Był pierwszym po wojnie prezydentem Szczecina (1945 – 1950). Do dziś trwa dyskusja, czy nie oddawał zbyt wielu cegieł na potrzeby stolicy, ale nie ulega wątpliwości, że naprawdę działał na rzecz miasta. Zresztą także województwa, bo kierował Biurem Planowania Regionalnego. Tworzył również Wyższą Szkołę Inżynierską, był inicjatorem powołania Uniwersytetu Szczecińskiego, został rektorem Politechniki Szczecińskiej. Ale stopnie naukowe zdobywał gdzie indziej: magisterium na Politechnice Lwowskiej (1934), doktorat na Politechnice Warszawskiej (1952), profesurę na Politechnice Wrocławskiej (1969). Tytuł doktora honoris causa przyznała mu z kolei Politechnika Poznańska (1989). Jako wykładowcę zapraszało go 45 uczelni z 32 krajów – głównie komunistycznych.
We wrześniu 1939 r. był zastępcą komendanta obrony przeciwlotniczej w Poznaniu, gdzie spędził całą okupację. Pracował jako robotnik w Zarządzie Zieleni Miejskiej i kreślarz w biurze projektowym (tworzył m.in. poznańską Maltę). Prenumerował wtedy „Pommersche Zeitung”.
Jeszcze przed wojną sympatyzował ze środowiskiem hallerczyków (jego ojciec – też Piotr – był adiutantem generała), walczącym o przesunięcie granicy polskiej ku Odrze i zajęcie Szczecina. Nic dziwnego, że po wojnie został jego prezydentem. Odezwę o wolnym, bo polskim już mieście – podpisaną „inż. Piotr Zaremba, prezydent Miasta Szczecina” – zakończył zdaniem: „Niech żyje Rząd Jedności Narodowej”. To była cena, którą przedwojenny inżynier musiał zapłacić nowej władzy.
Od małego zbierał znaczki – pasję przejął po dziadku. Lubił też mapy: rysował plany miast, które sam wymyślał. Nic dziwnego, że specjalizował się potem w urbanistyce i rozwoju aglomeracji miejskich. Wiele pisał, zwłaszcza o Szczecinie, chociaż wspomnienia – w tym imponujący piętnastotomowy „Dziennik” – drukował w Poznaniu. W pogrzebie – zmarł w 1993 roku – uczestniczyło kilka tysięcy osób. Metropolita Marian Przykucki mówił wtedy, że był świadomy wielkiej roli, jaką do spełnienia na ziemiach odzyskanych miał Kościół, w czym pomagał z całych sił. Do dziś w Szczecinie jego imię nosi Trasa Zamkowa, choć akurat był przeciwnikiem odbudowy starej niemieckiej przeprawy w tym miejscu Odry.W życiorysie jest też tajemnica. Gdy wschodnioniemiecka marynarka rozpoczęła demonstracje na szczecińskim torze wodnym (1985), zwane „wojną w Zatoce Pomorskiej”, poprosił jednego z synów o wspólny wyjazd do Holandii. Wybrał nietypową trasę: przez Szwecję, Danię i RFN. Kiedy znaleźli się w Hadze, polecił zatrzymać auto w bocznej uliczce i poszedł gdzieś z wypchaną teczką. Później wyjaśnił, że dostarczył do Trybunału Międzynarodowego dokumenty dotyczące „sprawy świnoujskiej”, a trasę wyprawy dobrał tak, aby po drodze nie zatrzymała ich Stasi.
Młodszy brat Piotra. Razem w 1917 roku uciekali z Petersburga przed nadchodzącą rewolucją. Ojciec był tam dyrektorem banku, miał też obawy z powodu swojego pochodzenia: Zarembowie to stara polska rodzina szlachecka, ich herb przedstawia czarnego lwa za murem, co w heraldyce oznacza zdobycie miasta, siłę i bogactwo. Zresztą matka Jadwiga – z którą Piotr i Paweł jechali wtedy do Polski, bo ojciec wcześniej z generałem Hallerem popłynął do Anglii – pochodziła z niemieckiej arystokracji.Paweł szkołę powszechną skończył w Warszawie, prawo studiował już – po kolejnej rodzinnej przeprowadzce – w Poznaniu. W kampanii wrześniowej walczył w szeregach 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Trafił do niewoli. Spędził ją oflagu Murnau. Po uwolnieniu z obozu został redaktorem „Orła Białego” w Londynie, potem dziennikarzem Sekcji Polskiej BBC, a pod koniec lat 70. pracował jako zastępca Jana Nowaka-Jeziorańskiego w polskiej sekcji Radia Wolna Europa.