Do demonów egzystujących w najbliższym otoczeniu człowieka zaliczał się duch dworowy (podwórzowy). Nadzorował żywy inwentarz oraz zabudowania gospodarcze, na czele ze spichrzem. Był pomocnikiem ducha domowego, który należał raczej do świata podziemi. Jego folklorystyczny wizerunek był ściśle związany z duszą zmarłego domownika, najczęściej pierwszego mieszkańca konkretnego domostwa, którego pochowano. Mimo takich konotacji był duchem opiekuńczym, mając jednak moc przenikania do podziemi. Według niektórych wierzeń za dnia wyglądał jak wąż, a nocą zamieniał się w sobowtóra gospodarza. Aby sprawował opiekę, pozostawiano mu na noc spodek z mlekiem. Zatem ten zwyczaj miał tyle wspólnego z kotami, że duch opiekuńczy zazwyczaj przyjaźnił się z futrzakami. Wiele z zapisanych bylinek odradzało kłótnie z domowymi duchami. Nie znosiły zaniedbanych domów, wpadając wówczas w taką wściekłość, że same robiły gigantyczny bałagan, ukrywając lub przenosząc przedmioty. Oba demony potrafiły też mordować. Opierając się na piersi śpiącego, dusiły domownika. I odwrotnie: jeśli były zadowolone z porządków, pilnowały obejścia, a nawet bawiły się z dziećmi, przybierając postać ludzką lub zwierzęcą.
Demonem występującym tylko we wschodniosłowiańskiej tradycji jest Bannik, czyli demon bani – łaźni. Przedstawiano go jako małego staruszka z brodą, ale z „żelaznymi” rękami, którymi w razie potrzeby mógł zedrzeć z człowieka skórę. Potrafił także udusić korzystającego z bani, jeśli ten raczył się tzw. trzecią, czyli najgorętszą parą zastrzeżoną wyłącznie dla demona. Bannik był też obdarzony mocami transformacji. Zamieniał się w wilkołaka lub kota. Postać tego demona jest w ludowych podaniach wyjątkowa ze względu na ogromną złośliwość i brak cech pozytywnych. Zasłynęła także uprowadzeniami nieochrzczonych dzieci. Tym niemniej bannik nie został wypędzony z chłopskich zagród, tylko przekupiony. Próbując obłaskawić demona, pod łaźnią zakopywano czarną kurę. Podatność łaźni na działanie magii wynikała z tego, że w gospodarstwie był to jedyny niepoświęcony budynek, w którym nie umieszczano ikon świętych. Co więcej, właśnie z tego powodu łaźnia była miejscem odprawiania zakazanych przez cerkiew obrzędów, wróżb i rytuałów.
Świat przed antykiem
Podręczniki historii mają jeden feler: w świetle kolejnych odkryć archeologicznych Egipt faraonów, antyczna Grecja czy starożytny Rzym przestają być jedynymi filarami współczesnej cywilizacji. Jakie zatem horyzonty wyznaczają nasze dzieje? Przecież żadna ze znanych kultur nie powstała z niczego.
Słowiańskie demony natury
To postaci o rodowodzie animistycznym, czyli duchy wody, lasów, pól i traktów. W zależności od zachowania konkretnego człowieka mogły pomóc lub zaszkodzić. Wśród tej kategorii wyróżniał się leszy, czyli demon leśny. Uważał się za jedynego właściciela puszcz i kniei. Jego potęga i władza sprawiły, że był różnie opisywany. A to przybierał postać drobnego staruszka noszącego odwrotnie założony kaftan i czerwoną spiczastą czapę, a to olbrzyma sięgającego najwyższych drzew, mogącego jednym krokiem przemierzyć milę. Bywał także żywym drzewem, co uniemożliwiało jego dostrzeżenie. Obraz leszego w bylinkach jest bardzo zmienny, a w dodatku przypisywano mu zwierzęce cechy, np. niedźwiedzia. Zwracanie się do leszego było nierozważne. Należało czekać, aż demon sam zagai rozmowę. Na szczęście demona można spotkać tylko latem, choć nie tylko w lesie, ale również na okolicznych polach. Żeby ustrzec się nieprzyjemności, wchodząc do lasu, należało się grzecznie przywitać. W innym przypadku demon sprowadzał gościa na manowce. Równie groźne było przypadkowe wejście na ścieżkę, którą chadzał. Nie można było z niej wyjść samodzielnie, co groziło długotrwałym błądzeniem lub śmiercią z wycieńczenia. Jeśli ktoś niszczył las, wycinał drzewa lub zabijał zwierzęta bez potrzeby, mógł być pewny śmiertelnej zemsty demona. Wreszcie obrażony leszy porywał pasące się bydło. Zwracał inwentarz, jeśli został przebłagany. W niektórych regionach przynoszono demonowi ofiary z pieczonej wołowiny, jajek i chleba.
Inne duchy natury zamieszkiwały zbiorniki wodne: jeziora, rzeki i stawy. Wodnika nazywano także wodnym diabłem lub strażnikiem. Tak jak w przypadku leszego w folklorze nie ma jednego opisu tej postaci. Najczęściej był przedstawiany jako starzec o twarzy topielca. Znany jest także opis potwora z gęsimi łapami i rybim ogonem. Wschodniosłowiańskie demony wodne słynęły z wciągania pod wodę ludzi i zwierząt. Wywracały łodzie, a na większych akwenach sprowadzały statki na mieliznę. Nie dość, że wrogo nastawione do ludzi – były również jadowite. Jeśli topiony człowiek uwolnił się z zasadzki, a z demona spadły na niego krople wody, w tych miejscach pojawiały się wrzody, a ofiara niebawem umierała.
Słowiańskie demony podziemia
Nie ma wątpliwości, że wśród nich dominowały duchy zmarłych lub ludzie powstali z grobów. Ci ostatni grasowali jako upyry nazywane również wurdułakami. Zacząć jednak wypada od swojskiej Baby Jagi. Znana z bajek dla dzieci była prawdopodobnie spokrewniona z bogami niższego świata Słowian. Według demonologów mogła być nawet pogańską boginią śmierci – Moreną. W ruskich latopisach córkę Baby Jagi nazwano Marią Morewną. Tematem wielu bylin są odwiedziny Baby Jagi w leśnej głuszy. Ludzie przychodzili do niej po radę, wskazówki i magię.