Ile kosztował Niemców podbój Polski?

W zachodniej historiografii dominuje narracja mówiąca o tym, że kampania polska 1939 r. była dla niemieckich sił zbrojnych szybką i łatwą „przechadzką”. Nawet jednak oficjalne i zaniżone statystyki strat najeźdźców wskazują na silny i zacięty opór Wojska Polskiego.

Publikacja: 31.08.2023 21:00

Wojska niemieckie podczas przeprawy przez Wisłę w okolicach Chełmna. Przeprawę obserwuje Adolf Hitle

Wojska niemieckie podczas przeprawy przez Wisłę w okolicach Chełmna. Przeprawę obserwuje Adolf Hitler. Wrzesień 1939 r.

Foto: NAC

16 września 1939 r. miał przynieść Niemcom triumf nad Bzurą. Planowali, że natarcie 1. Dywizji Pancernej z północy połączy się z natarciem ze wschodu 4. Dywizji Pancernej i zmotoryzowanego pułku Leibstandarte SS Adolf Hitler. Pancerne kleszcze miały się zamknąć pod dworem Ruszki na północny zachód od Sochaczewa. Polska 25. Dywizja Piechoty gen. Franciszka Altera miała zostać zniszczona. Początkowo niemieckie natarcie ze wschodu szło prawie zgodnie z planem. Przybycie na czas żołnierzy z polskich 60. i 29. Pułku Piechoty powstrzymało jednak niemiecką piechotę. Nieprzyjacielscy czołgiści nie przejmowali się tym, że stracili osłonę. Atakowali frontalnie polskie pozycje. 4. i 6. bateria z 17. Pułku Artylerii Lekkiej, dowodzone przez ppor. Adama Czartoryskiego i kpt. Ludwika Głowackiego, idealnie wstrzeliły się w siły wroga. W krótkim czasie dwie czołowe niemieckie kompanie pancerne straciły 22 czołgi. Niemcy musieli się wycofać, a plany połączenia z 1. Dywizją Pancerną się załamały.

Przeprowadzone w bezmyślnym, wręcz „sowieckim” stylu niemieckie natarcie pod dworem Ruszki było jedną z oznak tego, że hitlerowska machina wojenna nie była we wrześniu 1939 r. całkiem zgrana i że dopiero uczyła się wdrażać zasady blitzkriegu. Z tą „nauką” wiązały się oczywiście straty w ludziach i sprzęcie. Jak wielkie one były? Po 83 latach wciąż nie mamy w tej kwestii pewności.

Dziurawe statystyki kampanii wrześniowej

Tuż po zakończeniu kampanii polskiej Wehrmacht podał, że stracił w jej trakcie 10 572 zabitych, 3409 rannych i aż 30 322 zaginionych. Wśród zabitych miało być 593 oficerów. Później straty te zweryfikowano w oparciu o dzienniki bojowe poszczególnych niemieckich jednostek. Niemcy wyliczyli na tej podstawie, że mieli 14 188 poległych żołnierzy i 759 oficerów. 30 sierpnia 1944 r. komórka statystyczna Wehrmachtu oceniała już jednak straty armii polowej (Feldheer) w kampanii polskiej na 15 450 żołnierzy i 819 oficerów. W dokumencie z 30 listopada 1944 r. statystycy Wehrmachtu pisali natomiast o 16 843 poległych i 320 zaginionych. Ostatecznie za „kanoniczne” uznano wyliczenia gen. Muellera-Hildebranda z jego książki „Das Heer 1939–1945”, w której podawał, że Wehrmacht stracił podczas kampanii polskiej 16 343 zabitych, 27 280 rannych i 320 zaginionych.

