Eksploracja oceanicznych głębin z technicznego punktu widzenia jest nie mniej trudna niż eksploracja kosmosu. Wymaga stosowania najbardziej zaawansowanych technologii i najnowocześniejszych materiałów. Ogromne ciśnienie panujące na głębokości kilku kilometrów stawia przed inżynierami problemy na miarę próżni panującej w przestrzeni pozaziemskiej. Na razie na palcach jednej ręki można policzyć państwa na tyle zaawansowane technologicznie, aby ich przedstawiciele za pomocą odpowiedniego sprzętu mogli docierać do największych morskich głębin. Oto parę przykładów.
Chiński załogowy statek podwodny „Jiaolong” (nazwa pochodzi od mitycznego smoka) jest w stanie zanurzać się na głębokość 7000 m. Oznacza to, że Chiny mają (teoretycznie) dostęp do 99,8 proc. morskiego dna.
Słynny francuski „Nautile”, zbudowany w 1984 r., jest zdolny do osiągania głębokości 6000 m, co zapewnia dostęp do 97 proc. morskiego dna. Odkąd powstał, wykonał kilka tysięcy zanurzeń, m.in. brał udział w eksploracji wraku „Titanica” i w poszukiwaniu czarnych skrzynek z samolotu Air France, który w czasie rejsu z Rio de Janeiro do Paryża wpadł do oceanu (AF 447 Rio – Paris).
Modernizację przeszedł amerykański „Alvin” – mógł się zanurzać na głębokość 4500 m, po remoncie zaś jest to 6500 m (taką głębokość osiąga także japoński „Shinkai”; natomiast rosyjski „Mir” jest w stanie się zanurzyć na 6000 m).
Amerykański batyskaf „Triton Submarines” zaprojektowany został do nurkowania na głębokość aż 11 km; Victor Vescovo kilkakrotnie opuścił się w nim na dno Rowu Mariańskiego.