Ocenę liczebności AL w dniach powstania mocno utrudnia to, że po 15 września 1944 r. jej siły rozmyły się w ramach Połączonych Sił Zbrojnych AL, PAL i KB. Owe Połączone Siły Zbrojne pod względem politycznym uznawały władzę kolaborantów z PKWN, ale pod względem wojskowym podporządkowały się dowództwu AK. Co ciekawe, były one współtworzone przez organizacje niemające korzeni komunistycznych. PAL, czyli Polska Armia Ludowa, była wcześniej uważana wręcz przez AL za niebezpieczną konkurentkę. Owa socjalistyczna organizacja przyciągnęła do siebie m.in. Milicję Ludową RPPS, część Polskiej Ludowej Organizacji Niepodległościowej, część Komendy Obrońców Polski i część Gwardii Obrony Narodowej. Jej komendant Henryk „Czarny” Borucki działał w konspiracji od 1939 r. i był podziwiany jako człowiek, który uciekł z aresztu Gestapo. Obecnie historycy twierdzą jednak, że jego relacje z niemiecką policją polityczną były co najmniej dziwne. Niemcy planowali mu nawet powierzyć dowództwo polskich oddziałów walczących z Sowietami!
PSZ dowodził samozwańczy generał Julian Skokowski. Miał piękny antybolszewicki epizod w życiorysie – jako dowódca oddziału Murmańczyków w północnej Rosji w 1918 r. W 1939 r. był dowódcą piechoty dywizyjnej 25. Dywizji Piechoty i dowódcą Grupy „Palmiry”. Działalność konspiracyjną zaczął w 1941 r. w nacjonalistycznym Związku Jaszczurczym, skąd później przeszedł do Gwardii Obrony Narodowej, a stamtąd do PAL. 29 lipca 1944 r. obkleił ulice Warszawy odezwą wzywającą do powstania, w której kłamliwie twierdził, że dowództwo AK uciekło z miasta i on wobec tego przejął komendę. Zastępcą dowódcy PAL z ramienia RPPS był Jan Mulak – później znany jako legendarny trener lekkoatletyczny, a w III RP senator SLD, marszałek senior Senatu III kadencji. Liczebność PAL w powstaniu różne źródła szacują od 120 do 500 żołnierzy. Jednym z nich był profesor Bronisław Wieczorkiewicz, badacz gwary warszawskiej i zarazem ojciec znanego historyka profesora Pawła Wieczorkiewicza.
Historycy zastanawiają się, jak bardzo PAL była zinfiltrowana przez sowieckie tajne służby, ale jak dotąd nie znaleźli rozstrzygających dowodów na ten temat. Faktem jest, że to jeden z oficerów PAL, Stanisław „Skała” Piękoś, był w marcu 1945 r. posłańcem generała NKWD Iwana Sierowa do przywódców Polski Podziemnej. W czasie powstania zaś, 7 września, oficer PAL Stanisław „Litwin” Sławiński zainicjował bunt przeciwko dowódcy AK generałowi Tadeuszowi „Borowi” Komorowskiemu. Namówił kilku oficerów PAL, AK i nawet NSZ, by podpisali się pod odezwą wzywającą „Bora” do dymisji, a AK do podporządkowania się PKWN.
Trzeci człon Połączonych Sił Zbrojnych stanowił Korpus Bezpieczeństwa, który miał liczyć w powstaniu 600–700 żołnierzy. Tworzyli oni m.in.: Batalion Szturmowy „Nałęcz” na Starówce, Batalion Szturmowy „Jur-Radwan” w Śródmieściu Północnym i Batalion „Sokół” w Śródmieściu Południowym. Organizacja ta została stworzona przez zwolenników generała Sikorskiego, a w jej skład wchodzili m.in. bojownicy Strażackiego Ruchu Oporu „Skała”. Mocno angażowała się w pomoc dla getta. Była podporządkowana AK, aż w lipcu 1944 r. nagle podpisała porozumienie o współpracy z PAL. Jej komendant, pułkownik Andrzej Wincenty „Tarnawa” Petrykowski, wyjechał przed powstaniem do Lublina, by nawiązać kontakt z dowództwem LWP. Dowództwo nad warszawskimi oddziałami KB pozostawił pułkownikowi Leonowi „Doliwie” Korzewnikjancowi, w 1939 r. komendantowi straży pożarnej podczas obrony Gdyni i Oksywia.
