową. Nie ma się zatem czemu dziwić, że Kartagińczycy, dominujący na zachodnich wodach Morza Śródziemnego, zazdrośnie strzegli drogi do Wysp Cynowych znajdujących się gdzieś na Oceanie za Słupami Heraklesa/Melkarta.

Bogate północnoeuropejskie złoża poszukiwanych w świecie śródziemnomorskim surowców czyniły handel nimi bardzo intratnym interesem, a dostęp do ich złóż – kluczową tajemnicą zawodową

Mimo to przekonanie o istnieniu tych wysp i możliwości eksploatacji ich zasobów torowało sobie powoli drogę do umysłów Greków. Wspomniany już Herodot po raz pierwszy dał o nich informację, przyznając się jednak z żalem do niewiedzy co do ich dokładnego położenia: „O krańcach zaś Europy na zachód nie umiem nic pewnego powiedzieć. Ani bowiem osobiście nie przypuszczałem, żeby barbarzyńcy nazywali Eridanem jakąś rzekę, uchodzącą do morza północnego, skąd, jak niesie wieść, bursztyn pochodzi, ani też nie wiem o istnieniu wysp Kassyteryd, skąd do nas cyna przybywa”. Z czasem jednak miało się to zmienić.

Pretanike – pierwsze informacje dotyczące północy Europy

To jednak właśnie ekspedycja Pyteasza, często przez starożytnych autorów przemilczana, marginalizowana lub ośmieszana, przyniosła po raz pierwszy informacje dotyczące północy Europy. Niestety, o samej wyprawie wiadomo bardzo niewiele. Choć dowódca pozostawił po sobie relację, znaną pod greckim tytułem „Peri Okeanu” („O oceanie”), to jej treść znana jest jedynie w przybliżeniu dzięki wzmiankom u późniejszych pisarzy. Dylematy wokół trasy wyprawy prowadziły zresztą do teorii o innej, niż wskazywałaby logika rejsu na europejską północ, nie tyle morzem przez Cieśninę Gibraltarską i Atlantyk, ile drogą śródlądową przez Rodan i Loarę lub Sekwanę.

Przyjęcie jednak tej drugiej opcji za możliwą lub dopuszczalną rodzi mimo wszystko potencjalne problemy. Należałoby bowiem dopuścić wówczas ewentualność wcześniejszych wypraw Marsylczyków przynajmniej w górę Rodanu, przy założeniu lub wiedzy co do potencjalnych możliwości przedostania się siecią rzeczną na drugą stronę kontynentu europejskiego. Pamiętając, że ziemie te były wówczas zamieszkane przez – nie zawsze pokojowo usposobionych – celtyckich Galów (raczej mało wówczas przypominających ziomków Asteriksa i Obeliksa), czyni to tym bardziej podobny szlak wyprawy dość niebezpiecznym. Chyba żeby przyjąć, jak optuje część badaczy, że Pyteasz odbył tę część podróży szlakiem lądowym, a okręt (lub okręty) zbudował dopiero nad kanałem La Manche. Wobec tego rodzi się pytanie, skąd wziąłby się tytuł relacji „O oceanie”, jeśli podróż odbywała się drogą śródlądową – czyżby dla celów marketingowych?

Czytaj więcej

Świat Herodota

Inna możliwość jest taka, że grecki podróżnik jednak obrał drogę morską i że udało mu się jakimś sposobem „prześlizgnąć” przez cieśninę, pozostając niezauważonym przez patrolujące te obszary okręty kartagińskie, by następnie pożeglować na północ, czy to zwyczajem starożytnych żeglarzy płynąc mozolnie wzdłuż lądu, czy też – wiele ryzykując – przeciąć Zatokę Biskajską, by następnie opłynąć Półwysep Armorykański (Bretoński) i przepłynąć na drugą stronę La Manche, lądując na wybrzeżu Brytanii. W jednym i drugim przypadku Pyteasz potrzebował jednak przewodników, pilotów lub nawigatorów zdolnych go poprowadzić pośród wrogich i niechętnych ludów lub przez nieznane wody. Nie wiadomo, skąd ich wziął i jak przebiegła podróż. Bezsporny wydaje się fakt, że do Brytanii tym lub innym sposobem dotarł.

