Japończycy zwali je „ianfu", czyli pocieszycielkami. Tysiące tych kobiet w trakcie wojny miało za zadanie świadczyć usługi seksualne żołnierzom imperium. Choć ofiarami takiego procederu były dziewczęta niemal ze wszystkich krajów i terytoriów kolonialnych okupowanych przez Japończyków, to współorganizatorów systemu wojskowej prostytucji ścigał po II wojnie światowej jedynie holenderski wymiar sprawiedliwości – i to na bardzo małą skalę. Dopiero po upływie kilku dekad, w momencie gdy ostatni świadkowie umierają, drażliwa kwestia wojennej prostytucji oraz niewolnictwa seksualnego stała się punktem zapalnym w relacjach Japonii z Koreą Płd. oraz (w dużo mniejszym stopniu) z innymi dawniej okupowanymi przez cesarstwo ziemiami. Nasycone emocjami, oddziałujące na wyobraźnię mężczyzn oraz lęki kobiet, historie o seksualnym upodleniu przez okupanta stały się bronią w ideologicznej wojnie. Japonia, ze zrozumiałych względów, nie chce ich przypominać. Korea robi z nich jeden z filarów swojego nacjonalizmu. Feministki wplatają je w swój dogmat o złej patriarchalnej kulturze. W takiej atmosferze jakiekolwiek krytyczne badania dotyczące historii „ianfu" i wojskowej prostytucji są łatwo przemilczane. A historia ta nie jest przecież czarno-biała, jak to przedstawiają oficjalne narracje. Spora część pocieszycielek nie była bowiem seksualnymi niewolnicami, a system wojskowej prostytucji nie mógłby istnieć na tak dużą skalę bez wsparcia tysięcy lokalnych kolaborantów i kolaborantek.