Czy to już jednak liczby ostateczne? Nie, bo nie obejmują strat innych rodzajów sił zbrojnych. Luftwaffe wyliczyła swoje straty osobowe podczas operacji powietrznych nad Polską na 386 zabitych, 407 rannych i 163 zaginionych. Kriegsmarine miała natomiast stracić 77 zabitych, 115 rannych i 3 zaginionych. Do tego należałoby doliczyć straty Waffen-SS, które według opinii oficerów Wehrmachtu były proporcjonalnie wyższe niż podobnych jednostek Feldheer. Dowódcy oddziałów Waffen-SS byli zwykle gorzej wyszkoleni od zawodowców z armii regularnej, a braki w wiedzy i doświadczeniu nadrabiali brawurą graniczącą z głupotą. Symbolem porażek SS podczas wojny w Polsce stała się bitwa pod Mużyłowicami Narodowymi stoczona w nocy z 15 na 16 września 1939 r. Oddziałom 11. Karpackiej Dywizji Piechoty udało się wówczas zniszczyć część pułku SS Germania, który stracił w walce jeden batalion, całą artylerię i tabory. Ogółem straty Waffen-SS w Polsce są szacowane nawet na 800 zabitych. W walce udział brał też Grenzwacht, czyli niemiecka straż graniczna. Formacja ta straciła prawdopodobnie kilkuset zabitych. Wszystkie te rodzaje sił zbrojnych i sił paramilitarnych mogły więc stracić powyżej 18 tys. zabitych. Oczywiście, jeżeli uznamy, że statystyki te są pełne. A nie są.

Historycy wojskowości rzadko kiedy wspominają, że oficjalne wyliczenia Wehrmachtu dotyczące strat osobowych Feldheer w kampanii polskiej obejmują tylko niepełny miesiąc wrzesień. Kończą się one mniej więcej na 25 września. Nie obejmują więc części strat poniesionych podczas drugiej bitwy pod Tomaszowem Lubelskim, podczas ostatniego szturmu fortów Warszawy, ostatnich walk pod Modlinem i w bitwie pod Kockiem. A przecież w ostatniej bitwie tej kampanii poniosła ciężkie straty i została zmuszona do odwrotu niemiecka 13. Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej. Bardzo ostrożnie można więc oszacować straty niemieckich sił zbrojnych podczas podboju Polski na ponad 20 tys. ludzi.

Ciekawe światło na ten problem rzucają wyliczenia z „Rocznika Statystycznego Republiki Federalnej Niemiec 1960”. Zamieszczono w nim zestawienie miesięcznych strat osobowych Feldheer od września 1939 r. do końca listopada 1944 r. Według tego źródła straty we wrześniu 1939 r. wyniosły 16 400 zabitych i 400 zaginionych, a w październiku 1800 zabitych. Intrygująco wyglądają wpisy za kolejne miesiące. Listopad: 1000 zabitych, grudzień: 900 zabitych, styczeń: 800 zabitych, luty: 700 zabitych i 100 zaginionych, marzec: 1100 zabitych. A przecież między 6 października 1939 r. a 9 kwietnia 1940 r. Wehrmacht nie prowadził żadnych operacji wojskowych na znaczącą skalę. Na froncie zachodnim trwała wówczas tzw. dziwna wojna. Alianci nie prowadzili dużych bombardowań Niemiec. Zwykle zamiast bomb zrzucali nad Rzeszą ulotki. Jak więc tłumaczyć to, że choćby w listopadzie 1939 r. doliczono się 1000 zabitych w Wehrmachcie? Logicznym wyjaśnieniem jest, że byli to żołnierze, którzy zmarli z ran odniesionych w Polsce. Gdy zliczymy te statystyki, to otrzymujemy 22 700 zabitych i 500 zaginionych z samego Feldheer. Łącznie ze stratami Waffen-SS, straży granicznej, Luftwaffe i Kreigsmarine to około 25 tys. zabitych i zaginionych.

Władysław Pobóg-Malinowski, wybitny emigracyjny historyk, w trzecim tomie swojej „Najnowszej historii politycznej Polski”, podawał natomiast, że według „poufnego źródła z niemieckiego ministerstwa wojny” straty niemieckie wyniosły do 24 września: 91 278 zabitych, 63 417 ciężko rannych i 34 938 lżej rannych. Informację tę zamieścił w przypisie, w którym jednak nie podawał jej źródła (co było dosyć niezwykłe, ponieważ Pobóg-Malinowski zazwyczaj bardzo skrupulatnie podchodził do kwestii źródeł). Być może była ona oparta na doniesieniach wywiadowczych z Berlina.

