Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego

Według wiceministra kultury Ukrainy Andrija Nadżosa nazwanie Wołynia ludobójstwem nie jest możliwe z powodu rosyjskiej propagandy. Czy w sprawie zbrodni UPA wybrzmią w końcu polskie racje? To test naszej politycznej sprawczości. Jeśli Polska nie potrafi tego załatwić, nie załatwi niczego innego.

Publikacja: 18.04.2025 04:06

Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego

Foto: PAP/Jacek Turczyk

Korespondencja z Kijowa

Po świętach Wielkiejnocy w Puźnikach w Ukrainie rozpoczną się pierwsze prace ekshumacyjne. W nocy z 12 na 13 kwietnia 1945 roku ukraińscy nacjonaliści (UPA) zamordowali siekierami, nożami i kosami około 80 mieszkańców polskiej wsi na Podolu. Po 80 latach mają zostać zidentyfikowani i pochowani na cmentarzu.

Zgodnie z prawem wniosek o zgodę na ekshumację do władz obwodu tarnopolskiego oraz ukraińskiej Międzyresortowej Komisji ds. Upamiętnień Ofiar Wojen i Represji Politycznych złożyły Wołyńskie Starożytności (reprezentujący organizację Ołeksij Złatohorski został zmobilizowany). Udział w pracach wezmą: Fundacja Wolność i Demokracja (zainicjowała poszukiwania ofiar zbrodni w tym miejscu), IPN, ukraińscy archeolodzy i Alina Kharlamowa. Kieruje nimi prof. Andrzej Ossowski z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Na pozytywne rozpatrzenie czekają pozostałe wnioski. Wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości rozpoczną się prace w kolejnych miejscowościach. Jest to więc postęp.

Czytaj więcej

Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne

Polska – według informacji „Rzeczpospolitej” – przyjęła strategię zuniwersalizowania dyskusji, a więc odwołuje się do prawa międzynarodowego, które stanowi o godnym pochowaniu zmarłych. Rozmowa z Ukraińcami została sformatowana w ten sposób, aby rozładować napięcie. Polskie władze słusznie odwołują się do empatii i norm uniwersalnych – poszukiwania i pochówek mają być aktem humanitarnym. Powstaje jednak pytanie, skoro odseparowują w negocjacjach ekshumacje i pochówek od historii i upamiętniania – czy w sprawie zbrodni na Wołyniu i w Galicji Wschodniej wybrzmią w całości polskie racje (o ile w ogóle zostały one kiedykolwiek zdefiniowane). Lub inaczej: czy robiąc krok bez wątpienia w dobrą stronę, Polska zakłada w przyszłości działania również z porządku oficjalnej pamięci?

Zdaniem wiceministra kultury Ukrainy nazwanie rzezi wołyńskiej ludobójstwem nie jest możliwe z powodu rosyjskiej propagandy

Opublikowane w „Rzeczpospolitej” badania IBRiS dla More in Common Polska, organizacji badawczej zajmującej się przeciwdziałaniu polaryzacji, pokazują, że 49 proc. respondentów pytanych o wyrazy wdzięczności Ukrainy dla Polski za niesioną pomoc, odczuwa potrzebę przeprosin za rzeź wołyńską i umożliwienie ekshumacji ofiar. Nieoficjalnie z innych niż resort kultury źródeł dowiadujemy się w Kijowie, że ukraińskie władze mają świadomość znaczenia problemu dla polskiego społeczeństwa – w całym jego przekroju.

Jednocześnie w ukraińskiej debacie publicznej obecny jest pogląd, że nie ma gestów, które zaspokoiłyby polskie oczekiwania. Należy więc brać to pod uwagę, właściwie je adresując. Przy czym ta debata w Ukrainie jest, po pierwsze, polaryzująca, a po drugie, toczy się jednak w pewnej bańce. „Rzeczpospolita” wzięła udział w spotkaniu z Andrijem Nadżosem, wiceministrem kultury Ukrainy, którego zapytała, czy w wieloletniej perspektywie czasowej uznaje za możliwe nazwanie tego, co wydarzyło się na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ludobójstwem, oraz jak przyjął wypowiedzi premiera Donalda Tuska oraz ministrów Władysława Kosiniaka-Kamysza i Radosława Sikorskiego, którzy od rozwiązania historycznego sporu uzależnili nawet ukraiński akces do Unii Europejskiej. Po pierwsze, wiceminister Andrij Nadżos zauważył, że Wołyń pojawił się w rozmowach na temat rozszerzenia Unii Europejskiej o Ukrainę, ale dziś podstawowym problemem są blokujące to Węgry. Ale zapewnił, że rozumie, jak bardzo ważna dla Polaków jest pamięć o II wojnie światowej.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Polska nie ma już wyjścia – musi sprawę ludobójstwa na Wołyniu szybko załatwić

Po drugie, Nadżos przypomniał o realiach, w jakich toczy się debata: z rąk rosyjskich żołnierzy giną kolejni ukraińscy żołnierze i cywile. Po trzecie, ukraiński wiceminister kultury komunikuje jasno: użycie terminu „ludobójstwo” („genocyd”) muszą poprzedzić badania. Można to rozumieć tak, że chodzi o inne badania niż prowadzone do tej pory przez polskich naukowców; dlatego  ekshumacje z udziałem ukraińskich archeologów mają kluczowe znaczenie. Wreszcie po czwarte, według Nadżosa przyjęcie terminu „ludobójstwo” nie jest możliwe z powodu rosyjskiej propagandy. To prawda, Polska musi liczyć się z tym, że Rosji zależy na antagonizowaniu jej z Ukrainą. Tak samo Ukraina. W polskiej debacie publicznej coraz mocniej zaznacza się więc stanowisko, według którego nazwanie rzeczy po imieniu nie wzmacnia, ale osłabia Kreml, ograniczając chociażby jego możliwości rozgrywania tematu wewnątrz kraju.

Polityka historyczna jest probierzem, a Wołyń jest testem sprawczości państwa polskiego

Centrum Mieroszewskiego zrealizowało w 2024 roku badanie opinii publicznej, pytając Ukraińców, czym według nich były wydarzenia nazywane przez historyków „tragedią wołyńską” lub „rzezią wołyńską”: według 30 proc. respondentów to wojna polskiego i ukraińskiego podziemia, której ofiarami była polska i ukraińska ludność cywilna, a zdaniem 13 proc. – wojna polskiego podziemia z Ukraińcami, którzy musieli się bronić. Odpowiedzi „Mordy na polskich mieszkańcach Wołynia i Galicji, dokonywane przez poszczególne oddziały UPA wbrew rozkazom kierownictwa” udzieliło 7 proc., a „Czystki etniczne na Polakach, wykonane na rozkaz dowództwa UPA” – 7 proc. 28 proc. uczestników badania trudno znaleźć odpowiedź.

Jednocześnie 23 proc. ankietowanych deklaruje, że zna temat bardzo dobrze, a 58 proc. odpowiada: „Tak, słyszałem coś, ale nie jestem pewna”. Odpowiedzi „nie” udzieliło 18 proc. respondentów. Ale opisany przez „Rzeczpospolitą”, zrealizowany przez ukraińskiego youtubera Akima Halimova (kanał: „Prawdziwa historia”) dokument pokazuje, że w ukraińskim społeczeństwie widać zainteresowanie tym tematem: rozwiązaniem jest więc szybsze stymulowanie debaty i wymiana tudzież dyplomacja kulturalna. I tu wychodzi polska słabość: nie mamy zaplanowanej polityki historycznej i nie doceniamy jej znaczenia jako narzędzia tzw. soft power.

W polskiej debacie publicznej coraz mocniej zaznacza się więc stanowisko, według którego nazwanie rzeczy po imieniu nie wzmacnia, ale osłabia Kreml, ograniczając chociażby jego możliwości rozgrywania tematu wewnątrz kraju

Poszukiwania i ekshumacje są więc pierwszym krokiem. Ale czy polski rząd myśli o kolejnych –  oficjalne upamiętnienie, zwiększenie świadomości historycznej? Czy przenosząc spór na płaszczyznę godnego pochówku – jakże potrzebnego rodzinom ofiar – Polska nie zrezygnuje z własnej narracji historycznej, a więc wskazania przyczyny i sprawcy?

To prawda: wszystko po kolei, ale czy już się o tym myśli? Wszak polityka historyczna jest probierzem polityki w ogóle. To znaczy, że Wołyń jest testem polskiej politycznej sprawczości. A dosłownie: jeśli Polska nie potrafi tego załatwić, nie załatwi niczego innego.

Korespondencja z Kijowa

Po świętach Wielkiejnocy w Puźnikach w Ukrainie rozpoczną się pierwsze prace ekshumacyjne. W nocy z 12 na 13 kwietnia 1945 roku ukraińscy nacjonaliści (UPA) zamordowali siekierami, nożami i kosami około 80 mieszkańców polskiej wsi na Podolu. Po 80 latach mają zostać zidentyfikowani i pochowani na cmentarzu.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne
Historia
Testament Bolesława Krzywoustego, czyli rozbicie dzielnicowe
Historia
Fridtjof Nansen i Roald Amundsen. Wikingowie XIX wieku
Historia
Amazonka odkryła swoją tajemnicę
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
„Czworaki literackie”. Dzieje niezwykłego domu w Krakowie