Skądinąd nie tylko o przeciętnych wiernych tu chodzi. – Mam nadzieję, że imam Musa Sadr zostanie wkrótce odnaleziony i powróci do nas – cytowała pod koniec sierpnia ub. roku irańska stacja Al-Alam przewodniczącego libańskiego parlamentu Nabiha Berriego. – Dochodzenie wciąż jest otwarte i będzie trwać do skutku, nie damy się zwieść plotkom. Śledczy nie będą szli na żadne kompromisy – podkreślał twardo szyicki polityk.
Sprawa jest żywa również w Iranie, gdzie co roku w rocznicę zniknięcia duchownego odbywają się stosowne uroczystości. – Trwają rozmowy na bilateralnym i międzynarodowym szczeblu, aby wyjaśnić, jaki los spotkał imama – zapewniał rzecznik irańskiego MSZ w sierpniu ub. roku. Miał on zapewne na myśli nakazy aresztowania in absentia dziesięciu Libijczyków, jakie libańska prokuratura wystawiła latem 2019 r.
31 sierpnia 1978 r.
Los duchowego (i faktycznego) lidera jednej z największych społeczności wyznaniowych Libanu wciąż leży jego pobratymcom na sercu. Trudno się jednak dziwić: zniknięcie Musy Sadra w sierpniu 1978 r., podczas półoficjalnej wizyty u Muammara Kaddafiego, to wyjątkowa – nawet jak na Bliski Wschód – zagadka. Lider libańskich szyitów pojechał do Trypolisu w towarzystwie dwóch współpracowników: szejka Muhammada Yaqooba i dziennikarza Abbasa Badreddine'a mającego relacjonować spotkanie Sadra i Kaddafiego dla libańskich gazet.
Amerykanie ostatecznie przyjęli, że w Trypolisie wydarzenia wymknęły się spod kontroli.
Jednak zamiast depesz zapadła cisza. Goście zakwaterowali się w jednym z hoteli w Trypolisie i kilka dni czekali na spotkanie z gospodarzem. 31 sierpnia 1978 r. ostatni raz widziano Sadra publicznie: miał wyjeżdżać z hotelu na spotkanie z Kaddafim. Dzień później w Libii świętowano kolejną rocznicę przewrotu, który wyniósł pułkownika do władzy – Sadra na uroczystościach nie było. Urwały się też telefony od przybyszów z Libanu do ojczyzny. 6 września ta cisza była już tak niepokojąca, że w Libanie ogłoszono alarm.