Pamiętny wiec na placu Defilad. Ogromny tłum na tym placu. Ludzie ożywieni i radośni. Mnóstwo podpitych. Śpiewają patriotyczne i religijne pieśni. „My chcemy Boga”, „Rotę”, „Jeszcze Polska”... A Gomułka witany entuzjastycznie. – Drugi Sikorski! – ktoś powiada z tyłu. Inny widzi w nim Andersa. Jakaś kobieta w żałobie płacze ze wzruszenia. Tysiące oczu wpatrzonych w Gomułkę.
Pijani też cichną. Jego przemówienie to był hymn narodowego patriotyzmu. Dawno zapomniane słowa. Nie damy się. Polska będzie suwerenna, niepodległa. Z Mocarstwem możemy, ale jako równorzędni partnerzy. Pięknie wyłożył wszystko Gomułka. I o złej gospodarce też mówił. I o wojskach obcych, które groźnie manewrują gdzieś w pobliżu Legnicy.
– Mamy Polskę! – wzruszali się ludzie jak dzieci. – Mamy kardynała na wolności!
Huragan braw dla Gomułki.
Ludzie rozchodzili się powolnie. Jedni zamyśleni, milczący. W tym zamyśleniu waga słów wypowiedzianych przez Gomułkę. Ich doniosłość. Inni rozkrzyczani, radośni. Podrzucali w górę czapki, obejmowali się i całowali zamaszyście.Na skraju placu zobaczyłem dwóch znajomych doliniarzy. Obaj w pilśniowych kapeluszach, spoceni. Oczy błyszczały im radosnym ożywieniem. „I oni tak samo” – pomyślałem. Pociągnęli mnie za obelisk z wyrytymi odległościami w kilometrach do różnych stolic Europy.