Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale Europejczycy własny kontynent powinni zawsze znać od podszewki. Tymczasem przez bardzo długi czas wciąż pozostawały na nim „białe plamy”. Jedna z pierwszych, jeśli nie wręcz pierwsza w ogóle ekspedycja podjęta w czasach starożytnych na daleką europejską północ przez Pyteasza z Massalii, pozostawiła po sobie więcej pytań, niż dała odpowiedzi. Do największych należały nie tylko trasa, czas i okoliczności wyprawy, ale i to, co tak naprawdę wówczas odkryto, a zwłaszcza zagadka tajemniczego lądu Thule, którego sama nazwa stała się później synonimem najdalszej znanej ludzkości ziemi.
Królestwo wodne boga Okeanosa
Nie od dzisiaj wiadomo że, aby dotrzeć z punktu A do punktu B, potrzeba właściwej trasy (co nie zawsze znaczy tej najkrótszej). Zanim Rzymianie pokryli swoje imperium siecią dróg, dla starożytnych Greków i ich największych konkurentów Fenicjan oraz potężnej Kartaginy taką arterią komunikacyjną było Morze Śródziemne personifikowane przez ziomków Homera jako Thalassa. Było ono jednakże tylko niewielką zatoczką w otaczającym zamieszkaną ziemię królestwie wodnym boga Okeanosa, skąd wywodzi się nazwa Ocean (na nazwanie go „Atlantykiem” trzeba było chwilę poczekać – do upowszechnienia się mitu o Atlantydzie zapisanego przez Platona).
Terenem otwartym pozostawały zwłaszcza zachodnie połacie tego akwenu, gdzie na wybrzeżach nie funkcjonowały silne greckie miasta-państwa zdolne skutecznie przeciwstawić się ekspansji Kartaginy, a jedynie kolonie tej ostatniej. Walka toczyła się też o kontrolę nad tzw. Słupami Heraklesa (dla Fenicjan – Słupy Melkarta, dziś: Cieśnina Gibraltarska), skąd wiodła jedyna możliwa do wykorzystania morska droga na północny Atlantyk. Stamtąd już można było płynąć na południe, czyli wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki, lub na północ – brzegiem Hiszpanii i Galii w kierunku Brytanii (potencjalny trzeci kierunek zachodni, czyli na „podbój” Ameryki, na ten moment można sobie darować). Wszystkie te obszary były bogate w surowce i zasoby naturalne: cynę, srebro, miedź, żelazo, zboże, oliwę, winną latorośl oraz zwierzęta hodowlane, nie mówiąc już o takich „dobrach” jak np. niewolnicy. Dzieje postępów kolonizacji w basenie Morza Śródziemnego pokazują dobitnie, że często dochodziło na tym tle do sporów między Grekami a Fenicjanami. W IV wieku p.n.e. rywalizacja ta przybierała różnorakie formy, nie tylko konfliktów zbrojnych.
Pomnik Pyteasza na fasadzie giełdy w Marsylii
Jest rzeczą zastanawiającą, że dwie największe ekspedycje odkrywcze świata starożytnego wyruszyły mniej więcej w tym samym czasie. Pierwszą z nich jest wyprawa Aleksandra Wielkiego, który w 334 roku p.n.e. ruszył z potężną armią macedońsko- -grecką na podbój, ale i odkrycie Wschodu. Poza przejściowym opanowaniem ogromnych obszarów od Morza Egejskiego aż po Indus wyprawa poszerzyła granice znanego Europejczykom świata na następne półtora tysiąca lat (aż do czasów ekspansji Mongołów). Drugą wyprawą, tym razem bez znaczących aspektów militarnych, jest podróż Pyteasza, astronoma, geografa i podróżnika z greckiej kolonii Massalii (czyli dzisiejszej Marsylii na śródziemnomorskim wybrzeżu Francji), który – jak się obecnie przyjmuje – ok. 325 roku p.n.e. wypłynął na poszukiwanie Kassyteryd, czyli legendarnych Wysp Cynowych. Względna zbieżność dat obu tych wypraw prowadzi nawet niekiedy do spekulacji o wzajemnym ich powiązaniu – jako część „zachodniego planu” Aleksandra pragnącego jakoby podbić w dalszej kolejności także zachód Europy. Jak wiadomo, śmierć króla Macedonii w 323 roku p.n.e. położyła kres wszelkim jego dalszym planom. Tajemnicę, co tak naprawdę zamierzał i który kierunek ekspansji planował obrać, zabrał ze sobą do grobu.