Pierwsze dwa dni bitwy w Ardenach brutalnie zweryfikowały nierealne oczekiwania Hitlera. Pomimo uzyskania włamania w kilku miejscach o łącznej szerokości ok. 40 km i głębokości od 20 do 30 km niemieckie dywizje znajdowały się daleko od wyznaczonych celów. Do mostów na Mozie, które miały zostać zdobyte już 17 grudnia, niemieckie szpice miały w prostej linii od 50 do 80 km. Co gorsza, dwa ważne węzły komunikacyjne w St. Vith i Bastogne pozostawały w rękach Amerykanów, co wkrótce zaważyło na losach ofensywy.
[srodtytul]Reakcja aliantów[/srodtytul]
Szok i niedowierzanie. Te dwa słowa najlepiej opisują stan psychiczny na wszystkich szczeblach alianckiego dowodzenia na wieść o niemieckim uderzeniu przez Ardeny.
Wieczorem 16 grudnia ani Eisenhower, ani Bradley nie mieli pełnego rozpoznania sytuacji, obaj jednak zgadzali się, że bez względu na rozmiar niemieckiej operacji należy zareagować. Nie mając do dyspozycji żadnego dużego odwodu operacyjnego, Eisenhower improwizował. Na zagrożone skrzydła 1. Armii Hodgesa rzucił niezaangażowane na froncie oddziały 9. Armii gen. Simsona, 3. Armii gen. Pattona oraz 18. Korpusu Powietrznodesantowego. Do St. Vith szybkim marszem ruszyła 7. DPanc., natomiast w rejon Bastogne posłano sławne „Krzyczące Orły” ze 101. DPDes. oraz pułki 10. DPanc.
Gen. Hodges, na którego zwalił się niemiecki pancerny walec, próbował ratować sytuację własnymi środkami. By wzmocnić południową flankę obrońców Elsenborn i zabezpieczyć zagrożone przez grupę Peipera drogi na Liége, skierował na linię Stoumont – Stavelot – Malmedy oddziały elitarnej 1. Dywizji Piechoty. Wkrótce żołnierzy sławnej „Big Red One” (Wielkiej Czerwonej Jedynki) wsparli żołnierze równie renomowanej 30. Dywizji. W kolejnych dniach w rejon walk dotarły także czołgi 3. DPanc.
W wyniku decyzji Eisenhowera i Hodgesa na północnym odcinku niemieckiej ofensywy 17 i 18 grudnia zapanował totalny bałagan. Gdy czołówki
Peipera próbowały przebijać się na Liége, na tyłach esesmanów znalazły się kolumny 7. DPanc. jadące do St. Vith. Amerykańscy pancerniacy w ostatniej chwili wsparli obrońców miasta z resztek dwóch pułków 28. i 106. DP oraz 275. Pułku Artylerii Pancernej. Wkrótce od północy miasto zostało odcięte przez drugi rzut 1 DPanc. SS, a od wschodu i południa atakowały je dywizje 66. Korpusu z 5. Armii Manteufella.
Kombinowane zgrupowanie amerykańskie wokół St. Vith będzie się bronić do 21 grudnia, zmuszając Dietricha do wczesnego wprowadzenia do walki II Korpusu Pancernego SS, który zgodnie z planem miał zostać uruchomiony dopiero po przekroczeniu Mozy.
19 grudnia sztab Eisenhowera ma już pewność, że celem ofensywy wroga jest Antwerpia. „Ike” nakazuje wzmocnienie obrony północnego skrzydła kolejnymi dywizjami ściąganymi z wszystkich odcinków frontu. Południowe skrzydło wrogiego wybrzuszenia ma jak najszybciej zaatakować 3. Armia gen. Pattona. Operacja ta wymaga ogromnego wysiłku logistycznego – pokonania przez czołgi i piechotę zmotoryzowaną ponad 100 km po wąskich i zaśnieżonych drogach. Mimo to Patton w trzy dni dokonuje niemal cudu. Zmienia front dwóch swoich korpusów i kieruje je pod Bastogne, skąd 22 grudnia ma ruszyć jego przeciwnatarcie.
[srodtytul]Kryzys ofensywy[/srodtytul]
Pomiędzy 19 a 21 grudnia szukająca wolnych dróg na Liége grupa Peipera wikła się w zaciekłe walki w okolicach Stoumont. Wkrótce esesmani zostają odcięci przez nadchodzące od południa pułki 82. DPDes. Po dwudniowych próbach przebicia się na wschód, wobec braku paliwa i amunicji Peiper rozkazuje porzucić ciężki sprzęt i na czele 800 grenadierów pieszo przedziera się do 1. DPanc. SS.
