Metalowy, wystający z ziemi właz. Na drabince ludzkie dłonie wyciągnięte w stronę nieba. Obok tablice z listą osób, które wydostały się na aryjską stronę. I napis: „W tym miejscu 10 maja 1943 roku Simcha Rotem-Ratajzer, pseudonim „Kazik”, wyprowadził kanałami z płonącego getta ostatnią grupę około 40 bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej, którzy potem prowadzili walkę w oddziałach partyzanckich i w powstaniu warszawskim”.
[srodtytul]Walczyliśmy o godną śmierć[/srodtytul]
– Jestem bardzo wzruszony. Gdy organizowałem tę ewakuację, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś postawią w tym miejscu pomnik – powiedział „Rz” Ratajzer.
Rozmawiamy przy monumencie, który znajduje się obok redakcji „Rz” przy ul. Prostej 51 w Warszawie. Wczoraj przystrojony był polskimi i izraelskimi flagami. – Gdy rozpoczynaliśmy to powstanie, wiedzieliśmy, że jest to akcja samobójcza. Walczyliśmy jednak nie o zwycięstwo, nawet nie o honor. Walczyliśmy o godną śmierć – podkreślił „Kazik”.
Ratajzerowi udało się jednak przeżyć. Zorganizowana przez niego ucieczka grupy bojowców ŻOB – wśród nich Marka Edelmana – była brawurowa.