– Pierwszego dnia po wyzwoleniu matka poszła do obozu na Radogoszczu, gdzie przebywali więźniowie, potem przez wiele lat szukała ojca przez Czerwony Krzyż. Bezskutecznie – opowiada Tadeusz Krzemiński. – Mój tato został uznany za zmarłego, a jego imię i nazwisko znalazło się na pamiątkowej tablicy pomordowanych urzędników magistratu.
Rodzina dawno straciła nadzieję na odnalezienie Władysława Krzemińskiego albo chociaż wyjaśnienie jego losów.
Tymczasem w maju tego roku na strzelnicy wojskowej na Brusie (teren leśny na obrzeżach Łodzi) odkopano zbiorową mogiłę 40 mężczyzn zamordowanych strzałami w tył głowy. Egzekucji dokonano w niedzielę 12 listopada 1939 roku.
W grobie znaleziono dziesięć obrączek. Były na nich wygrawerowane daty, inicjały, imiona: „Basieńka”, „Stefa”, „Kira”.
Tadeusz Krzemiński dowiedział się o odkryciu z komunikatu IPN. Zainteresowały go litery: „J” i „K” oraz data 10.08.1930 na jednej z obrączek. Odnalazł akt ślubu rodziców: Janiny i Władysława. Data się zgadzała. Na obrączce mamy widniały inicjały: „W” i „K”. W środę – wzruszony – pierwszy raz w życiu trzymał w dłoniach obrączki obojga rodziców. Widzieli się po raz ostatni 8 listopada 1939 r.