Tymczasem na południe od 6. Armii Dietricha dywizje 5. Armii poszerzają wyłom w amerykańskiej obronie i z determinacją prą na zachód. Jednak już 21 grudnia marsz 58. KPanc. gen. Krügera zostaje zatrzymany na linii Hotton i Marche. Najpierw szpice 116. DPanc. ścierają się z oddziałami amerykańskiej 3. DPanc. Kiedy Niemcy próbują obejść przeciwnika od południa, ich czołgi trafiają na przybyłą w ostatniej chwili 84. Dywizję Piechoty. Pomimo zaciekłych ataków żołnierze Krügera nie posuną się do przodu już do końca bitwy.
Na północ od 58. KPanc. przełamania próbuje jeszcze Dietrich, którego II Korpus Pancerny SS po odrzuceniu Amerykanów spod St. Vith szuka wolnej przestrzeni do dalszego natarcia. Znajduje ją w okolicy Manhay, gdzie po upadku St. Vith linię frontu próbują utworzyć oddziały 7. DPanc. i 82. DPDes. Zanim udaje im się tego dokonać, esesmańskie czołówki rozjeżdżają rozproszone stanowiska Amerykanów. 24 grudnia szpice 2. DPanc. SS „Das Reich” zdobywają miasteczko. W obronie 1. Armii znowu zieje spora luka. Na szczęście dla aliantów niebo nad Ardenami zaczyna się przejaśniać i do akcji wkraczają pierwsze eskadry alianckich myśliwców bombardujących. Dzień później w wyłom dociera amerykańska 75. DP i kryzys zostaje zażegnany. Losy bitwy pod Manhay próbuje jeszcze odmienić 9. DPanc. SS. 26 grudnia oddziały Dietricha zostają ostatecznie zatrzymane.
Także na południu Niemcom idzie jak po grudzie. 19 grudnia niemieckie czołgi docierają w końcu pod Bastogne, które stało się amerykańską twierdzą. Obrona „Krzyczących Orłów” z 101. DPDes. okazuje się jednak zbyt mocna i gen. Manteuffel nakazuje obejście miasta. Rozpoczyna się trwające siedem dni oblężenie. Niemcy rzucają do walki ostatnie odwody – 9. DPanc. i 15. DGren. Panc. Amerykanie bronią się do upadłego. Wreszcie alianckie samoloty hamują impet napastników.
Ostatnią nadzieją Hitlera na osiągnięcie Mozy pozostaje 47. Korpus Pancerny gen. Lüttwitza. 24 grudnia DPanc. „Lehr” dociera do Rochefort, a czołówki 2. DPanc. osiągają Celles ok. 25 km od rzeki. To jednak wszystko na co stać Niemców.
Dzień później do kontrataku rusza zwana szatanami na kółkach amerykańska 2. DPanc. gen. Harmona oraz pododdziały brytyjskiej DPanc. Gwardii. Rozciągnięta na długości 30 km niemiecka 2. DPanc. przez trzy dni toczy zażarte walki o przetrwanie. Przewaga jakościowa niemieckich Pz.Kpfw IV i panter nad amerykańskimi shermanami nie odmieni losu bitwy. Na odsiecz kolegom idą pułki z dywizji „Lehr”, ale pogoda działa na niekorzyść pancerniaków Wehrmachtu. W powietrzu znowu królują alianckie myśliwce szturmowe. Starcie pod Celles kończy się klęską Niemców. Lüttwitz traci 80 wozów bojowych i prawie 4 tys. grenadierów.
26 grudnia wódz Trzeciej Rzeszy rozkazuje swym wykrwawionym oddziałom przejść do obrony. Ofensywa w Ardenach dobiega końca.
[srodtytul]Odwrót Niemców[/srodtytul]
Decyzja Hitlera o wstrzymaniu ofensywy nie oznaczała końca bitwy w Ardenach. Już 22 grudnia – a więc jeszcze w momencie kryzysu pod Manhay – 3. Armia gen. Pattona rozpoczęła kontruderzenie na południowym odcinku frontu. Jej najważniejszym zadaniem było odblokowanie oblężonego Bastogne oraz wyjście na wschód od miasta na tyły niemieckich grup pancernych wysuniętych w kierunku Mozy.
Obrona 7. Armii gen. Branderberga jest jednak mocna i amerykańskie dywizje wikłają się w przewlekłe walki u podstaw wybrzuszenia. Trudne warunki pogodowe utrudniają zmagania obu stronom. Próbując wykonać rozkazy swoich dowódców, przemarznięci i grzęznący po pas w śniegu żołnierze Pattona i Branderbergera ścierają się w kontratakach. 26 grudnia górę biorą Amerykanie – grupa bojowa 4. DPanc. wybija cienki korytarz do Bastogne.
Paradoksalnie, ich długo oczekiwany sukces doprowadza do kolejnego kryzysu bitwy. Zaniepokojony postępami Pattona Hitler nakazuje przerzucenie na południowy odcinek większości jednostek pancernych 6. Armii Dietricha, które wymuszają na Amerykanach ponowne przejście do defensywy.
2 i 3 stycznia 1945 roku trwają szaleńcze natarcia I i II Korpus Pancernego SS mające zlikwidować amerykański worek pod Bastogne. Jest to jednak już ostatni niemiecki zryw w Ardenach. Do akcji znów wchodzą alianckie „Jabos”. Niemieckie czołgi i grenadierzy pancerni drepczą w miejscu.
W tym czasie na południe od Ardenów rusza zaskakujące uderzenie ostatnich rezerw Hitlera w Alzacji. Celem ataku jest przełamanie obrony 7. Armii amerykańskiej i wyjście od południa na tyły wojsk Pattona. Natarcie nie ma jednak szans powodzenia. Kolejna mrzonka wodza Rzeszy po kilku dniach pęka jak bańka mydlana.
Jakby tego było mało, na północy rusza w końcu kontruderzenie dywizji Hodgesa i Montgomery’ego. 9 stycznia Patton wznawia natarcie od południa.
10 stycznia Hitler daje za wygraną. Pretorianie Dietricha dostają rozkaz odwrotu za Ren, skąd w następnych dniach zostają skierowani na front wschodni, by powstrzymać potężną ofensywę sowiecką znad Wisły.
Pozostałe w wybrzuszeniu dywizje 5. i 7. Armii powoli cofają się pod naporem aliantów. 16 stycznia oba skrzydła sprzymierzonych łączą się pod Houffalize. Do końca miesiąca cała Grupa Armii „B” feldmarszałka Modela zostaje wypchnięta z powrotem za linię Zygfryda.
[srodtytul]Hitler bez nadziei[/srodtytul]
Niemiecka ofensywa w Ardenach okazała się kompletną porażką. Przy stracie ok. 80 tys. zabitych, rannych i zaginionych oraz 600 wozów bojowych (ok. 320 bezpowrotnie) uzyskano niewielki sukces operacyjny, który nie dał oczekiwanych korzyści strategicznych. Straty aliantów były zbliżone. Ci dysponowali jednak ogromnymi rezerwami ludzkimi i materiałowymi, dzięki czemu szybko uzupełnili braki w szeregach.
O niepowodzeniu Hitlera zadecydowały nie tylko nierealne oczekiwania wobec własnych wojsk, ale także sposób dowodzenia po stronie aliantów. W przeciwieństwie do dowódców
Wehrmachtu, których swoboda w podejmowaniu decyzji była ograniczona wolą Hitlera, Eisenhower dostał od polityków wolną rękę i mógł odpowiednio rozporządzać swoimi siłami.
Elastyczność i intuicja, jakie wykazali dowódcy amerykańscy w momencie zagrożenia, stanowiły ważny element toczonej bitwy. Tworzenie pod presją czasu doraźnych zgrupowań bojowych, które w ostatnim momencie zagradzały drogę niemieckim szpicom pancernym, to dobrze odrobione lekcje z walk w Afryce Północnej, we Włoszech i w Normandii.
Na minus alianckich sztabowców można zaliczyć niepodjęcie próby zamknięcia niemieckich wojsk w kotle, kiedy ich dywizje znajdowały się w wybrzuszeniu pomiędzy Mozą a linią Zygfryda. Odwagi do snucia takich planów starczyło tylko Pattonowi. Ale podczas wojny Ameryka miała tylko jednego „Starego Georga”.
Podnoszony przez niektórych badaczy historii argument czasu uzyskanego przez Niemców dzięki ofensywie jest chybiony. Gdyby dyktator Trzeciej Rzeszy nie zdecydował się na operację w Ardenach, Wehrmacht dysponowałby o wiele większymi środkami w bitwie, którą sprzymierzeni musieli stoczyć o przełamanie linii Zygfryda.
Dysponując świeżymi odwodami na linii Renu, niemieccy dowódcy mogliby o wiele swobodniej reagować na alianckie włamania. Nie zmieniłoby to wyniku wojny, ale wyczerpanie tak dużych sił przeciwnika zajęłoby sprzymierzonym o wiele więcej czasu, niż miało to miejsce w lutym i marcu 1945 roku.
Z punktu widzenia Hitlera nie miało to oczywiście większego znaczenia. Zyskanie kilku dodatkowych miesięcy nie uratowałoby jego skóry. Mógłby zachować władzę i życie tylko wówczas, gdyby alianci zachodni wycofali się z wojny, ale zimą 1944 roku był to cel nieosiągalny. Los arcyzbrodniarza był już przesądzony.
[i]Aleksander Socha, politolog, historyk, zajmuje się historią wojskowości[/i]