Siedlisko zła w płomieniach

Szczecin: Walaszek wybrał politykę strzelania, nie uczciwego dialogu

Publikacja: 13.12.2010 10:52

Płonie gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie

Płonie gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie

Foto: IPN, Marek Czasnojć Marek Czasnojć

Red

Na polecenie MON ogłoszono stan gotowości bojowej w 12. Brygadzie Wojsk Ochrony Pogranicza. Wzmocniono posterunki graniczne na zachodzie kraju. Liczący 613 żołnierzy batalion portowy Szczecin skierowano do wzmocnienia ochrony portu, osłony i obrony statków państw kapitalistycznych, magazynów i składów zarówno od strony wody, jak i miasta.

17 grudnia 1970 r. w południe żołnierze przejmują ochronę konsulatów czechosłowackiego i radzieckiego, elektrowni portowej, magazynów amunicji i składów paliwa. Komendant Garnizonu Szczecin płk Mieczysław Urbański zarządza stan podwyższonej gotowości bojowej w podległych jednostkach. Zwiadowcy 12. Brygady WOP oraz oficerowie wojska w ubraniach cywilnych penetrują teren portu, stoczni i miasta.

[wyimek]Do pacyfikacji zaangażowano 8302 żołnierzy, 141 czołgów, 217 transporterów opancerzonych i czterech okrętów[/wyimek]

[srodtytul]Marsz do Walaszka[/srodtytul]

Podwyżka cen żywności w 1970 r. wywołuje wzburzenie na nienotowaną w Szczecinie skalę. Oliwy do ognia dolewają pogłoski o wzroście płac milicji i wojska. Wieści o rewolcie robotniczej w Gdańsku przekazują np. serwisanci statku dla armatora meksykańskiego budowanego u Warskiego odbywający rejs próbny po Bałtyku. Tzw. mila pomiarowa jest opodal Rozewia. Radiostacja statku wyłapuje nietypowe, zaszyfrowane meldunki i rozkazy milicji. Załoga dostrzega dym nad Gdańskiem. Po powrocie uczestnicy rejsu dzielą się spostrzeżeniami.

Radykalny zwrot sytuacji następuje w porze przerwy śniadaniowej 17 grudnia. Znaczna część załogi nie przystępuje już do pracy. Wiecują przy pochylni Wulkan. Grupie aktywu partyjnego nie udaje się przerwać protestu. Tłum przenosi się pod siedzibę dyrekcji i KZ PZPR. Jego liczebność się podwaja. Zebrani domagają się spotkania z Antonim Walaszkiem, I sekretarzem KW PZPR. Sekretarz robotniczej partii ignoruje robotników. Na kawałkach dykty wypisują więc naprędce hasła popierające strajk stoczniowców Gdańska oraz żądania cofnięcia podwyżek cen i wyruszają w kilku pochodach w stronę centrum miasta. Płk Urbański poleca ludowemu z nazwy wojsku niedopuszczenie do spotkania sekretarza robotniczej partii z robotnikami. W rejon gmachu KW wyruszają cztery kompanie piechoty i bateria haubic.

Załoga położonej na wyspie Stoczni Remontowej Gryfia niby powraca po pierwszym wiecu na stanowiska pracy. Ale kilkadziesiąt minut później gromadzi się znowu w miejscu poprzedniej masówki, uchwala strajk i demonstracyjne wyjście do miasta. Promem w trzech grupach forsują Odrę. Dołączają do stoczniowców Warskiego. W trakcie marszu na komitet staczają zwycięskie potyczki z usiłującymi ich zatrzymać niewielkimi pododdziałami milicji. Liczebność pochodu rośnie z minuty na minutę. Spontanicznie dołączają mieszkańcy.