Od tego jednak miejsca zaczynają się mnożyć pytania. Nie wiadomo, jak długo wyprawa trwała, iloma statkami Pyteasz przypłynął, do jakich ziem rzeczywiście dotarł, a o których jedynie usłyszał od tubylców nazywanych przezeń ogólnie „barbarzyńcami”. Trudno wreszcie przesądzać, z jakimi współczesnymi krainami, lądami i wyspami należałoby identyfikować podawane przez niego nazwy, a z jakimi zjawiskami fizycznymi – opisywane przezeń fenomeny. Tak naprawdę jedynym pewnym punktem na trasie wyprawy jest ogólnie pojmowana Brytania, której zresztą utrwaloną w starożytności nazwę (jako Pretanike) zawdzięczamy właśnie Pyteaszowi.

Rycina przedstawiająca Hebrydy (archipelag wysp) wzdłuż północno-zachodnich wybrzeży Szkocji. Przypu

Rycina przedstawiająca Hebrydy (archipelag wysp) wzdłuż północno-zachodnich wybrzeży Szkocji. Przypuszcza się, że Pyteasz z Massalii mógł tam dotrzeć

Alamy Stock Photo / BEW

Określił, na ile zdołał (choć niedokładnie), jej wymiary, kształt i wielkość, a także opisał mieszkańców. Niewiele zapewne dowiedział się o panujących tam stosunkach politycznych, religijnych oraz społecznych, co dzisiejszych pasjonatów, zainteresowanych wczesnymi dziejami Albionu, przyprawia o ból głowy. W sumie z jego relacji (czy raczej jej odbicia u późniejszych pisarzy) nie można wyczytać zbyt wiele konkretów, poza ogólną impresją, jest za to wiele pytań. Wśród nich najważniejsze wydaje się zwłaszcza jedno: gdzie należy szukać „ziemi krańca świata” opisywanej jako Thule?

Thule – „ziemia krańca świata”

Na podstawie zachowanych przekazów trudno polemizować z tezą, że nasz Marsylczyk nigdy tak naprawdę nie postawił nogi na tej wyspie. Wiedział jednak od tubylców, że leżała ona sześć dni żeglugi na północ od Brytanii. Problemem jest jednakże zaginięcie jego dzieła, o którego treści możemy co nieco wiedzieć jedynie z opisów starożytnych geografów – dodać należy, najczęściej odnoszących się do massalskiego podróżnika nieprzychylnie i oskarżających go o konfabulację.

Wymowne przy tym są opisy Strabona, zamieszkałego w Rzymie greckiego geografa z przełomu starej i nowej ery, który – pomimo swego sceptycyzmu – czerpie w swoim dziele „Geografia” pełną garścią z przekazu Pyteasza: „Pyteasz z Massalii określił Thule jako najdalej na północ wysuniętą spośród Wysp Brytyjskich, najbardziej odległą, gdzie letnie zrównanie dnia z nocą przypada razem z zimowym. (…) W swych obserwacjach klimatycznych i matematycznych [Pyteasz] wydaje się jednak opierać niekiedy na faktach rzeczywistych, gdy twierdzi, że w pobliżu krain lodowych roślin uprawnych i zwierząt domowych albo w ogóle brak, albo występują w bardzo niewielkich ilościach.

Thule Ultima, legendarna wyspa odkryta przez Pyteasza z Massalii, w XVI-wiecznej „Carta Marina” Olau

Thule Ultima, legendarna wyspa odkryta przez Pyteasza z Massalii, w XVI-wiecznej „Carta Marina” Olausa Magnusa

carta marina Olaus Magnus/Wikipedia Commons

Ludzie żywią się tam prosem i innymi warzywami, owocami i korzonkami. Tam, gdzie znajduje się zboże i miód, sporządza się z nich pewien napój. Ponieważ brak tam jasnych słonecznych dni, mieszkańcy młócą zboże w wielkich budynkach, po zwiezieniu tam plonów. (…) Prócz tego przytoczył również Pyteasz opowieść o Thule i tamtejszych okolicach, gdzie nie ma już właściwie ani lądu, ani morza, ani powietrza, lecz jakaś mieszanina tych wszystkich elementów, podobna do płuc morza, w której ląd i morze i w ogóle wszystko jest zawieszone, i ona właśnie jest jak gdyby ramami wszystkich rzeczy; ani przejść, ani przepłynąć przez nią nie sposób. Jeśli chodzi o to, co przypomina płuca mórz, mówi on, że widział je na własne oczy, lecz pozostałe rzeczy opowiada ze słyszenia”.

Pewne dodatkowe informacje, zaczerpnięte również z dzieł innych autorów wzorujących się na Pyteaszu, dorzuca jeszcze rzymski pisarz Pliniusz Starszy w swoim dziele „Historia naturalna”: „Najdalszym ze wszystkich znanych krajów jest Thule. W czasie przesilenia dnia z nocą, gdy słońce przechodzi przez znak Raka, nie ma tam nocy, w zimie dzień trwa krótko, a noce są bardzo długie. Niektórzy twierdzą nawet, że tak jest przez sześć miesięcy bez przerwy. Historyk Timajos opowiada, że wyspa Mictis, gdzie znajduje się biały ołów [cyna], jest oddalona o sześć dni żeglugi od Brytanii. Do niej mieszkańcy Brytanii zwykli żeglować na łodziach zszywanych ze skór. Niektórzy wymieniają także inne wyspy: Scandia, Dumna, Bergi i jako największą ze wszystkich Berrice, skąd żegluje się do Thule. W odległości jednego dnia żeglugi od Thule znajduje się stężałe morze, zwane przez niektórych Morzem Kronosa”. Co z tych opisów wynika?

Czytaj więcej

Cook - rewolucjonista wśród żeglarzy

Thule, czymkolwiek była – wyspą czy stałym lądem – jawi się jako ziemia położona gdzieś na dalekiej północy, o trudnych warunkach klimatycznych, choć mimo wszystko zasiedlona przez ludzi. Występujące tam zjawiska klimatyczno-pogodowe po części dają się dzisiaj racjonalnie wytłumaczyć (stężałe morze = kra lodowa), niektóre zaś pozostają mocno dyskusyjne (płuca morza = zorza polarna [?], arktyczna mgła [?]).

Te i inne elementy opisu sprawiają, że lokalizacja Thule, o ile uzna się realne istnienie tej ziemi, pozostaje problematyczna. Dość powiedzieć, że choć widziano w niej najczęściej Islandię, to doszukiwano się jej też na Orkadach, Szetlandach i Wyspach Owczych, ale także w tak odległych od Brytanii krainach, jak Norwegia, Finlandia, Rosja, a w drugą stronę patrząc, nawet Grenlandia! Stąd zaś już tylko mały krok do… Ameryki! Wielu lingwistów faktycznie uważa, że nazwa Thule wywodzi się od norweskiego słowa „tele”, oznaczającego tyle, co „zamarzniętą ziemię”. choć usiłowano wyprowadzić ją od gockiego słowa „tiel” lub „tiule”, co miało oznaczać „najdalszy”, „ostatni” itp. Inni znawcy tematu wskazywali z kolei na staroiryjske słowo „thual”, czyli „północ”.

Wielu lingwistów faktycznie uważa, że nazwa Thule wywodzi się od norweskiego słowa „tele”, oznaczającego tyle, co „zamarzniętą ziemię”

Czy zatem Thule było częścią szeroko pojmowanej ekumeny Germanów, czy jednak Celtów? Ta ostatnia teoria prowadzi do wniosków o niezwykłych wręcz umiejętnościach żeglugowych starożytnych mieszkańców Wysp Brytyjskich dysponujących przecież, jak wynika zarówno z przekazu samego Pyteasza, jak i późniejszych informacji o technice nawigacyjnej Brytów i Irów (dzisiaj: Irlandczyków), dysponujących jedynie prostymi łodziami wykonanymi ze skór. Z kolei jeśli dopuścić możliwość identyfikacji Thule z Islandią – na co wskazuje zbieżność opisów fenomenów pogodowych z warunkami klimatycznymi panującymi na wyspie i wokół niej – to jak w takim razie pogodzić przekaz o zaludnieniu tej ziemi w starożytności z brakiem archeologicznych znalezisk z tego okresu na wyspie, dowodzących ludzkiego osadnictwa: celtyckiego, germańskiego, inuickiego (lub jak kto woli: eskimoskiego) czy jakiegokolwiek innego? Wszystko to daje mocno do myślenia…

Tajemnica „wyspy krańca świata”

Wyspa Thule stała się u antycznych i średniowiecznych pisarzy swoistą metaforą, którą trudno niekiedy przyjmować w sposób dosłowny, podobnie jak mit o Atlantydzie. Dla starożytnych była jednak synonimem najdalej położonego lądu, końca zamieszkanego świata, ostatnią przystanią, często też określaną w pismach łacińskich jako Ultima (czyli „ostatnia” lub też „najdalsza”) Thule. Za tym krańcowym zamieszkanym przez ludzi lądem miało nie istnieć już nic, a przynajmniej nic, co można by objąć rozumem i osiągnąć środkami nawigacyjnymi.

Opowieść o tym zaginionym gdzieś u północnych rubieży Oceanu Atlantyckiego lądzie zaczęła z czasem żyć własnym życiem, przyciągając uwagę nie tylko kartografów i żeglarzy, ale też myślicieli, powieściopisarzy, artystów i poetów, a nawet współczesnych piosenkarzy. Działo się tak już od czasów Wergiliusza, życzącego cesarzowi Augustowi, by ziemia ta była mu posłuszną. Ale i współczesność nie uniknęła podobnych odniesień, czego najlepszym przykładem jest znana piosenka Grzegorza Turnaua, zatytułowana właśnie „Ultima Thule”:

„(…) Peregrynacja znajdzie swój finał

Ostatnia Stacja – Thule Ultima.

Tam mnie zatrzymasz i powiesz czule

Thule Ultima, Ultima Thule

Ultima Thule, Ultima...

Noce bezkresne, niezmiennie białe

pijanego niesnem, jak rytuałem.

Ty mnie wysłuchasz, uczynisz królem,

Bym spełnił puchar Ultima Thule,

Ultima Thule, Ultima...

Połknę pytanie niczym Pyteasz

Umiłowanie – kiedy się stanie?

Potem czy teraz? (…)”

Czy zatem Thule Ultima realnie istniała, czy była tylko wytworem fantazji starożytnych żeglarzy, interpretacji uczonych geografów oraz natchnieniem poetów wszystkich czasów? Każdy niech sam oceni…

Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale Europejczycy własny kontynent powinni zawsze znać od podszewki. Tymczasem przez bardzo długi czas wciąż pozostawały na nim „białe plamy”. Jedna z pierwszych, jeśli nie wręcz pierwsza w ogóle ekspedycja podjęta w czasach starożytnych na daleką europejską północ przez Pyteasza z Massalii, pozostawiła po sobie więcej pytań, niż dała odpowiedzi. Do największych należały nie tylko trasa, czas i okoliczności wyprawy, ale i to, co tak naprawdę wówczas odkryto, a zwłaszcza zagadka tajemniczego lądu Thule, którego sama nazwa stała się później synonimem najdalszej znanej ludzkości ziemi.

Pozostało 96% artykułu
Historia świata
Jakie były początki Święta 1 Maja?
Historia świata
Cud nad urną. Harry Truman, cz. IV
Historia świata
Niemieckie „powstanie” przeciw Hitlerowi. Dziwny zryw w Bawarii
Historia świata
Popychały postęp i były źródłem pomysłów. Jak powstawały akademie nauk?
Historia świata
Wenecki Kamieniec. Tam, gdzie Szekspir umieścił akcję „Otella"
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił