Powody zazwyczaj są te same – niechlujstwo, zła organizacja, zapominalstwo, rozrzutność. W wielu domach wyrzuca się świeże, niedojedzone ziemniaki czy kluski pozostawione na talerzach, wylewa do kubła kilka łyżek zupy, bo nikt już na nią nie ma ochoty albo dlatego, że zbyt wiele jej się wlało.

Takie „sposoby” marnotrawstwa żywności w obecnej sytuacji szczególnie zasługują na potępienie. Kraje znacznie od nas zamożniejsze doszły do ogólnego dobrobytu dzięki oszczędności bardzo daleko posuniętej. Dziś, gdy kupujemy wszystko, co można dostać, realizujemy od razu cały przydział, by nie stać znów w kolejce, mogą nas i śmieszyć zwyczaje przyjęte w bogatych krajach. Tam wędlina tak cienko pokrojona, że przez plasterek świat widać, sprzedawana jest w 70-gramowych paczkach, a skrzętna gospodyni w sezonie starannie wybiera jeden ogórek czy dwa jabłka. (...) My z różnych powodów kupujemy w dużych ilościach żywność, która musi starczyć na dłuższy czas. Rządzenie domowymi zapasami, a są one w każdym domu z uwagi na przyjęty u nas ostatnio (na kartki) sposób nabywania żywności, wymaga uwagi już nie tylko pani domu, ale i domowników. Dużym ułatwieniem, które chroni przed marnotrawstwem, jest np. kładzenie różnych rozpoczętych produktów oraz wymagających szybkiego spożycia, a także resztek z obiadu, w lodówce w umówionym miejscu, znanym wszystkim domownikom. za J. Boczkowskim „Obok spraw spożywczych”, „Jestem” nr 1, 1982 r.