Blisko południa demonstrantów rozprasza zdecydowane natarcie bezpardonowo interweniujących pododdziałów milicji. Gros protestujących wycofuje się w rejon Stoczni Warskiego. Dominuje nastrój rozgoryczenia z powodu rozbicia spokojnej manifestacji. Przybywają pracownicy innych zakładów, w których proklamowano strajk. Najliczniej ze Stoczni Remontowej Parnica. Podekscytowani, poturbowani, nie odstępują od zamiaru spotkania z sekretarzem Walaszkiem. Spontaniczni, przypadkowi przywódcy prowadzą ponownie marsz na komitet. Rosnący ciągle tłum nieśpiesznie przetacza się Hutniczą. Skandują: – Wa-la-szek! Wa-la-szek! Niech żyje Gdańsk!

Ulicę Dubois przegradzają dobrze zorganizowane kordony milicjantów i zomowców uzbrojonych w tarcze, pałki i wyrzutnie pocisków z gazami łzawiącymi. Determinacja i zaciekłość obu stron rosną z każdą chwilą. Zacięte, bezpardonowe zmagania trwają blisko półtorej godziny. Kilkadziesiąt osób jest dotkliwie pobitych i ciężko rannych. Milicjanci wycofują się w nieładzie, co dodaje demonstrantom animuszu i zwiększa determinację. Przedostają się wreszcie do celu. Nie zrażają ich wozy pancerne przed budynkiem KW PZPR.

– Woj-sko z lu-dem – skanduje tłum.

W okrzykach powraca wciąż nazwisko sekretarza. Oczekiwanie na wystąpienie Walaszka jest daremne. W momencie, gdy czołówka manifestacji zbliża się do placu Żołnierza, sekretarz ze świtą towarzyszy ewakuuje się z budynku partii. Najpierw chronią się w prywatnym mieszkaniu członka egzekutywy. Pół godziny później przywódca szczecińskich partyjnych wsiada do nieoznakowanego samochodu i rejteruje do budynku bezpieki.

[srodtytul]– Do kogo, kur..., będę strzelał!...[/srodtytul]

Zlekceważony, falujący tłum doświadcza uczucia pogardy i bezsilności. Najmłodsi rzucają kamieniami w okna budynku. Najodważniejsi wdzierają się do wnętrza. Dewastują pomieszczenia, a przez okna wyrzucają dokumenty, sprzęty, w tym okazały portret Gomułki, co wzbudza aplauz zgromadzonych. Jest ich 15, a niektóre źródła podają, że nawet 20 tysięcy. Trwają próby podpalenia gmachu znienawidzonej partii. Walaszek monituje Jaruzelskiego – z którym są po imieniu – o wsparcie wojskowe. Spalą mi komitet, biadoli. Sam przejazd ulicami ciężkiego sprzętu 12. Dywizji Zmechanizowanej wywołuje konsternację mieszkańców. Wojsko wyrusza do uśmierzenia rewolty.

Gmach partii zaczyna płonąć. Płomienie odcinają odwrót biuralistom z wyższych pięter. Żołnierze wyprowadzają z gmachu wszystkich pracowników KW. Tylko sekretarz Józef Łochowicz skacze z trzeciego piętra na dach sali konferencyjnej i łamie nogę. Żołnierze przewożą go do szpitala.

Rozlega się raz po raz: – Woj-sko z na-mi! Woj-sko z lu-dem! Dochodzi do rozmów, nawet fraternizacji żołnierzy z manifestantami. Trwa wzajemne przekonywanie się, ale o porozumienie trudno. Wojsko ma rozkaz pokonać tłum, a nie dyskutować z nawet najbardziej koncyliacyjnie nastawionymi cywilami. Wtem płk Zdzisław Drewniowski, zastępca dowódcy 12. DZ ds. politycznych, krzyczy do słuchawki radiotelefonu:

– Pułkowniku Ziemiański, rozkazuj otworzyć ogień!

– Odmawiam wykonania rozkazu – mówi dowódca 5. pułku zmechanizowanego i dodaje jakby w formie komentarza: – Do kogo, kurwa, będę strzelał. Tam są kobiety i dzieci.

[srodtytul]Atak na MO i bezpiekę[/srodtytul]

Przez tłum przebijają się przysłane w sukurs pododdziały 16. batalionu rozpoznawczego i 12. pułku pontonowego. Żołnierze strzelają salwą w powietrze i ustawieni w tyralierę kordonem odgradzają demonstrantów od płonącego gmachu. Strażacy podejmują akcję gaśniczą.

Czoło demonstracji przenosi się przed pobliski kompleks budynków milicji. Dostępu bronią wojskowe transportery opancerzone. Milicjanci dysponują bronią maszynową i granatami z gazem łzawiącym. Pomieszczenia na dolnych kondygnacjach opróżniono z łatwopalnych sprzętów. Na dziedzińcu dwa stanowiska ogniowe karabinów maszynowych. Dochodzi godzina 15.40. Demonstranci obrzucają gmach kamieniami i butelkami z denaturatem, rzadziej z benzyną. Płomienie pojawiają się w podpiwniczeniu i na parterze. Pali się kasyno milicyjne.

W płomieniach staje sąsiedni budynek WKZZ. Kadrowi pracownicy związków zawodowych ani myślą dołączyć do protestujących. Ewakuują się przez dach. Manifestanci rozbijają płyty chodnikowe. To ich wyposażenie przeciwko uzbrojonym w pistolety maszynowe milicjantom i żołnierzom. Tłum forsuje obronę siedziby bezpieki. Determinację atakujących wzmaga pogłoska o zatrzymaniu uczestników manifestacji.

Demonstranci próbują wedrzeć się do wnętrza gmachu. Podpalają bramę główną. Szalupą, przyniesioną z pobliskiego placu zabaw, usiłują przebić otwór w zamurowanym bocznym wejściu. Daremnie. Najbardziej zdeterminowani i odważni wspinają się po rynnach i gzymsach na pierwsze piętro i usiłują wejść przez nieokratowane okna. Nagle padają strzały. W bruk, pod nogi demonstrantów oraz bezpośrednio w tłum.

[srodtytul]Salwa na rozkaz[/srodtytul]

Żołnierze zajmują stanowiska ogniowe na trzecim piętrze budynku komendy. Bezpośrednio nikt im nie zagraża, ale na rozkaz dowódcy oddają salwę w kierunku demonstrantów przed gmachem. Padają pierwsi zabici i ranni.

Rozemocjonowani, rozdrażnieni strzałami ludzie prą na budynki milicji. Ofiar przybywa. Komendant Julian Urnatówka i Walaszek na przemian monitują komendanta garnizonu o wzmożenie wsparcia wojskowego. Idące z odsieczą kolumny ciężkich wozów bojowych są przystosowane do operowania w otwartej przestrzeni, nie w centrum miasta. Z trudem torują sobie drogę wśród tłumów. Transportery opancerzone raz po raz stają mimo stanowczych komend dowódców pragnących za wszelką cenę wykonać rozkaz przebicia się do budynków KW MO.

Około godziny 18 armia odnosi widoczny sukces. Tłum cywilów się rozprasza. Ale efekt sukcesu wojska jest tragiczny. W wyniku użycia broni palnej śmierć ponosi 12 osób, a rannych jest co najmniej 57. Strzelało nie tylko wojsko.

[srodtytul]Strzelają ostrą amunicją[/srodtytul]

Jadwigę Kowalczyk, lat 15, uśmierca jeden strzał. Precyzyjny. W mózg. Kula dosięga jej w mieszkaniu. Zabija ją żołnierz lub milicjant po otwarciu ognia z okien znajdującego się vis-a-vis budynku KW MO. Na miejscu zgonu uczennicy II klasy Szkoły Przysposobienia Rolniczego znaleziono „3-gramowy pocisk stalowy kal. 5,8 mm, który stanowił rdzeń od pocisku wzoru 1943, typ zwykły średni kal. 7,62 mm, stosowany jako amunicja do pistoletów maszynowych typu AK, karabinka samopowtarzalnego SIMOMOWA KSS i innych” .

Stanisław Kamać, 18-letni kierowca MPK, wykrwawia się wskutek postrzałowego uszkodzenia wątroby, nerki i płuca prawego. Daniel Kućma, lat 24, umiera z powodu powikłań związanych z postrzałowym uszkodzeniem płuca. 23-letni nauczyciel wychowania fizycznego Roman Kużak wykrwawia się wskutek „rany postrzałowej klatki piersiowej z uszkodzeniem mostka, płuca prawego oraz 7. i 8. żebra po stronie prawej, z następowym krwotokiem do jam opłucnowych”.