We wrześniu 1944 r. władzę PKWN uznał również Związek Syndykalistów Polskich. Jego członkowie walczyli jednak w powstaniu w podporządkowanej AK 104. Kompanii Syndykalistów. Brała ona udział m.in. w walkach o ruiny Zamku Królewskiego, katedry św. Jana i broniła Domu Profesorów. W pierwszych dniach powstania rozrosła się z 50 do 360 ludzi, z których jednak tylko 38 zdołało się ewakuować do Śródmieścia. Dowódcą jednego z jej plutonów był Stanisław „Nałęcz” Komornicki, który zaczął powstanie jako żołnierz scalonej z AK Narodowej Organizacji Wojskowej, ale po rozproszeniu swojego oddziału wstąpił do 104. Kompanii. We wrześniu przedostał się z Czerniakowa na Pragę, gdzie wstąpił do LWP. Dosłużył się stopnia generała i był znanym historykiem wojskowości. Zginął 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.
Między hańbą a sławą
Edwin „Gustaw” Rozłubirski w 1939 r. jako 13-latek został przyjęty do 1. Korpusu Kadetów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie. Brał udział w obronie „Zawsze Wiernego Miasta” przed Niemcami. Później ukrywał się przed sowieckimi wywózkami. Po wkroczeniu Niemców został wcielony do Baudienstu, skąd uciekł w 1942 r. Jakimś dziwnym trafem przyłączył się do komunistycznej Gwardii Ludowej. Miał wówczas 16 lat i chyba nie był zorientowany politycznie. Służył w partyzantce, a w Warszawie pomagał organizować pluton szturmowy „Czwartaków”. W rozmowie z Lechem Kowalskim, zamieszczonej w książce „Generałowie”, tak wspominał pierwszy dzień powstania: „Znajdowałem się 1 sierpnia przy ulicy Hożej, w mieszkaniu dowódcy »Czwartaków« por. Lecha Kobylińskiego »Konrada«, późniejszego profesora Politechniki Gdańskiej. Około 17.00 usłyszeliśmy strzelaninę; początkowo nie zwróciliśmy na to większej uwagi, ale wpadł na moment do mieszkania adiutant »Konrada«, Zbyszek Kulesza (zginął później w powstaniu), oznajmiając, że wybuchło powstanie. Myśleliśmy, że żartuje. (…) Ale, ponieważ strzelanina się przedłużała, postanowiliśmy zejść na dół i zobaczyć, co się dzieje. Na ulicy Hożej, mniej więcej na wprost wytwórni serów, która funkcjonuje do dzisiaj, spotkaliśmy chłopaków z AK z opaskami na rękawach z napisem WP. Uzbrojenie mieli bardzo liche i toczyli już walkę z Niemcami, którzy skryli się we wspomnianej wytwórni serów. Rzucali w bramę granatami własnej produkcji, ale te nie wybuchały (…). »Konrad« polecił mi im pomóc, pobiegłem na górę do jego mieszkania i przyniosłem potrzebne uzbrojenie, w tym karabin maszynowy, pistolet i granaty. Ocena naszego wsparcia nie należy do mnie, ale brama po pierwszym wybuchu granatu puściła, przez wyłom wskoczyli chłopcy z AK i unieszkodliwili broniących się Niemców. Pobiegłem za nimi. Od tego momentu miałem hełm, który zdjąłem jakiemuś zabitemu Niemcowi; był nieco pokrwawiony, ale deszcz trochę padał, więc nie było problemu. Służył mi później przez całe powstanie”. Rozłubirski nieco później brał udział w walkach o Ministerstwo Komunikacji, do których użył jedynego karabinu maszynowego będącego na uzbrojeniu AL w Warszawie. „Silny ogień wyciszył Niemców na jakiś czas. Ludzie zaczęli mi bić brawo, zapanował niespotykany entuzjazm, wręcz euforia. Niektórzy przynosili nam ze sklepów słodycze, pamiętam, że dostałem dużo »krówek«. Przyłączyliśmy się później do tego oddziału, dostaliśmy od nich te same opaski, jakie oni nosili. Jeszcze dwie doby walczyliśmy wspólnie. Po czym »Konrad« nas ściągnął i zameldowałem się u niego. Otrzymaliśmy zadanie przebicia się na Stare Miasto” – wspominał Rozłubirski.