Epoka wiktoriańska pozostaje synonimem ciasno zapiętej pod szyją pruderii i obyczajowego rygoryzmu, który z licznym potomstwem „babki Europy” rozprzestrzenił niemieckiego ducha na cały kontynent. Zdawało się, że protestancki purytanizm, obudowany mitem pruskiego przywiązania do prawa i porządku, święci ostateczne tryumfy. Ale choć ten mit udało się wyeksportować, stojące za nim wartości były zgniłe u źródła. Świadczy o tym skandal uchodzący za zwiastun końca imperialnej Rzeszy.
Szampański kulig w lesie...
Istniało kilka przyczyn, dla których aresztowanie Leberechta von Kotze było więcej niż sezonową atrakcją plotkarską Berlina. Rzadko pod klucz trafiał arystokrata, w dodatku szambelan i mistrz cesarskiego ceremoniału, a przy tym ulubiony zausznik kaisera.
Drugi powód wskazywał kierunek, w jakim zmierzało państwo pod panowaniem Wilhelma II. Von Kotze był więziony bez żadnych procedur sądowych, a nawet postawienia zarzutów. Do aresztu trafił prawem kaduka, jedynie na podstawie widzimisię cesarza. I choć pozbawianie wolności nie leżało w prerogatywach kaisera, bezprawny rozkaz wykonano bez żadnego sprzeciwu. Autorytet prawa, którym Prusy chełpiły się od czasów Fryca Wielkiego, zastąpił autorytet władzy – i to na wszystkich poziomach. Wkrótce pewien szewc w Köpenick udowodnił, że w Niemczech nie trzeba być nawet cesarzem, by aresztować, kogo się zechce, jeśli się nosi pruski mundur wojskowy.
Jednak zbiorową wyobraźnię rozpalało tło obyczajowe skandalu, o którym dawno dudniły pralnie i piwiarnie Berlina. Tłumaczy to poniekąd wysiłki cesarza, żeby sprawę trzymać z dala od jawnych procesów cywilnych, choć mleko było dawno rozlane.
Pałac cesarski wciąż odczuwał mdłości po karnawałowym bankiecie, jaki w styczniu 1891 r. wyprawiła księżna Charlotte, najstarsza siostra kaisera. Początkiem afery była bowiem kolacja wieńcząca szampański kulig w lesie Grunewald pod Berlinem. Prócz księżnej, czyniącej honory domu w królewskim Pałacu Myśliwskim, w zabawie uczestniczyło 14 osób z wierzchołka dworskiej hierarchii.