20-letni Henryk Perkowski przyjeżdża do Szczecina za pracą, z powiatu zambrowskiego na Podlasiu. Zatrudnia się jako szklarz. Transporter wojskowy miażdży mu głowę. Edward Prysak, lat 42, cieśla z zawodu, ginie trafiony serią z karabinu maszynowego.

19-letni uczeń Michał Skipor umiera od obrażeń będących skutkiem trafienia czterema pociskami. Trzy lata starszy Waldemar Szumiński przybywa do Szczecina w poszukiwaniu pracy aż ze Skoczowa, pod czeską granicą. Zabija go pocisk kaliber 7,62, bez śladów rykoszetowania.

Julian Święcicki, ślusarz z zawodu, od dwóch miesięcy jest na rencie. Umiera wskutek postrzałowego uszkodzenia obu jam opłucnowych. Zygmunt Toczek, lat 23, tokarz w warsztatach Zasadniczej Szkoły Metalowej. Wykrwawiony z powodu uszkodzeń postrzałowych narządów szyjnych, w szczególności tętnic. Podobna jest przyczyna zgonu Janusza Wrzodaka, lat 27. Od strzału w głowę traci życie Wojciech Woźnicki, lat 21.

Do krwawych starć dochodzi pod strzeżonymi przez wojsko i milicję budynkami Aresztu Śledczego i Prokuratury Wojewódzkiej. Żołnierze niby strzelają tylko w powietrze, a funkcjonariusze Służby Więziennej jedynie rzucają granatami z gazem łzawiącym i leją na demonstrantów wodę, a od pocisku wystrzelonego z broni kalibru 7,62 ginie Zbigniew Semczyszyn, lat 20. Trafiony w głowę.

[srodtytul]Partia na spalonym[/srodtytul]

Wprowadzono godzinę milicyjną od 18 do 6, blokadę połączeń telefonicznych z krajem oraz kategoryczny zakaz zwoływania zgromadzeń i zakłócania spokoju publicznego krzykiem, hałasem lub innym wybrykiem. Praktycznie niemożliwe jest wprowadzenie natychmiastowego zakazu zgromadzeń, bo one właśnie trwają. Nie ustają, bo jedni w ogóle nie wiedzą o wprowadzeniu zakazu, a inni go bagatelizują.

Partia w Szczecinie abdykuje. Jej przywódcy oddają się pod opiekę milicji, a potem wojska.

– Dla nas, dużej części mieszkańców, widocznym symbolem był spalony gmach partii – wspomina Kazimierz Janicki, wówczas młody pracownik Stoczni Warskiego. – To miejsce, ten budynek mieliśmy za siedlisko najgorszego zła i przyczynę ludzkiej niedoli.

Na polecenie Jaruzelskiego przybywa do Szczecina gen. Tadeusz Tuczapski. Wiceminister obrony narodowej, a zarazem główny inspektor szkolenia armii ma koordynować działania wojsk operacyjnych 12 DZ i WOP oraz oddziałów zwartych milicji.

Partia postanawia definitywnie ujarzmić antykomunistyczny zryw Szczecinian. Do pacyfikacji protestu w mieście zaangażowano w sumie 8302 wojskowych, w tym 794 oficerów, 39 chorążych, 422 podoficerów zawodowych oraz 7047 żołnierzy służby zasadniczej. W akcji użyto łącznie 141 czołgów, 217 transporterów opancerzonych (SKOT, TOPAS, BRDM), 399 samochodów i czterech okrętów. Żołnierze 12 DZ zużyli około 31 tysięcy sztuk różnej amunicji. Najwięcej z dywizji pacyfikujących powstanie grudniowe.

Historia
Krzysztof Kowalski: Zabytkowy łut szczęścia
Historia
Samotny rejs przez Atlantyk
Historia
Narodziny Bizancjum
Historia
Muzeum rzezi wołyńskiej bez udziału państwa
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Historia
Rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przemówią tylko Ocaleni
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego