Amerykańscy demokraci i zakłamywanie historii

Europejskie media stworzyły fałszywy podział amerykańskiej sceny politycznej na demokratów – rzekomych obrońców praw człowieka i pokoju oraz republikanów – konserwatystów, jastrzębi w polityce zagranicznej, rzekomych ksenofobów i ukrytych zwolenników segregacji rasowej.

Publikacja: 15.02.2024 21:00

Jeden z najbardziej popularnych demokratów, czterokrotny gubernator stanu Alabama, fanatyczny rasist

Jeden z najbardziej popularnych demokratów, czterokrotny gubernator stanu Alabama, fanatyczny rasista George Wallace blokuje zastępcy prokuratora generalnego USA Nicholasowi deBelleville Katzenbachowi wejście na Uniwersytet Alabamy. Katzenbach przyjechał z Waszyngtonu, aby sprawdzić, czy biali i kolorowi studenci są traktowani jak równoprawni obywatele. Zdjęcie wykonano 11 czerwca 1963 r. w Tuscaloosa, Alabama

Foto: Biblioteka kongresu USA

Od czasów prezydentury Franklina D. Roosevelta europejskie media portretują amerykańską Partię Demokratyczną jako „postępową” i miłującą pokój formację lewicową. Sympatia dla demokratów na Starym Kontynencie pogłębiła się od listopada 1963 r., kiedy w zamachu zginął prezydent John F. Kennedy. Europejskie media stworzyły fałszywy podział amerykańskiej sceny politycznej na demokratów – rzekomych obrońców praw człowieka i światowego pokoju oraz republikanów – konserwatystów, jastrzębi w polityce zagranicznej, rzekomych ksenofobów i ukrytych zwolenników segregacji rasowej. Ten wyssany z palca, absolutnie nieprawdziwy podział, jest jednym z wielu kłamliwych mitów ugruntowanych przez socjalistów europejskich. Program amerykańskiej Partii Demokratycznej nie ma od samego początku swojego istnienia nic wspólnego z koncepcją społecznej gospodarki rynkowej. Wielu prezydentów, gubernatorów, kongresmenów i senatorów wywodzących się z tej partii było surowymi strażnikami wolnego rynku. Nazywano ich nawet „burbonowymi demokratami”. Przy nich prawe skrzydło Partii Republikańskiej (GOP) wydawało się światopoglądowym gołębnikiem. Jeden z liderów „burbonowych demokratów”, prezydent Grover Cleveland, przez swój brak elastyczności doprowadził amerykańską gospodarkę na skraj bankructwa.

Demokraci udowodnili wielokrotnie, że są partią ucisku fiskalnego w najgorszym możliwym wydaniu. Jeszcze w roku 1913 obowiązywało w Stanach Zjednoczonych siedem progów podatkowych – od 1 do 7 proc., ale w 1917 r. rząd demokraty Woodrowa Wilsona przeforsował na Kapitolu podatek dochodowy o 21 progach – od najniższego w wysokości 2 proc. do najwyższego w wysokości 67 proc.

Podatki w USA za Franklina D. Roosevelta

Ale prawdziwą katorgę przeżyli amerykańscy przedsiębiorcy dopiero pod rządami tak gloryfikowanego dzisiaj demokraty Franklina D. Roosevelta, kiedy od 1932 do 1944 r. najwyższa stawka podatku dochodowego urosła z 63 do 91 proc. W 1944 i 1946 r. przedsiębiorca, który uzyskał dochód w wysokości 200 tys. dolarów, po zapłaceniu podatku miał w kieszeni zaledwie 18 tys.

Mimo strasznych win demokraci nadal cieszą się w Europie opinią rozsądnych i przewidywalnych polityków strojących się w piórka gołąbków pokoju.

Zapomniany dzisiaj ekstremizm demokratów dotyczył jednak przede wszystkim spraw społecznych i rasowych. Niemal do końca lat 60. XX w. dominowali w tej partii zadeklarowani zwolennicy segregacji rasowej.