Wśród poległych Niemców znajdowali się również prominenci. Pierwszym generałem, który zginął w trakcie II wojny światowej w Europie był SS-Brigadeführer (i zarazem generał-major policji) Wilhelm Fritz von Roettig. Zginął 10 września 1939 r. w zasadzce pod Opocznem zorganizowanej przez żołnierzy 77. Pułku Piechoty. Miał zostać rozerwany granatem, który wpadł do wnętrza jego samochodu. Pod Warszawą zginął natomiast gen. Werner von Fritsch, szef Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) w latach 1935–1938. Był iście pechowym generałem. Stracił stanowisko w OKH po spreparowanej przez SS aferze homoseksualnej (po kilku miesiącach oczyszczono go z zarzutów). Podczas kampanii w Polsce był oficjalnie tylko honorowym szefem 12. Pułku Artylerii, ale faktycznie był wpływowym doradcą niemieckich dowódców oblegających Warszawę. Według oficjalnej wersji zginął 22 września 1939 r. od postrzału na Zaciszu. Jest też jednak wersja mówiąca o tym, że zabito go 15 września w zasadzce pod Starą Miłosną. Z kolei 18 września koło wsi Pociecha w Puszczy Kampinoskiej w pojedynku pancernym z tankietką TKS zginął książę Wiktor Albrecht IV von Ratibor, przedstawiciel wybitnego śląskiego rodu arystokratycznego.

W agresji przeciwko Polsce brały udział jednak nie tylko umundurowane siły regularne. Wspierały je liczne jednostki dywersyjne i paramilitarne, takie jak Freikorps. Ich straty są obecnie bardzo trudne do wyliczenia, ale z relacji uczestników walk wynika, że były one w pierwszych dniach wojny duże. Terroryści z niemieckiego Freikorps wykrwawili się już 1 września podczas walk o śląskie kopalnie. Niemieckich dywersantów po schwytaniu rozstrzeliwano jak zwykłych bandytów, zgodnie z prawem międzynarodowym. Ostrożne szacunki mówią, że z rąk Polaków zginęło we wrześniu 1939 r. 2 tys. niemieckich bojówkarzy. Do tego trzeba by doliczyć nieznaną liczbę ukraińskich terrorystów. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów podawała, że straciła wówczas 160 zabitych i 53 rannych, ale jednocześnie twierdziła też, że zdobyła na Polakach m.in. kilka samolotów. Liczby te trzeba więc uznać za czystą propagandę.

Nie zapominajmy również, że Niemcy nie były jedynym agresorem w 1939 r. Wspólnikami ich najazdu były Związek Sowiecki i Słowacja. Oficjalne wyliczenia dotyczące strat poniesionych przez Słowację mówią o 37 zabitych, 11 zaginionych i 114 rannych. Wojska słowackie nie prowadziły jednak w Polsce walk o dużej intensywności. Głównie toczyły potyczki z polskimi brygadami górskimi i batalionami Obrony Narodowej oraz szły w ślad za niemieckimi jednostkami zmotoryzowanymi.

Straty sowieckie, według oficjalnych rosyjskich statystyk, wynosiły natomiast 1475 zabitych i 2002 rannych. Określenie „sowiecka statystyka” powinno być jednak uważane za oksymoron, na każdym szczeblu dowodzenia w Armii Czerwonej zaniżano bowiem straty własne. Ponadto oficjalne wyliczenia dotyczą jedynie okresu do 30 września. Nie obejmują więc choćby bitwy pod Wytycznem, walk w rejonie Parczewa, Chełma, Tomaszowa Lubelskiego i przy granicy węgierskiej. Czesław Grzelak szacuje więc straty sowieckie podczas tego „marszu wyzwoleńczego” na 2,5–3 tys. zabitych i 8–10 tys. rannych. Tomasz Głowiński, Rafał Igielski i Mieczysław Lebel w publikacji „Bitewnym szlakiem września 1939 roku” wskazują natomiast, że można mówić o 3–4 tys. zabitych Sowietów. Do tego należy doliczyć straty różnego rodzaju dywersantów, komunistycznych milicji oraz innych bandytów z czerwonymi opaskami na ramionach.

