Pokój w cieniu trzech orłów

Przesąd, że zbliżenie Rosji i Niemiec jest dobrym planem na pokój w Europie, sięga ery Bismarcka i dźwiga równie długą historię porażek.

Publikacja: 22.06.2023 21:00

Mysłowice, czyli „zakątek trzech cesarzy” na styku granic trzech imperiów. Na pocztówce widnieją pod

Mysłowice, czyli „zakątek trzech cesarzy” na styku granic trzech imperiów. Na pocztówce widnieją podobizny (od lewej): cara Rosji Mikołaja II Romanowa, cesarza niemieckiego Wilhelma II Hohenzollerna oraz cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa I Habsburga

Foto: Antykwariat Baltazar

Osobliwą atrakcją turystyczną skraju Mysłowic, gdzie kończy bieg Biała Przemsza, był do wielkiej wojny „zakątek trzech cesarzy”, czyli styk granic imperiów. Skromny obelisk upamiętnia przezwyciężenie podziału, lecz trójkąt nie zawsze symbolizował wrogą dezintegrację Europy. Potrójne sąsiedztwo było przez dwie dekady osią europejskiej stabilizacji, współpracy i porozumienia – przynajmniej w intencjach.

Samotne mocarstwo

W 1872 r. świat jeszcze nie ochłonął po klęsce Francji, oszołomiony brutalnością Bismarcka. Choć poskromienie Bonapartego na ogół przyjęto z ulgą, to złamanie Francji zachwiało równowagą Europy. Powstało zasadne pytanie: kto powstrzyma Niemcy przed eskalacją roszczeń i dominacją? Pięknoduchy i pacyfiści liczyli na pojednanie – w czerwcu festiwal muzyczny na Jubileuszu Pokoju w Bostonie gościł na jednej scenie francuską orkiestrę i niemieckich śpiewaków, lecz pod koniec lata Rzesza wolała na swój sposób uczcić rocznicę zwycięstwa, manifestując krzepę armii na manewrach w Berlinie.

Czytaj więcej

Od Michała do Michała. Trzy wieki Romanowów

Ostentacja mogła źle wróżyć, lecz za kulisami Niemcy toczyli subtelniejsze starania, by ćwiczenia uświetnili car Rosji i austriacki cesarz. Spożytkowano każdy dostępny wpływ w Wiedniu, w tym węgierskie naciski, by zwabić sceptycznego Franciszka Józefa, a o wizytę Aleksandra II walczył sam Bismarck. Wizyta dwóch cesarzy legitymizowała reżim, co uzasadnia zabiegi, lecz Berlin piekł na jednym ogniu ważniejsze cele niż akceptacja faktów dokonanych i niepodważalnych. Gdy władcy błyszczeli orderami na rautach i pokazach musztry, a feldmarszałek Helmuth Karl Bernhard von Moltke prężył muskuły armii, na zapleczu kanclerz Rzeszy Otto von Bismarck machał gałązką oliwną i oferował trójstronny sojusz.

Plan mimowolnie narzuca wspomnienie Świętego Przymierza, sugerując wskrzeszenia upiora, lecz pierwsze wrażenie jest anachroniczne. Założenie i motyw niemieckiej propozycji były fundamentalnie różne, jak odmienna była Europa i Niemcy.

Realia starego koncertu mocarstw szły swoją drogą, jednak Święte Przymierze było z założenia projektem na wskroś ideowym, opartym na – jak dziś mówią – „wspólnocie wartości”. Wszak za patronkę paktu uchodzi Barbara von Krüdener, duchowa mentorka Aleksandra I, a w rzeczywistości półobłąkana mistyczka i samozwańcza proroczka własnej religii. Także w ucywilizowanej wersji, łatwiejszej do akceptacji w Prusach, budowa boskiego ładu na ziemi była programem politycznym budzącym zażenowanie.

Nowy sojusz nie miał uniwersalistycznych i paneuropejskich ambicji, lecz czysto praktyczne, co gwarantowała inicjatywa Bismarcka – synonimu pojęcia Realpolitik jako dyplomatycznego rozsądku, zimnej kalkulacji, a w podtekście cynizmu. Owszem, w kuluarach wtrącano niepokój o rosnący w siłę socjalizm, plagę anarchizmu i narodowe separatyzmy – zwłaszcza wspólny dla trzech imperiów problem spiskujących Polaków. Był to jednak temat policyjnej, a nie dyplomatycznej natury, traktowany wręcz marginalnie. Żelaznego kanclerza poglądy poddanych interesowały o tyle, o ile szkodziły państwu, gdy więc uznał katolików za wrogów, to z powodu wpływu Habsburgów na południowe kraje związkowe i skupienie Polaków wokół Kościoła, a nie luterańską gorliwość.

Bismarck nie zamierzał naprawiać świata i mimo zwycięstw nie nabrał poczucia mocarstwowej wszechmocy. Przeciwnie: uznał, że klęska Francji wpędziła Niemcy w niebezpieczeństwo, a wręcz zwątpił w sens aneksji Alzacji i Lotaryngii. Francuski odwet traktował jak nieuchronność dziejową, a nieprzezwyciężalną wrogość Paryża za dogmat niemieckiej polityki dyplomatycznej, który przetrwał jego epokę.

Zdjęcie ze spotkania Aleksandra III z cesarzami: Franciszkiem Józefem i Wilhelmem I w Skierniewicach

Zdjęcie ze spotkania Aleksandra III z cesarzami: Franciszkiem Józefem i Wilhelmem I w Skierniewicach, 1884 r.

B. Kraskov, St. Petersburg/deutsche-digitale-bibliothek.de

Mniej ludna Francja nie nastręczałaby paranoicznych obaw, gdyby nie fatalne położenie Niemiec w środku Europy. Geografia więziła Rzeszę w saku sąsiednich mocarstw, nie mniej podejrzliwych wobec Berlina. Poczucie osaczenia rosło z efektem pruskiej wojowniczości: śmiertelny wróg na zachodzie; na południu Austria pokonana i upokorzona wykluczeniem Habsburgów z wielkoniemieckiego projektu w 1866 r.; na wschodzie nieobliczalna Rosja, zdolna sprzymierzyć się z każdym. Bismarcka prześladowało widmo sojuszu pokonanych imperiów i klątwa prowadzenia wojny na dwóch frontach – najgorszego z niemieckich koszmarów.

Byle nie z Francją

Po intronizacji Wilhelma II wojnę skreślono z listy narzędzi dyplomatycznych. Z obaw przed izolacją Bismarck wdrożył politykę ugłaskiwania Europy i łagodzenia napięć; unikał roszczeń, żądań i ultimatów, gasząc rozbuchane ambicje dworu i imperialne mrzonki – także zamorskie. Był zdania, że terytorialnie Niemcy zdobyły wszystko, co potrzebne i osiągalne. Marzenia większe niż konsolidacja cesarstwa, siła gospodarcza i zysk handlowy uznał za prowokowanie Europy do sojuszu przeciwko Rzeszy, dlatego zjednywał, pertraktował i mediował w konfliktach, unikając jak diabła mieszania polityki z utopią i marzeniami.

Tylko wrogość Francji była wartością constans w politycznym równaniu, lecz nadzieja Paryża na zemstę tkwiła w sojuszach, a zbiór potencjalnych aliantów był limitowany. Nawet Wielka Brytania – partner najsilniej związany z Francją – ledwo maskowała satysfakcję z osłabienia konkurenta w Afryce. Skupiony na globalnym imperium Londyn unikał europejskich awantur, zwłaszcza póki Rzesza stroniła od kolonialnych ambicji. Zbliżenie Niemiec z Rosją i Austro-Węgrami wyczerpywało dostępne opcje, ograniczając francuskie pole manewru do zera. Pakt izolował Paryż, a faktycznie wykluczał wielką wojnę w Europie.

Czytaj więcej

Jak przebiegały sojusze między Rosją a Niemcami

Bez wątpienia inicjatywa była skrojona pod interesy Rzeszy, by trzymać mocarstwa z dala od antyniemieckich sojuszy, co Bismarck wprost artykułował w słynnej notatce z kurortu Bad Kissingen. Odrębną kwestią jest kalkulacja zysku innych uczestników aliansu, dlatego świty władców rozstały się bez konkretu i wiążących obietnic. Jednak Bismarck nie oparł planu na mrzonce zaprzyjaźniania partnerów z Rzeszą, lecz na rozgrywaniu ich dwustronnych oraz zewnętrznych konfliktów, by Niemcy były wszystkim niezbędne.

Jeszcze w 1871 r., póki ministrem spraw zagranicznych Austrii był Friedrich von Beust, tytularny kanclerz Rzeszy (de facto wypędzony przez Bismarcka z Saksonii), zażyłość Wiednia z Prusami była niepodobieństwem. Jednak podczas berlińskiego spotkania dyplomacją kierował już Gyula Andrássy, przejaw nowej rzeczywistości monarchii, a unia z Węgrami krańcowo odwróciła wektor polityki imperium na wschód, ku Bałkanom. Nadto węgierska elita, którą Andrássy reprezentował, zdawała się bardziej propruska niż austriaccy Niemcy.

Zmiana odpowiadała Rzeszy, gdyż Wiedeń mniej się angażował w niemiecki projekt, za to wszedł na kurs kolizyjny z Rosją w kwestii łupów po słabnących Osmanach. Niemcy sprzymierzone z drugą stroną konfliktu były perspektywą niepokojącą, a sojusz oferował Austro-Węgrom i Rosji neutralność Berlina w przyszłych antagonizmach, doskonale wykorzystując napięcia.

Cara, który od Afganistanu po Morze Czarne wikłał się w konflikt z Londynem i stał przed perspektywą sporu z Austro-Węgrami, także nęciła bezpieczna flanka. Zwłaszcza że luksus w zasadzie nic nie kosztował; ceną była rezygnacja z antyniemieckich sojuszy, lecz z niewielkim ryzykiem, gdyż Berlin nie zgłaszał interesów w spornych rejonach.

Jednak skłonienie mocarstw do umowy z Niemcami było łatwiejsze niż pokonanie wzajemnej nieufności Rosji i Austro-Węgier. Stąd wymuszona kolejność zawieranych porozumień sojuszu: najpierw Aleksander II i Franciszek Józef podpisali w czerwcu 1873 r. dwustronną konwencję. Znaczące, że choć był motorem projektu, Berlin dołączył cztery miesiące później – w październiku tego samego roku.

Tajny dokument obligował strony do pomocy wojskowej siłą 200 tys. żołnierzy, lecz nie bezwarunkowo. Wsparcie przysługiwało po ataku na sojusznika przez państwo trzecie, a agresja nie mogła być – co podkreślono – sprowokowana. W praktyce dyplomatycznej zapis nie jest cieniem gwarancji, lecz obietnicą, a wręcz sugeruje defensywny charakter porozumienia, z otwartą furtką do ucieczki przed niebezpieczeństwem żelaznych rękojmi, tak przerażających w 1914 r. Na wypadek innych konfliktów strony obligowały się nawzajem do zachowania życzliwej neutralności. Zakaz zawierania postronnych sojuszy (w domyśle z Francją) był jako kluczowy interes Niemiec najklarowniejszy.

Sojusz nieufności

Alians zdaje się osobliwością, gdyż obejmując dwie trzecie Europy, nie miał zewnętrznych wrogów (jeśli zmilczeć francuską obsesję Bismarcka). Prawdziwi przeciwnicy – realni czy potencjalni – zostali jego członkami, by się wzajemnie szachować. Berlin, żeby pozostali nie sprzymierzyli się przeciw Rzeszy, Rosja i Austro-Węgry bały się aliansu drugiego mocarstwa z Niemcami przeciw sobie, a Bismarck mistrzowsko grał na tej nieufności. Ktoś barwnie opisał relacje w sojuszu jako Cesarstwo Niemieckie wiodące na smyczy dwa wściekłe ratlerki, skaczące sobie do gardeł.

Otto von Bismarck (1815–1898), kanclerz Rzeszy w latach 1871–1890

Otto von Bismarck (1815–1898), kanclerz Rzeszy w latach 1871–1890

AD.BRAUN & Cie Dornach

Stąd ucieczka przed gwarancjami, żeby nie plątać się w awantury sprowokowane przez koalicjantów, na co byli wyjątkowo wrażliwi. Już rok 1875 zachwiał porozumieniem, gdy Francja zwiększyła liczebność armii. Berlin podwoił czujność, choć tylko jedna niemiecka gazeta wspomniała o prewencyjnej wojnie – nawet nie ma jasności, czy artykuł to balon próbny Bismarcka sondujący reakcje, czy prowokacja przeciwników kanclerza w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Rzeszy. Ale zaledwie jeden artykuł prasowy wystarczył, żeby Rosja i Austro-Węgry ostrzegawczo ryknęły.

Kryzys okazał się burzą w szklance wody, lecz nadciągało tornado. Po dwóch latach Rosja skorzystała z rzezi w Bułgarii do wojny z Imperium Osmańskim i w 1878 r. odniosła samodzielne zwycięstwo. Dwustronny traktat pokojowy z Wielką Portą w San Stefano dał carowi – oprócz innych zdobyczy – możliwość stworzenia z Bułgarii, Czarnogóry i Macedonii kondominium w kształcie wielkobułgarskiego cesarstwa w istocie zależnego od Rosji.

Sukces uderzył w interesy zbyt wielu mocarstw, a zasadniczo reszty Europy – z Wielką Brytanią, Francją i Austro-Węgrami na czele, a nawet Rumunii, co przypomniało Krym z 1854 r., tylko na większą skalę. Pod presją car dał się namówić Niemcom na wielostronne negocjacje w Berlinie, wierząc w dyplomatyczne wsparcie koalicjanta – i w swoim mniemaniu przegrał. Rosja odeszła od stołu bez części Bułgarii i Macedonii, ze zniweczonym planem pansłowiańskiego projektu, poczuciem ukradzionego zwycięstwa i upokorzona. Co gorsza, odpowiedzialność spadła na domniemaną zdradę Bismarcka, sojusz był więc na zakręcie.

Tylko stwierdzenie faktu, że bez Niemiec Rosja popadnie w zupełną próżnię, otrzeźwiło Aleksandra II, aż w 1879 r. udał się do Canossy w Aleksandrowie Przygranicznym (teraz Kujawskim), by na tamtejszym dworcu – stosownie rozbudowanym o carskie apartamenty – jednać się z cesarzem Wilhelmem.

Czytaj więcej

Polska: sen pięciu pokoleń

Traktat został przedłużony w 1881 r., lecz Bismarck przestał ufać carowi, zatem wewnątrz jednego sojuszu zawarł w Duplicach jeszcze tajniejszy pakt z Austro-Węgrami, wprost wymierzony w Rosję i Francję, dając w zamian Wiedniowi wolną rękę w Bośni i Hercegowinie – ze znanymi konsekwencjami. Duet zmienił się w trójporozumienie, gdy do spisku wstąpiły Włochy, szukające wsparcia przeciw Francji w Tunezji.

Jednak Sojusz Trzech Cesarzy z 1873 r. wciąż trwał, choćby siłą bezwładu, a jego przedłużenie o trzy lata w 1884 r. uświetniło skierniewickie spotkanie monarchów, pozujących do zdjęć z małżonkami w duchu przyjaźni i zrozumienia, choć w wypadku wojny obiecali sobie najwyżej zachowanie życzliwej neutralności.

Gdy w 1887 r. Rosja znów zgubiła sens utrzymania fikcyjnych relacji, Bismarck nie wahał się przed szantażem: blokował obrót rosyjskich aktywów w niemieckich bankach, a na zapleczu montował – choć bez Niemiec – antyrosyjską ententę śródziemnomorską do obrony status quo na Bosforze. W końcu za obietnicę neutralności w ewentualnej wojnie Rosji z Austro-Węgrami i mgliste wsparcie zabiegów o otwarcie przed carską flotą Bosforu Petersburg zawarł z Bismarckiem dwustronną umowę reasekuracyjną, lecz za późno, gdyż akurat kanclerz tracił żelazną władzę. Znamienne, że właśnie traktatu z Rosją Wilhelm II użył jako pretekstu strącenia Bismarcka w otchłań; jednak starania odchodzącego kanclerza już pchnęły Rosję w polityczną samotność.

Teraz car zabiegał o ratyfikację układu, lecz rozmawiał z odmienionymi Niemcami. Umiarkowaną Realpolitik zastąpiła Weltpolitik imperialnych ambicji, a grę sojuszami – wiara we własne siły. Dlatego opuszczona przez wszystkich Rosja podryfowała ku Francji.

Czy polityką sojuszy Bismarck chronił pokój pięknej ery fin de siècle’u czy odwrotnie – zbudował konstrukcję walca pędzącego ku wojnie światowej? Trudno ustalić. Niemniej ustawienie wieży jego pamięci akurat w „zakątku trzech cesarzy” pod Mysłowicami w 1907 r. jest dość ironiczne, tak jak historia sojuszu.

Osobliwą atrakcją turystyczną skraju Mysłowic, gdzie kończy bieg Biała Przemsza, był do wielkiej wojny „zakątek trzech cesarzy”, czyli styk granic imperiów. Skromny obelisk upamiętnia przezwyciężenie podziału, lecz trójkąt nie zawsze symbolizował wrogą dezintegrację Europy. Potrójne sąsiedztwo było przez dwie dekady osią europejskiej stabilizacji, współpracy i porozumienia – przynajmniej w intencjach.

Samotne mocarstwo

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Złoty wiek Ameryki. Dwight Eisenhower, cz. IV
Historia świata
Leopold Mozart - ojciec, który odkrył talent syna
Historia świata
Gdy świat zostawił Saamów samych
Historia świata
Feldmarszałek Hindenburg kontra kapral Hitler
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Historia świata
Krwawiący czarnoziem. Lwów, spleciona historia Ukraińców i Polaków