Czarnoskórzy Amerykanie zawdzięczają swoje wyzwolenie i prawa obywatelskie republikańskiemu prezydentowi Abrahamowi Lincolnowi, którego wygrana w wyborach prezydenckich 1860 r. z demokratą z Północy Stephenem Douglasem i demokratą z Południa Johnem Breckinridge’em doprowadziła do secesji 13 południowych stanów Ameryki. Rząd Skonfederowanych Stanów Ameryki utworzyli niemal wyłącznie członkowie Partii Demokratycznej. Także po wojnie secesyjnej rasistowskie tradycje tej partii utrzymywały się jeszcze przez dziesięciolecia. Klasycznym przykładem fanatycznego rasisty był tak wychwalany w Europie prezydent Woodrow Wilson, który kierował się własną zasadą: „Autorytet rządzących spoczywa bezpośrednio lub pośrednio ostatecznie na przemocy”. W 1915 r. nakazał wyświetlanie we wszystkich kinach Ameryki filmu „Narodziny narodu” w reżyserii Davida Griffitha, który gloryfikował Ku Klux Klan.

Demokrata John F. Kennedy i segregacja rasowa

Inny demokrata w Białym Domu, prezydent Franklin D. Roosevelt, nie tylko zgodził się na ścisłą segregację w siłach zbrojnych podczas II wojny światowej, ale wręcz ją narzucił. A demokratyczny prezydent John F. Kennedy – mimo licznych płomiennych deklaracji – utrzymał segregację rasową i przymknął oczy na łamanie praw wyborczych Afroamerykanów na Południu. Także Jimmy Carter budował swoją karierę polityczną na rasistowskiej retoryce skierowanej do wyborców z Georgii. Lista rasistów wśród kierownictwa Partii Demokratycznej jest bardzo długa, wystarczy wspomnieć choćby gubernatora Arkansas Orvala Faubusa, gubernatora Georgii Eugene’a Talmadge’a czy uwielbianego przez demokratów czterokrotnego gubernatora Alabamy George’a Wallace’a. Wypowiedzi tych polityków były tak drastyczne, że nie zasługują na ich cytowanie na tych łamach.

A co z mitem demokratów jako obrońców pokoju? Kto, jak nie demokratyczny prezydent Harry Truman osobiście rozkazał zrzucenie dwóch bomb atomowych na japońskie miasta? Kto jak nie J.F. Kennedy pozwolił CIA na desant uzbrojonych imigrantów kubańskich w Zatoce Świń, choć rząd republikańskiego prezydenta Dwighta Eisenhowera jako pierwszy na świecie uznał legalność władzy Fidela Castro? Czy to nie JFK wysłał do Indochin tzw. doradców militarnych i zainicjował długi konflikt wietnamski, który Lyndon B. Johnson bez zgody Kongresu zamienił w krwawą i najbardziej bezsensowną wojnę w historii USA? Mimo tak strasznych win demokraci nadal cieszą się w Europie opinią rozsądnych i przewidywalnych polityków strojących się w piórka gołąbków pokoju. Dlaczego tak łatwo ulegamy złudzeniom i kłamstwom?

Od czasów prezydentury Franklina D. Roosevelta europejskie media portretują amerykańską Partię Demokratyczną jako „postępową” i miłującą pokój formację lewicową. Sympatia dla demokratów na Starym Kontynencie pogłębiła się od listopada 1963 r., kiedy w zamachu zginął prezydent John F. Kennedy. Europejskie media stworzyły fałszywy podział amerykańskiej sceny politycznej na demokratów – rzekomych obrońców praw człowieka i światowego pokoju oraz republikanów – konserwatystów, jastrzębi w polityce zagranicznej, rzekomych ksenofobów i ukrytych zwolenników segregacji rasowej. Ten wyssany z palca, absolutnie nieprawdziwy podział, jest jednym z wielu kłamliwych mitów ugruntowanych przez socjalistów europejskich. Program amerykańskiej Partii Demokratycznej nie ma od samego początku swojego istnienia nic wspólnego z koncepcją społecznej gospodarki rynkowej. Wielu prezydentów, gubernatorów, kongresmenów i senatorów wywodzących się z tej partii było surowymi strażnikami wolnego rynku. Nazywano ich nawet „burbonowymi demokratami”. Przy nich prawe skrzydło Partii Republikańskiej (GOP) wydawało się światopoglądowym gołębnikiem. Jeden z liderów „burbonowych demokratów”, prezydent Grover Cleveland, przez swój brak elastyczności doprowadził amerykańską gospodarkę na skraj bankructwa.

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Historia świata
Nowy Front w USA. John F. Kennedy, cz. V
Historia świata
O królu, który piekł ciastka i bił wikingów
Historia świata
Zdradziecki zamach na templariuszy. Złożona operacja przeciw potężnej formacji
Historia świata
W poszukiwaniu Eldorado. Polowanie na legendę
Historia świata
Próchnica zębów: odwieczny problem nie tylko u ludzi