W XVI w. Polska i Gdańsk były od siebie zależne do tego stopnia, że zdawały się skazane na pełną symbiozę, a może i wspólną wielkość. Wszystko zniweczyła doraźna małostkowa chciwość, z wierzchu dekorowana alegoriami wolności.
Wraz z demokracją i wolną elekcją Rzeczpospolita ufundowała sobie zmagania z nieefektywną sukcesją władzy. Po kompromitującym epizodzie z Henrykiem Walezym państwo ogarnął paraliż bezkrólewia. Kolejne interregnum narażało kraj na partykularyzm, zagraniczne wpływy i walki polityczne, niebezpiecznie bliskie wojnie domowej. W istocie, gdański konflikt też był skutkiem takiego wyboru.
Gra o tron
Po odrzuceniu Wazy i aspirującej drobnicy grę o tron toczyło dwóch pretendentów, tak odmiennych, jak alternatywy stojące przed Najjaśniejszą. Różnił ich nie tylko format polityczny, ale i klientela. Względy pospolitej szlachty zdobył Stefan Batory, książę z pośledniej i zależnej od Osmanów Transylwanii. Tu także dotarło za nim wsparcie sułtańskiej dyplomacji pragnącej uniknąć użycia Rzeczypospolitej w wojnie Cesarstwa z Turcją.
Za potęgą cesarza Maksymiliana II, który po matce dziedziczył trochę krwi Jagiellonów, stała wyższa arystokracja z Senatem i prymasem, Wielkie Księstwo i klan Radziwiłłów oraz największe miasta Korony, w tym stołeczny Kraków i Gdańsk. Tyczyło to także biskupa diecezji chełmińskiej obejmującej portowe miasto.
Nie ma sensu zaprzeczać, że opcja habsburska była dla Gdańska oczywistym wyborem. Odkąd Liga Hanzeatycka prawie zanikła, powodzenie miasta zależało od stosunków z Niderlandami. Nowa potęga morska, z silnym zapleczem bankowym w Antwerpii, zdominowała handel po wszystkich stronach Bałtyku. Holendrzy byli największym odbiorcą gdańskiego zboża, ale i niezbędnym pośrednikiem w transakcjach z dalszymi rejonami Europy. A że Niderlandy wpadły pod panowanie Habsburgów, drażnienie Maksymiliana II było mało roztropne.