Kwestia skali

Łączne straty poniesione przez najeźdźców podczas nieco ponad miesiąca walk w Polsce można więc bardzo ostrożnie ocenić na ponad 30 tys. zabitych. To dużo czy mało? Każda ocena będzie bardzo subiektywna. Ale można się pokusić o porównania.

„Przytoczone straty krwawe agresorów w 1939 r. w Polsce, na tle innych kampanii II wojny światowej, nie są bynajmniej nikłe. W przewlekłych walkach lądowych na terenie Norwegii Wehrmacht odnotował w swoich szeregach około 1400 zabitych. W błyskawicznym podboju Jugosławii – 1200 do 5000 zabitych (zależnie od źródeł), a w kampanii zachodnioeuropejskiej od 10 maja do 22 czerwca 1940 r. łącznie około 53 tys. poległych. Podczas całej wojny w Afryce Północnej zginęło 12 800 niemieckich żołnierzy, zaś na froncie zachodnim w 1944 r., między desantem aliantów w Normandii a kontrofensywą w Ardenach, przy bezapelacyjnej przewadze wojsk amerykańsko-brytyjskich w sile ognia i ich bezwzględnej dominacji w powietrzu, nieporównanie wyższym wskaźniku nasycenia walczących wojsk bronią automatyczną, czołgami i artylerią niż w 1939 r., oddało życie nieco ponad 70 tys. żołnierzy III Rzeszy. Na froncie wschodnim w ciągu listopada 1941 r., gdy toczyły się walki na przedpolach Moskwy, armia niemiecka straciła 33 tys. ludzi. Tak zatem przybliżone 20–25 tys. zabitych w kampanii polskiej żołnierzy Wehrmachtu świadczy dobitnie o zaciętości polskiej obrony i waleczności polskiego żołnierza. Gdy do tego dodać 3–4 tys. poległych Sowietów, zabitych w krótkim czasie, głównie przez osłabiony KOP i formacje rezerwowe, uzyskać można rzeczywisty obraz ceny, jaką w zabitych zapłacili najeźdźcy za krwawy IV rozbiór Rzeczypospolitej” – piszą Głowiński, Igielski oraz Lebel.

Wojsko Polskie też zapłaciło dużą cenę za opór prowadzony w skrajnie trudnych warunkach. Biuro Odszkodowań Wojennych szacowało w 1945 r. jego straty podczas kampanii polskiej na: 66 300 zabitych i 133 700 rannych. Czesław Łuczak określał je później na ponad 70 tys. zabitych. Tadeusz Panecki pisał natomiast, że Wojsko Polskie straciło we wrześniu i w październiku 1939 r. ok. 92–97 tys. zabitych, z czego 17–19 tys. przypadało na poległych, zmarłych z ran i zaginionych na Kresach Wschodnich (czyli również zamordowanych przez Sowietów krótko po poddaniu się). Na każdego zabitego agresora przypadało więc trzech żołnierzy polskich. Trzeba jednak pamiętać o ogromnej przewadze liczebnej i materiałowej najeźdźców, o tym, że od samego początku musieliśmy prowadzić wojnę w okrążeniu i o braku pomocy ze strony aliantów zachodnich, którzy nie wykorzystali znakomitej okazji do szybkiego pokonania Niemiec.

