22 lipca 1918 r. do Moskwy, gdzie mieściła się siedziba bolszewickiego rządu, dotarła szokująca wiadomość. Armia białych, dowodzona przez nieznanego nikomu oficera, wtargnęła do Symbirska i rozbiła w puch bolszewicki garnizon. Ta klęska miała też ogromne znaczenie propagandowe – było to w końcu rodzinne miasto Lenina, dlatego jego upadek mógł podkopać wizerunek komunistycznej władzy. „Symbirsk bronić do ostatniej kropli krwi" – rozkazał Jukums Vacietis, były szef ochrony Lenina, awansowany na dowódcę Armii Czerwonej. Dopiero po kilku dniach wywiad doniósł, że dowódca białych, który przegnał bolszewików z Symbirska, nazywa się Władimir Oskarowicz Kappel i zadaje czerwonym klęskę za klęską. „Czy tego Kappela nie da się przeciągnąć na naszą stronę?" – pytał zmartwiony Lew Trocki. Telegram z odpowiedzią nie przyszedł, bo kolejny atak białych pozbawił bolszewików środków łączności. Trocki miał się przekonać o zdolnościach wojskowych Kappela w krótki czas później i to w okolicznościach, których do końca życia się wstydził. Dopiero wówczas zrozumiał, że Kappel nigdy nie przystanie do bolszewików, bo to by oznaczało zdradę cara, a Kappel nie umiał zdradzać.