Próbowano go zmiękczyć – bez skutku. Może „gdyby nas lepiej i piękniej kuszono/ słano kobiety różowe płaskie jak opłatek/ lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha/ lecz piekło w tym czasie było byle jakie” (Zbigniew Herbert „Potęga smaku”).
W tym byle jakim piekle można było zostać jednak zredukowanym do zera. Na pewno emigracja wewnętrzna, na jaką udał się Zbigniew Herbert w latach stalinowskich, środków do życia nie zapewniała. I Leopold Tyrmand zrobił z niego w „Dzienniku 1954”, jak żartował poeta, „świętego Szymona Słupnika, który głoduje i tak dalej”. Ten dobrze wykształcony, najwybitniejszy poeta swojej generacji, urodzony w 1926 roku, za dziadowskie pieniądze pracował w spółdzielni inwalidów, potem w Centralnym Zarządzie Torfowisk, a gdy w ogóle nie miał gotówki, oddawał krew za pieniądze.
Szansę na małą stabilizację otrzymał w Gdańsku, gdzie zrobiono go kierownikiem oddziału Związku Literatów Polskich. W 1951 roku pojechał jednak na akcję odbierania kułakom zboża, którego nagle zabrakło jak Polska długa i szeroka. Po powrocie zrezygnował z pracy i odesłał legitymację ZLP. Nie chciał dołączyć do grona nadzorców niewolników i stać się zawodowym literatem za cenę uprawiania kłamstwa.
Nie znaczy to, że przestał pisać, a i publikować, co czynił najczęściej w prasie paksowskiej, pisując tam recenzje, głównie plastyczne. Do PAX jednak nie wstąpił, choć namawiał go do tego osobiście sam Bolesław Piasecki. Dał natomiast swoje wiersze do antologii „...i każdej chwili wybierać muszę”, z czego czyniono mu potem zarzut, wytykając szczególnie wiersz podtytułem swoim odnoszący się do Kongresu Pokoju.
Poeta Mikołaj Bieszczadowski zwrócił jednak uwagę, że większość utworów Herberta z tej antologii znalazła się później w świetnie przyjętym pierwszym samodzielnym tomie poety „Struna światła”: „Tam były w porządku, a w Paksie już nie? – pytał retorycznie. – A dlaczegóż to uchodził za lepszy, za szlachetniejszy partyjny czytelnik? (...) »Dziś i jutro« mimo niewątpliwej ugodowości było przeciw socjalizmowi, a »Nowa Kultura« (której naczelnym zostać miał Wiktor Woroszylski – przyp. K. M.) – za”.