Piwnica niezależności

Inwigilacją zajmowała się armia funkcjonariuszy. Gorliwym i wieloletnim współpracownikiem był jedynie organizator imprez Piwnicy pod Baranami

Aktualizacja: 27.04.2012 11:57 Publikacja: 17.12.2007 16:20

Piwnica niezależności

Foto: Forum

27 kwietnia mija 15 lat od śmierci Piotra Skrzyneckiego. Przypominamy tekst z dodatku Najnowsza historia Polaków z grudnia 2007

Wiosną 1956 r. grupa młodych krakowskich twórców wynalazła i własnymi siłami oczyściła podziemia Pałacu pod Baranami zawdzięczającego swą nazwę rogatym łbom wyrzeźbionym na podporach reprezentacyjnego balkonu pierwszego piętra. Ten imponujący budynek, świetnie usytuowaną w Rynku Głównym własność Potockich, „sprawiedliwość dziejowa” oddała po wojnie w ręce „ludu pracującego miast i wsi”.

Świta ministra narobiła szumu, że dla ich szefa zabrakło krzesła. – Panie ministrze, w dzisiejszych czasach lepiej stać, niż siedzieć! – stwierdził Piotr

W notatkach Kazimierza Wiśniaka „Z pamiętnika 1956” czytamy, jak to wiosną „kierownictwo Krakowskiego Domu Kultury »Pod Baranami« oddało zagraconą pałacową piwnicę działaczom ZMP-owskim, którzy mieli zorganizować w niej Klub Młodzieży Twórczej. Najaktywniejsi zabrali się do pracy, a to: Bronisław Chromy, Jerzy Kossowski, Franciszek Miecznikowski, Barbara Kwaśniewska, Boguś Zubrzycki, Magda Pruszyńska, kolega Podolak, Zbigniew Bujarski, Marian Wallek-Walewski, Jerzy Sulma, Ewa Marcinkowska, Rajmund Jarosz i mój serdeczny przyjaciel Wiesio Dymny. To oni wyburzali mury, wynosili gruz rękami, zamiatali, sprzątali całe noce”.

W maju, „26-go o godzinie 21 nastąpiło któreś tam otwarcie Piwnicy pod Baranami. Zaproszenia wykonane techniką linorytu zaprojektował Wiesław Dymny. Swoje bajki o zwierzętach czytała Janina Garycka, doktorantka UJ. Przejęła sprawę piwnicy, rzuciła karierę naukową. W blasku świec i ognia z kominka podawano gratis i w nieograniczonych ilościach najtańsze grzane wino „Wino”. Rysio Fischbach grał na gitarze, Wanda Szczuka ułożyła specjalny taniec piwniczny. Wieczór ten był wyjątkowo nudny”.

Z końcem lat 70. „nieznani sprawcy” pobili Piotra Skrzyneckiego. Satyryk Andrzej Warchał część stanu wojennego spędził w tzw. internacie

Spotkania miały miejsce przy świecach, co było równie romantyczne, jak podyktowane sytuacją. Instalacja elektryczna nie schodziła wówczas niżej parteru.

Plotki o orgiach i nudne orędzie

„Październik wytworzył w Krakowie niezwykłe wśród ludzi wiry i entuzjazm, podniecał wyobraźnię do twórczych pomysłów i czynów. Powtarzamy sobie zdanie: „Po latach kłamstw i krzywd nastaje czas nadziei” – zapisał Wiśniak. – W Piwnicy pod Baranami było cicho i spokojnie. W przytulnym kącie, przy kominku, suszyła swoje łachmany przyprowadzona przez Piotra Basia N., w drugim kącie Krzysio Litwin komponował na gitarze. Jan Güntner wygłaszał wiersze swojego przyjaciela Andrzeja Bursy, Joanna Olczakówna czytała moje i swoje gazetki, a Wiesio malował po ścianach. Bywali Skarżyńscy. Lidia nieodłącznie z bukietem kwiatów, za nimi przybywał Mrożek”.

