Tak zwany karnawał solidarnościowy porównywano też do listopada 1918 roku oraz do pierwszych dni powstania warszawskiego. Wielu ludzi wtedy jeszcze pamiętało początek tamtego sierpnia 1944...

Owe momenty dziejowe łączyło przede wszystkim wszechogarniające poczucie wolności. Oto możemy nareszcie stanowić sami o sobie. Bez nadętej, nieudolnej, narzuconej z zewnątrz władzy. Bez cenzury. Bez strachu. Możemy mówić otwarcie o teraźniejszości i przyszłości, a także o przeszłości. Umacniać własną tradycję i tożsamość. Kto tego odzyskiwania ojczyzny nie przeżył, temu trudno pojąć niebywały entuzjazm panujący wówczas w społeczeństwie. Mimo braku towarów i innych uciążliwości codziennych, Polacy byli dla siebie życzliwi, pomocni, solidarni właśnie, bo pełni nadziei.

Dziś wiemy, że władza szykowała użycie siły do zdławienia „Solidarności” od momentu jej powstania. Wtedy z goryczą, a nawet ze zdziwieniem (Dlaczego tak czynią? Przeciw Polsce?!) reagowaliśmy na ciągłą destrukcję ze strony komunistów. Opóźniali rejestrację NSZZ „S”, pobili działaczy w Bydgoszczy, prowokowali strajki itd., itp. W końcu na osiem lat zapadła noc generałów. Ocknęliśmy się z niej, to prawda, i żyjemy w wolnym kraju już tak długo, że młodzi szczęśliwie nie pamiętają poprzedniego ustroju. Ale tym bardziej – owego niebywałego entuzjazmu 16 miesięcy, którego w 1989 roku już, niestety, brakowało.