W związku z przypadającą dziś rocznicą tzw. krwawej niedzieli, kulminacyjnego punktu rzezi wołyńskiej, przypominamy tekst, który ukazał się na łamach "Rzeczy o historii" w lipcu 2017 roku.
Wartownika na wieży kościoła w Hucie Stepańskiej wyrywała z odrętwienia łuna, która około godz. 23 rozświetliła rozgwieżdżone lipcowe niebo. Płonęła pobliska Persepa, a po chwili płomienie pokazały się także od strony Użań, Soszników, Hałów i Tura. Kościelny dzwon zaczął bić na trwogę – stało się jasne, że w końcu Ukraińcy ruszyli do zmasowanego ataku na polskie osady, nad którymi zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Kiedy zaalarmowana pożarami zbrojna samoobrona Huty poderwała się na nogi, przygotowując się do walki, druga grupa upowskich zbrodniarzy przystąpiła do pacyfikacji Borka, Lad i Kurortów, a w końcu o godz. 3.25 odgłosy zażartej strzelaniny rozległy się w pobliskiej Wyrce. Mieszkańcy Huty Stepańskiej mieli nadzieję, że być może tamtejszej samoobronie, która od wielu miesięcy ściśle współpracowała z oddziałem w Hucie, uda się powstrzymać napastników. Główną redutą był tam kościół i otaczające go murowane budynki. Jednak po dwóch godzinach niemal nieprzerwanej strzelaniny na drodze biegnącej z Wyrki pojawili się pierwsi przerażeni uciekinierzy. Mimo zorganizowanej obrony wsi nie udało się uratować. Przyszła kolej na Hutę, największą okoliczną osadę. Jej mieszkańcy byli jednak od dawna przygotowani na ukraiński atak i nie zamierzali łatwo sprzedać swojej skóry.
Czytaj także: Ile można zaprzeczać ludobójstwu na Wołyniu?
Obrona Huty Stepańskiej
Huta Stepańska znajduje się stosunkowo blisko Parośli, wsi, w której 9 lutego 1943 r. Ukraińcy dokonali pierwszej masowej zbrodni na Wołyniu. Mieszkańcy Huty jako jedni z nielicznych nie zlekceważyli tego ataku, ale uznali go za potencjalny zwiastun poważniejszego zagrożenia. Na zorganizowanym naprędce zebraniu zapadła decyzja o utworzeniu samoobrony, na której czele stanał Władysław Kurkowski „Duch", miejscowy nauczyciel i członek podziemia. Jak słuszna był to inicjatywa, pokazała już najbliższa noc, kiedy uzbrojeni Ukraińcy skrytobójczo zamordowali czterech mieszkańców wsi, w tym dwóch wartowników.
Samoobrona działająca na wzór wojskowy szybko rozrosła się do kilkusetosobowego oddziału, który dzielił się na drużyny i plutony. We wsi pojawiły się bunkry, ukryte stanowiska strzelnicze, zasieki. Dniem i nocą pilnowali jej uzbrojeni wartownicy; jeden z nich stale obserwował okolicę z wieży kościelnej. Dowódcą wojskowym został początkowo podoficer rezerwy Hieronim Konwerski, a od kwietnia stanowisko to przejął sierżant Jan Szabelski. Miesiąc później do Huty Stepańskiej przybył por. Władysław Kochański „Bomba", cichociemny, który miał za zadanie odbudować struktury AK w powiecie kostopolskim. Z czasem to on zaczął odgrywać decydującą rolę w dowództwie samoobrony Huty i sąsiedniej Wyrki.