Jeżeli defilada była najważniejszym wydarzeniem publicznym, to najbardziej oczekiwaną przez elity imprezą towarzyską roku było tradycyjne letnie przyjęcie w rezydencji polskiego ambasadora Juliusza Łukasiewicza. Ten to się dopiero umiał bawić! Nigdzie nie podawano takich potraw, nigdzie nie pito tyle alkoholu, nigdzie nie zachowywano się tak wesoło, beztrosko i radośnie. Świadczy o tym fakt, że bosy ambasador Łukasiewicz poprowadził gości do poloneza odtańczonego na trawniku ambasady o trzeciej nad ranem. Gościem honorowym rautu był... ambasador III Rzeszy we Francji Otto Abetz. Wspominam o nim z nieukrywanym wstrętem, bo to była wyjątkowa kreatura. W czasie tego letniego rautu, otoczony przez damy z towarzystwa i dyplomatów, wychylając jeden po drugim kieliszki szampana, a potem już tylko polskiej wódki, zapewniał wszystkich rozmówców z ujmującym wdziękiem, że żadnej wojny z Polską nie będzie, a ze wszystkich ludzi na świecie nie ma nikogo, kto by tak miłował pokój jak Adolf Hitler.