Historie mówione Polonusów zostały nagrane i zamieszczone na stronie www.polacynawschodzie.pl. Z opowieści blisko 1100 osób i zdigitalizowanych ponad 4000 zdjęć oraz dokumentów z albumów rodzinnych w polecanej książce zmieściła się tylko część – do innych odsyłają kody QR. Całość została przygotowana pod redakcją Dominika Czapigo (który także napisał „Wstęp”), na końcu zaś zamieszczono teksty naukowe – dwa dr hab. Małgorzaty Ruchniewicz oraz jeden dr Anny Wylegały – będące analizą i swoistym podsumowaniem tematów oraz problemów, które odnajdziemy w opowieściach.
Wspomnienia w książce podzielono na rozdziały, które zachowują chronologię zdarzeń, ale też uwzględniają geopolityczne uwarunkowania (od II RP i ZSRR przed II wojną światową, przez niemiecką okupację, sowieckie „wyzwolenie”, aż po rozpad ZSRR). Warto jeszcze zaznaczyć, że: „W publikacji zachowano charakter języka mówionego, nieznacznie korygując to, co mogłoby zakłócić płynność czytania albo wprowadzając takie zabiegi, które je ułatwiają. Wielogłosowa narracja Polaków ze Wschodu toczy się gładko, czytelnik zatrzymuje się od czasu do czasu przy nieraz zaskakujących obrazach, ale przez całą książkę ma się wrażenie słuchania naturalnej, wspomnieniowej opowieści” (z recenzji prof. Marty Kurkowskiej-Budzan). Z pewnością z większości wspomnień wcale nie wyłania się upiększony czy sielski obraz przedwojennych Kresów, a Dominik Czapigo we „Wstępie” podkreśla wręcz, że: „Uważna lektura zebranych w książce opowieści pozwala dostrzec, że patriotyzm naszych rozmówców nie skłaniał ich do idealizowania warunków własnej egzystencji w ojczyźnie czy zapominania o trudnościach, z którymi na co dzień mierzyli się oni i ich najbliżsi, a które nie dotyczyły jedynie okresów wojny i sowieckiej rzeczywistości po 1945, ale także dzieciństwa i młodości w II RP”.
Czytaj więcej
W Warszawie słuchano już rock and rolla, fascynowano się op-artem i Saganką – a o godzinę drogi pociągiem na wschód, w Białej Podlaskiej, przybysze z Sybiru, jak przed wiekiem, wysiadali z wagonów na klęczkach i całowali ziemię.
Wiele zależało od statusu społecznego, wykształcenia i miejsca zamieszkania – przed wojną wielokulturowość i wielonarodowość na Kresach nie wszystkim się podobały. Na wsiach i w małych miasteczkach poszczególne grupy wyznaniowo-narodowościowe żyły raczej obok niż wspólnie, ktoś mógł być „tutejszy”, ale niekoniecznie „swój”. „Żydzi tutaj byli stale, mieli takie namioty, budy, nocowali tu. (...) Pamiętam, że Żydek przynosił śliwy, gruszy (...)” – wspomina Romualda Kuleszo (ur. 1934). Stefan Supranowicz (ur. 1920) podkreśla: „W naszej wsi było tak mniej więcej pół na pół – Litwini i Polacy (...)”, a Zenon Szyszknian (ur. 1920) w swojej opowieści zauważa: „Kardeliszki, taka wioska była – same Moskale. Oni specjalnie przywiezione byli do majątku pracować kiedyś jeszcze (...)”. Warto też przytoczyć słowa Janiny Hołomszy (ur. 1939): „Do 1939 roku w ogóle nie było żadnej różnicy – Polak czy Ukrainiec. Jak było polskie Boże Narodzenie, jedni do drugich szli w gości, świętkowali. (...) Aż przed wojną już się zaczęła ta walka – a to są Poliaki, a to są Ukraińcy”.
Bez wątpienia katastrofalną w skutkach cezurą dla Polaków na Kresach była II wojna światowa. Przeżyli sowiecką napaść 17 września 1939 r. – chłopów i robotników „wyzwalano”, a przedstawicieli inteligencji i „polskich panów” czerwonoarmiści wywozili w głąb ZSRR lub rozstrzeliwali. Gdy wkroczyli Niemcy, było jeszcze gorzej. Hitlerowcy rozpoczęli eksterminację Żydów, ale też obudzili nacjonalistyczne demony w wielonarodowych społecznościach: sąsiad na sąsiada donosił, sąsiad sąsiada zabijał... Władysław Mikszto (ur. 1930): „Niemiec sam nie strzelał, Niemiec dał tylko kazanie: »Rozstrzelać!«, a nabrawszy tutaj miejscowych: młodzież, chuliganów różnych. (...) Ta młodzież za [...] wódkę, wszystko, strzelali tutaj. I Polaków strzelali, i Ruskich strzelali, ale tutaj Żydów strzelali więcej”.