Do innego spojrzenia na skuteczność Wojska Polskiego w 1939 r. skłania również przebieg rosyjskiej inwazji na Ukrainę rozpoczętej w lutym 2022 r. Siły Zbrojne Ukrainy, podobnie jak Wojsko Polskie w 1939 r., broniły się przy granicach kraju, będąc atakowane z trzech kierunków geograficznych (rolę Białorusi w tej wojnie można porównać do roli marionetkowej Słowacji). Przeciwnik okazał się dużo mniej profesjonalny niż Wehrmacht – często zadziwiał świat swoją niekompetencją. Ukraińcy uzyskali też wszechstronne wsparcie od USA, Wielkiej Brytanii, Polski i innych państw NATO. Pomoc ta objęła m.in. dostawy nowoczesnej broni. Ukraina nie musiała też się martwić, że Polska wejdzie w rolę Sowietów z 1939 r. i wbije jej nóż w plecy. Dzięki tak korzystnemu środowisku międzynarodowemu była w stanie się skutecznie bronić. W czasie pierwszych pięciu miesięcy walk Siły Zbrojne Ukrainy, według własnych wyliczeń, zabiły ponad 40 tys. najeźdźców. Po pierwszych 36 dniach szacowały one straty przeciwnika na 17 800 zabitych, czyli o ok. 12 tys. mniej niż straty niemieckie i sowieckie podczas kampanii polskiej 1939 r.

Płonący sprzęt

Najazd na Polskę był dla III Rzeszy kosztowny sprzętowo. Pobóg-Malinowski, przytaczając doniesienia „poufnego źródła z niemieckiego ministerstwa wojny”, podawał, że do 24 września Niemcy stracili blisko 1000 pojazdów pancernych, ok. 700 samolotów, 370 dział i moździerzy oraz 11 tys. pojazdów różnych typów. Te doniesienia są częściowo zbliżone do późniejszych wyliczeń historyków. Przyjmuje się ogólnie, że Polacy zniszczyli bądź uszkodzili Niemcom ponad 1000 czołgów i samochodów pancernych. Stanowiło to około 30 proc. sprzętu tego typu rzuconego przeciwko Polsce. Niemcy zdołali jednak część z tych pojazdów ściągnąć z pobojowisk i wyremontować. Na przykład podczas bitwy pod Mokrą 1 września 1939 r. Niemcy mieli stracić ponad 50 czołgów, ale w swojej dokumentacji jako straty bezpowrotne podali 25 czołgów. Rajmund Szubański oceniał więc ogólne straty niemieckich sił pancernych na 675 czołgów i 319 samochodów pancernych, ale wskazywał, że straty bezpowrotne w czołgach (czyli te maszyny, których nie dało się już przywrócić do użytku) wynosiły 217 maszyn.

Po kampanii polskiej niemieccy eksperci bardzo krytycznie oceniali wartość bojową swoich podstawowych maszyn: uzbrojonych w karabiny maszynowe czołgów PzKpfw I oraz uzbrojonych w działka 20 mm PzKpfw II. Ich zdaniem należało też ponownie przemyśleć taktykę. Podczas starć w Polsce niemieckim dowódcom zdarzało się bowiem postępować równie bezmyślnie jak Sowietom – choćby rzucając czołgi bez osłony piechoty na ulice Warszawy czy szturmując nimi poprzez wąski most, bramę twierdzy brzeskiej.

Straty sowieckie w broni pancernej są niezwykle trudne do oszacowania ze względu na fałszowanie statystyk. I tak na przykład podczas bitwy pod Kodziowcami, w nocy z 21 na 22 września 1939 r., Sowieci mieli stracić – według polskich szacunków – 22 czołgi. Sami przyznali się do utraty zaledwie czterech, choć na pobojowisku zostało mnóstwo wraków. W bitwie pod Szackiem, stoczonej pomiędzy 28 a 30 września, Sowieci oficjalnie stracili 12 czołgów i 5 ciągników gąsienicowych. Prawdziwe straty były jednak pewnie wyższe, gdyż rozbita została cała sowiecka 52. Dywizja Strzelecka. W zaciętych walkach ulicznych w Grodnie, toczonych od 20 do 22 września, oficjalnie stracili 19 czołgów i 3 samochody pancerne.