I listopad: „Biegamy na Politechnikę Krakowską oddawać krew dla Węgrów. Kika Lelicińska z Leszkiem Hołdanowiczem rozklejają kartki z barwami narodowymi Węgier, rysując na ich tle oko, z którego spływa łza. Panika na ulicach wzrasta. Ludzie mówią wyłącznie o wojnie, wykupują mydło, świece cukier, mąkę. Z radia co chwilę nawołują do spokoju i opanowania. (…) Zamknęliśmy się znowu w Piwnicy. Chwedczuk prowadził śpiewano-czytane wieczory, tańczyliśmy, piliśmy wino, śpiewaliśmy „Leokadię” – nasz piwniczny hymn. Zastanawialiśmy się, co robić dalej. 11-go Piotr Skrzynecki zaproponował założenie kabaretu w Piwnicy. 12-go zaczęły się próby. Piotr błaga, abyśmy pozwolili mu zostać konferansjerem kabaretu. Myśleliśmy, że to żarty. Miał przecież złą dykcję. Seplenił, dwóch zdań nie umiał nauczyć się na pamięć. Błagał i błagał do rana. 13-go próba śpiewana. Piotrowi daliśmy odprawę. W kabarecie nie wystąpi”.

Skrzynecki obejrzał próbę i „powiedział, że to, co wymyśliliśmy, jest haniebne” – wspomina Joanna Olczak w albumie „Piwnica pod Baranami”. A i samo widowisko było, jej zdaniem, żenujące. „Nasz konferansjer wyszedł na estradkę i przez nikogo nieupoważniony wygłosił długie i mętne orędzie na temat tego, kim jesteśmy jako grupa (specyficzna odmiana postsartre’owskiego paraegzystencjalizmu) i czego chcemy jako grupa (zamanifestować brutalnie swoją fizyczną i duchową inność). Patrzyliśmy na siebie ogłupiali, jedyne, czego chcieliśmy jako grupa, to powygłupiać się trochę, a jedyne, co nas łączyło w grupę, to wstręt do wszelkich manifestów i programów. (…) Dalej, wbrew manifestom, było jak pod koniec imienin u cioci, każdy popisywał się swoim najulubieńszym numerem. A to wierszykiem. A to piosenką francuską, a to dowcipem. Jedno lepsze, drugie takie sobie, trzecie idiotyczne”.

Gwoli faktom dodajmy, że pierwszym piwnicznym konferansjerem był scenograf Krzysztof Zrałek, później znany jako Pankiewicz. Ujawnił się jeszcze pod koniec występów, rzucając w pierzchających widzów krzesłami i gromko pokrzykując, że to objaw buntu przeciw przejawianym przez nich skostniałym wzorcom estetycznym.

Kazimierz Wiśniak w swej kronice odnotował, że „Piwnicę pod Baranami otacza atmosfera skandalu, po mieście krążą plotki o orgiach, nagich, pijanych kobietach tańczących w lochach. Ludzie szturmują bramy Piwnicy. Każdy jest żądny sensacji, każdy chce to zobaczyć. O świcie dozorca, pan Sztyc, ogłasza: »Moi państwo, miejcie rozum, spać już iść trzeba!«. 16 późnym wieczorem odbyła się premiera »Polskiej Stajni Narodowej«. Wbrew naszym sprzeciwom Piotr Skrzynecki wepchał się na estradę i wymamrotał kilka tekstów”.

Lenin zamiast papugi

Po kilku występach Zrałka, który wyjechał do Warszawy, na stanowisku konferansjera zastąpił inny scenograf, Mariusz Chwedczuk. Kiedy pewnego dnia nie przyszedł, a publiczność domagała się kabaretu, Hanna Mortkowicz-Olczakowa zaproponowała, żeby program poprowadził Piotr Skrzynecki. Ponieważ skandal i tak wisiał w powietrzu, nikt nie protestował.

„Każde słowo Piotra przyjmowane było huraganami śmiechu. Jego niewątpliwa trema, pomyłki, spóźnione wejścia, przekręcanie nijakiego tekstu dotychczasowej konferansjerki – wszystko, co robił i mówił, było tak śmieszne, że nie tylko publiczność, ale i wykonawcy tarzali się ze śmiechu. Wieczór trwał i trwał. A kiedy zakończył się owacjami, było jasne, że dzięki Piotrowi narodziła się nowa wartość. Która stała się z czasem głównym walorem Piwnicy” – dodaje Joanna Olczak, córka pomysłodawczyni wpuszczenia w piwniczną konferansjerkę Piotra Skrzyneckiego, wtedy studenta historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– „Piwnica” miała być zajęciem dla grupy ludzi na jedną sobotę – mówił mi jej szef i aranżer w 1993 r. w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. – Ale wciąż ktoś wpada z nowymi pomysłami. Dlatego nigdy nie mieliśmy sprecyzowanego programu i nie chcieli nas puszczać w Polskę. Z początkiem lat 60., po wyrzuceniu nas z lokalu w Krakowie, wystąpiliśmy nielegalnie w warszawskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych na Chmielnej. Antoni Słonimski powiedział mi wtedy, że właśnie taki kabaret chciał stworzyć z Tuwimem. Żukrowski dostał wówczas w głowę czapką harcerską, a sądził, że oficerską, i napisał na nas okropny paszkwil. Z końca lat 70. pamiętam straszną awanturę cenzury w Tarnowie, bo ktoś zaśpiewał coś innego, czy powiedział nowszą fraszkę. W latach 80. często występowaliśmy nielegalnie, np. w Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie, gdzie nasz program oglądał ksiądz Jerzy Popiełuszko.

Po całkiem legalnych występach Piwnicy w warszawskiej Stodole w 1981 r. Piotra wezwano przed oblicze partyjnych władz od kultury. Miał im wytłumaczyć znaczenie detalu scenografii – w wiszącej złotej klatce stał biały biust Lenina, a przed nim płonęła świeczka.

– Chcieliśmy do klatki wsadzić papugę, ale się nie mieściła – oznajmił konferansjer Piwnicy aparatczykom zestrachanym po proteście ambasady radzieckiej. – Wzięliśmy więc to, co było pod ręką.

Podczas którejś z galowych imprez Piwnicy świta jednego z ministrów narobiła szumu, że dla ich szefa zabrakło krzesła.

– Panie ministrze, w dzisiejszych czasach lepiej stać, niż siedzieć! – stwierdził Piotr do mikrofonu.

W 1982 r., po festiwalowym pobycie w Arezzo, piwniczanie udali się na audiencję u papieża Jana Pawła II.

– Dużo się w Krakowie mówi o panu, panie Piotrze – zagaił rozmowę Ojciec Święty.

– O Jego Świątobliwości również – odrzekł nagabnięty.W stanie wojennym Skrzynecki „stojąc na Rynku, nie usłuchał nawoływań milicji do rozejścia się”. Kolegium puściło mu to wykroczenie „w niepamięć”, radząc, żeby z początkiem maja zanadto nie rzucał się w oczy. Skrzynecki wyjechał do Krościenka. Ledwo wynajął sobie pokój, pod jego oknami zahamował milicyjny gazik. Przyjechali nie po niego, lecz po gospodarza. A po wieczerzy Piotr S. – były ministrant księdza Czartoryskiego w Makowie – przyłączył się do rodzinnej modlitwy o szczęśliwy powrót pana domu, funkcjonariusza MO wezwanego do Krakowa na akcję.

Sąsiad z placu Na Groblach zbudził kiedyś Piotra w niedzielę o siódmej rano (biesiady po sobotnim programie kabaretowym kończą się circa o trzeciej, czwartej). Zmusił go do szybkiego ogolenia się, umycia, po czym zaproponował wspólną wycieczkę do zoo.

– Na Boga, po co? – oponował nieprzekonany Piotr.– Widzi pan te kije? – sąsiad potrząsnął długimi tyczkami. – Będziemy nimi drażnić małpy i jakoś nam dzień zleci.

„Nieznani sprawcy” pobili Piotra

Zleciało jakoś i Piwnicy prowadzonej teraz, z woli zespołu, przez satyryka Marka Pacułę. Z weteranów nadal czynny jest jeszcze Zygmunt Konieczny.

– Dla mnie treść przekazu jest równie ważna jak forma – zwierza się kompozytor. – Swego czasu Ewa Demarczyk była w Piwnicy jedyną wykonawczynią, którą można było nazwać profesjonalną, bo – mówię o sprawach czysto technicznych – śpiewała czysto i poprawnie. Teraz tak śpiewają u nas nawet chórki. Dlatego jeżeli się mówi, że dziś w Piwnicy nie ma indywidualności, może to być wrażenie pozorne. Co innego sądziło się o dawnej Piwnicy, zespole hermetycznym, pojawiającym się okazjonalnie w jakimś klubiku, a co innego, gdy tak jak teraz, wychodzi na zewnątrz.Można długo jeszcze wymieniać etapy rozwoju Piwnicy, znaczone programami i nazwiskami pojawiających się w niej twórców i wykonawców. Aż strach zacząć, bo można nie skończyć albo też, co równie prawdopodobne, narazić się na zarzut stronniczości, opuszczając to lub owo znaczące – innych w Piwnicy nie było – nazwisko. A wszystkich, niestety, wymienić się nie da.W konfrontacji z peerelowską codziennością artyści piwniczni wychodzą z twarzą. Ich artystyczna niezależność szła w parze z zaletami ducha i charakteru. Dowodzi tego także książka „Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentach Służby Bezpieczeństwa” Joanny Drużyńskiej i Stanisława M. Jankowskiego. Wynika z niej, że inwigilacją piwniczan zajmowała się armia funkcjonariuszy systemu. Świadomym i gorliwym wieloletnim współpracownikiem ulokowanym wewnątrz zespołu i czerpiącym ze swego procederu nieliche profity był jedynie organizator piwnicznych imprez Michał Ronikier.

Paradoks Piwnicy polega na tym, że jako kabaret stroniący od doraźności – spraw polityki dotykający najwyżej z wyrozumiałą ironią – dzięki swej absolutnej niezależności zaczął odgrywać w Polsce Ludowej ważną rolę polityczną. Przysparzało mu to zresztą kłopotów.

Z końcem lat 70. „nieznani sprawcy” pobili Piotra Skrzyneckiego. Satyryk Andrzej Warchał część stanu wojennego spędził w tzw. internacie. Politycznych kontekstów dopatrywały się u niego nie tylko nasze służby. Podczas wyjazdu w 1981 r. Piwnicy do Arezzo podejrzenie włoskiej kontroli granicznej wzbudził paszport Warchała. Wyrabiano mu go w pośpiechu, by mógł zdążyć na finał festiwalu w Lille, po odbiór Grand Prix za swój film „Gołąbek”. Na pytanie, dlaczego jako jedyny z zespołu ma paszport służbowy, zareagował z właściwą sobie godnością: – Je suis un grand personnage!To samo można rzec o prawie każdym z piwniczan.

27 kwietnia mija 15 lat od śmierci Piotra Skrzyneckiego. Przypominamy tekst z dodatku Najnowsza historia Polaków z grudnia 2007

Wiosną 1956 r. grupa młodych krakowskich twórców wynalazła i własnymi siłami oczyściła podziemia Pałacu pod Baranami zawdzięczającego swą nazwę rogatym łbom wyrzeźbionym na podporach reprezentacyjnego balkonu pierwszego piętra. Ten imponujący budynek, świetnie usytuowaną w Rynku Głównym własność Potockich, „sprawiedliwość dziejowa” oddała po wojnie w ręce „ludu pracującego miast i wsi”.

Pozostało 96% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem