Imperia rzadko kiedy zapominają o swoich dawnych koloniach. Zwłaszcza jeśli kolonie oderwały się od nich zbrojnie i zmieniły się w dynamicznie rozwijające się mocarstwo. Przedstawiciele brytyjskich elit na pewno patrzyli więc na Stany Zjednoczone w połowie XIX stulecia z mieszanką niepokoju, podziwu i zaciekawienia ich egzotyką. Ciekawić musiał ich ustrój polityczny, jakże odmienny od ówczesnych europejskich standardów. Podziw budził szybki rozwój przemysłu na Północy, chronionego wysokimi cłami i zasilanego tanią imigrancką siłą roboczą. Niepokoić mogło terytorialne rozpychanie się amerykańskiej republiki, która rozszerzyła swe granice aż do Pacyfiku, odebrała ogromne tereny Meksykowi i uznała Amerykę Środkową za swoją strefę wpływów.
Czytaj więcej
Za bezpośrednią przyczynę wybuchu amerykańskiej wojny domowej uznaje się wystąpienie sześciu stanów Południa z amerykańskiej wspólnoty.
Relacje pomiędzy USA a Wielką Brytanią były dosyć napięte w trakcie wojny krymskiej. Brytyjczycy demonstracyjnie wówczas wzmocnili swoją eskadrę na Karaibach, a z USA wydalono trzech brytyjskich dyplomatów. „Stany Zjednoczone to jedyna potęga, której Anglia musi się bać, gdyż są w pozycji, by przeciwstawiać się jej pretensjom i strategii okrążania” – stwierdził w 1856 r. Friedrich von Gerolt, pruski ambasador w Waszyngtonie. W oczach przedstawicieli brytyjskich elit finansowych niepokojące mogło być również to, że w latach 40. XIX w. odkryto w Kalifornii ogromne złoża złota. Kruszec ten był wówczas podstawą globalnego systemu monetarnego, a jego niedobór wywoływał w wielu krajach kryzysy gospodarcze (podaż pieniądza złotego nie nadążała bowiem za potrzebami gospodarki). Odebrane Meksykowi kalifornijskie złoto stało się ożywczym zastrzykiem dla gospodarki amerykańskiej. O ile w 1840 r. łączna wartość złota w obiegu wynosiła w USA 23 mln USD, o tyle w roku 1860 – już 253 mln USD. To przekładało się na ogromny impuls kredytowy mocno przyspieszający rozwój amerykańskiego przemysłu. Nadzieją na zatrzymanie USA na drodze do mocarstwowości było wówczas tylko podsycenie narastającego w tym kraju konfliktu wewnętrznego tak, by doprowadził on do wojny, podziału kraju i wpadnięcia przez jego wojujące części w kryzys zadłużeniowy.
Droga ku secesji
„Nie mam zamiaru, bezpośrednio lub pośrednio, ingerować w instytucję niewolnictwa w stanach, w których ona obecnie istnieje. Wierzę, że nie mam prawa tego robić, i wcale się ku temu nie składam” – zadeklarował prezydent Abraham Lincoln w swoim przemówieniu inauguracyjnym. Jego przemowa nie zdołała jednak uspokoić nastrojów. Południe już bowiem rozpoczęło proces secesji.
Przez kilka dekad panował między stanami północnymi a południowymi kruchy kompromis: nie ingerujemy w swoje ustroje gospodarcze. Północ nie mieszała się do niewolnictwa na południe od Linii Masona-Dixona (umownej granicy między stanami północnymi a południowymi). Kompromis zaczął się jednak sypać, gdy od 1846 r. kolejne administracje zaczęły obniżać cła na towary przemysłowe. Było to działanie na korzyść lobby rolniczego, w tym plantatorów korzystających z niewolniczej siły roboczej. W odpowiedzi na to europejskie mocarstwa szerzej otwierały swój rynek na amerykańską bawełnę. Tracił na tym jednak przemysł z Północy, który obawiał się napływu brytyjskich towarów na rynek krajowy. Przemysłowcy z Północy kontratakowali, wspierając polityków dążących do podwyżek ceł, skupionych głównie w Partii Republikańskiej. Od 1854 r., wraz z utratą przez demokratów wyraźnej przewagi w Kongresie, mocno wzrosło ryzyko, że do takiej podwyżki dojdzie. Coraz więcej polityków z Północy naciskało też na zniesienie niewolnictwa na Południu, co przyniosłoby południowcom straty idące w miliony dolarów.