Niemieckie bezpowrotne straty lotnicze wyniosły prawdopodobnie około 280 samolotów. Ponadto uszkodzonych zostało ok. 263–270 maszyn, z czego 70 nadawało się do naprawy. Jeden zestrzelony myśliwiec (niektóre źródła mówią o dwóch samolotach) straciła też Słowacja. Sowieckie straty lotnicze są zagadką, choć czasem można spotkać się z wyliczeniami mówiącymi o 15 utraconych samolotach. Straty te poniesione zostały przez agresorów w walce nad krajem, który 1 września 1939 r. posiadał 392 samoloty bojowe i 102 pomocnicze, w większości o osiągach technicznych gorszych od sprzętu niemieckiego.

Niemcy podczas kampanii polskiej ponosili także straty na morzu. Były one jednak stosunkowo niewielkie. 1 października 1939 r. na minie postawionej przez polski okręt podwodny zatonął niemiecki trałowiec „M-85”, a wraz nim utonęło 23 marynarzy. 3 września starcie artyleryjskie ze stawiaczem min ORP „Gryf” i niszczycielem ORP „Wicher” przegrały dwa niemieckie duże niszczyciele: „Leberecht Maass” i „Wolfgang Zenker”. Zostały one poważnie uszkodzone. 27 września natomiast pociskiem z baterii cyplowej na Helu trafiony został pancernik „Schleswig-Holstein”. 7 grudnia na polskiej minie wyleciał w powietrze kuter rybacki „Heimat”, natomiast 22 stycznia 1940 r. mina spowodowała zatonięcie trawlera „Muehlhausen”.

Dużo ważniejsze od spalonego sprzętu i utraconych żołnierzy były jednak poniesione przez Niemcy straty strategiczne. Napadając na Polskę, III Rzesza weszła w wojnę z mocarstwami zachodnimi, której nie była w stanie wygrać. Niemcy stworzyły sobie też granicę ze Związkiem Sowieckim, która wręcz zachęcała Stalina do agresji. Katastrofa, która spotkała Niemcy w 1945 r. – cofnięcie etnosu niemieckiego na granice z XIII w., miliony zabitych żołnierzy, miasta zburzone przez alianckie bombardowania, masowe gwałty na Niemkach, sowiecko-aliancka okupacja i towarzyszące jej przekształcenie kultury narodowej – była bezpośrednim skutkiem ich błędnych decyzji z 1939 r. „Musiałbym być idiotą, by rozpoczynać wojnę światową z powodu Polski” – stwierdził Adolf Hitler. Nie można mu odmówić w tej kwestii racji.

16 września 1939 r. miał przynieść Niemcom triumf nad Bzurą. Planowali, że natarcie 1. Dywizji Pancernej z północy połączy się z natarciem ze wschodu 4. Dywizji Pancernej i zmotoryzowanego pułku Leibstandarte SS Adolf Hitler. Pancerne kleszcze miały się zamknąć pod dworem Ruszki na północny zachód od Sochaczewa. Polska 25. Dywizja Piechoty gen. Franciszka Altera miała zostać zniszczona. Początkowo niemieckie natarcie ze wschodu szło prawie zgodnie z planem. Przybycie na czas żołnierzy z polskich 60. i 29. Pułku Piechoty powstrzymało jednak niemiecką piechotę. Nieprzyjacielscy czołgiści nie przejmowali się tym, że stracili osłonę. Atakowali frontalnie polskie pozycje. 4. i 6. bateria z 17. Pułku Artylerii Lekkiej, dowodzone przez ppor. Adama Czartoryskiego i kpt. Ludwika Głowackiego, idealnie wstrzeliły się w siły wroga. W krótkim czasie dwie czołowe niemieckie kompanie pancerne straciły 22 czołgi. Niemcy musieli się wycofać, a plany połączenia z 1. Dywizją Pancerną się załamały.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Dlaczego nie widać wieży hejnałowej bazyliki Mariackiej w Krakowie?
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Historia Polski
2 kwietnia mija 19. rocznica śmierci Jana Pawła II
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił