W chrześcijańskiej historiografii Hiszpanii postać tę spotykamy dopiero w XII stuleciu. Szerzej spopularyzował ją Pedro del Corral w swej „Crónica del rey don Rodrigo” (1443). Tu już pojawia się rozbudowany wątek uwiedzionej i zhańbionej przez Roderyka córki o imieniu Bona Cava (czy to nie od arabskiego słowa al-kahba – zhańbiona?) i zemsty ojca na sprawcy nieszczęścia. Pisali o nim np. angielski poeta romantyczny Robert Southey, a także sławny rosyjski poeta Aleksander Puszkin w wierszu „Rodrig”.
W literaturze polskiej Julian zagościł w dramacie „Florynda” Felicjana Faleńskiego (1825 – 1910), człowieka wielce nieszczęśliwego, mawiającego – jak Norwid – że „przyszedł na świat niepotrzebny wcale”, i pewnie dlatego szukającego w historii podobnych sobie nieszczęśników (ojciec i teść Faleńskiego uwikłani byli we współpracę z caratem, a on czuł się wyobcowany).
Historycy powątpiewają natomiast w istnienie Juliana. Wizygoci nie mieli posiadłości w Afryce. Ceuta była bizantyńska, Julian mógł więc być namiestnikiem basileusa z Konstantynopola. Tak uważa np. holenderski orientalista Reinhard Dozy, sądząc, że Julian sprowadził Arabów i Berberów do Hiszpanii, by zaszkodzić Wizygotom, konkurentom Bizancjum. Inni sądzą, że ów „hrabia Julian” (po łacinie comes Iulianus) to po prosto tytuł namiestnika miasta Iulia Traducta (dzisiejsza Tarifa na południu Hiszpanii, nad Cieśniną Gibraltarską). Hiszpański historyk Rafael Altamim sądzi z kolei, że Julian był władcą chrześcijańskiego państewka Berberów Gomara, kimś w rodzaju Kosejli. Pogląd ten podchwycił i zbeletryzował Teodor Parnicki w powieści „Hrabia Julian”.