„Odwołajcie Woroszyłowa, zastąpcie go Timoszenką" – tak miał krzyczeć do najwyższych rangą dowódców wojskowych wściekły Stalin. Był wieczór, 6 stycznia 1940 roku. Na biurko radzieckiego przywódcy trafił właśnie kolejny raport obnażający niemoc Armii Czerwonej w ofensywie na Finlandię. Liczniejsze wojska sowieckie nie były w stanie skutecznie sforsować fińskich punktów obrony i dotrzeć do Helsinek. Co więcej: na początku stycznia 163. Dywizja Strzelecka została całkowicie rozbita, jej uzbrojenie wpadło w ręce Finów, a niedobitki uciekały na wschód po zamarzniętych lasach i jeziorach. Stalin doszedł do wniosku, że za te niepowodzenia odpowiada osobiście głównodowodzący frontem ludowy komisarz obrony Kliment Woroszyłow. Kazał więc natychmiast odwołać go do Moskwy. Od plutonu egzekucyjnego Woroszyłowa uratowała zapewne tylko osobista przyjaźń ze Stalinem (znali się jeszcze z konspiracji z czasów carskich), a także jego zasługi dla rewolucji w 1917 roku. Następnego dnia na front wyleciał z Moskwy specjalnym samolotem marszałek Siemon Timoszenko – jeden z najbardziej utalentowanych radzieckich dowódców, cztery miesiące wcześniej dowódca frontu, który 17 września zaatakował Polskę z terytorium Ukrainy.