Reklama

Jak Polacy wygrali pod Grunwaldem

606 lat temu zwycięstwo połączonych sił polsko-litewskich pod dowództwem Władysława Jagiełły i jego brata Witolda położyło kres rosnącej potędze zakonu krzyżackiego.

Aktualizacja: 16.07.2016 19:02 Publikacja: 16.07.2016 00:01

Jan Długosz opis bitwy pod Grunwaldem zawarł w swoich „Rocznikach”

Foto: Wikipedia

W 1226 r. książę kujawsko-mazowiecki Konrad I Mazowiecki zwrócił się do Hermanna von Salzy, wielkiego mistrza Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie z prośbą o wsparcie jego wysiłków w walce z nękającymi jego ziemie pogańskimi plemionami Prusów. W zamian za pomoc Konrad Mazowiecki nadał zakonowi ziemię chełmińską.

W ten sposób wnuk Bolesława Krzywoustego całkiem nieświadomie przyczynił się do budowy pierwszego w historii państwa zakonnego. Akcja chrystianizacyjna przeciw Prusom zakończyła się w 1283 r. upadkiem trwającego 23 lata powstania pruskiego. Prusacy jako etniczna odrębność plemienna przeszli do historii, a rycerze zakonni nabrali apetytu na coraz większe obszary ziem polskich i litewskich, nasycając podbite tereny elementem germańskim.

Kroniki Długosza jako nieco wątpliwe źródło historyczne

Nasza wiedza o bitwie pod Grunwaldem opiera się głównie na informacjach przekazanych przez Jana Długosza w „Rocznikach, czyli kronikach słynnego Królestwa Polskiego". Należy przy tym pamiętać, że kronikarz urodził się 1 grudnia 1415 r. w Brzeźnicy, a więc przeszło 5 lat po bitwie pod Grunwaldem. Pamięć o tym wydarzeniu musiała być silna w rodzinie Długoszów, gdyż ojciec autora „Roczników", Jan Długosz z Niedzielska, wziął w niej udział, a stryj odprawiał mszę dla Władysława Jagiełły tuż przed tą bitwą. W uznaniu bitewnych zasług ojciec otrzymał starostwo brzeźnickie.

Jego syn – historyk, geograf, notariusz i dyplomata – był ściśle związany z niechętnym dynastii Jagiellonów biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim. Między innymi dzięki działalności dyplomatycznej Jana Długosza jego mentor w 1449 r. otrzymał od papieża Feliksa V kapelusz kardynalski, pierwszy w historii Kościoła w Polsce. Po śmierci biskupa jego kanonik Jan Długosz został nauczycielem synów Kazimierza Jagiellończyka.

W jednej z części „Roczników" powstałych z inspiracji kardynała Oleśnickiego Długosz przedstawił przebieg bitwy pod Grunwaldem. Z kolei w dziele „Banderia Prutenorum" pozostawił opis 56 chorągwi krzyżackich oraz trofeów spod Grunwaldu. Dzieło Jana Długosza w części poświęconej sławnej bitwie przemawia dokładnością opisu armii polskiej i litewskiej oraz przebiegu samej bitwy. Czy jednak możemy je uznać za obiektywne i bezstronne?

Reklama
Reklama

Niektórzy historycy uważają, że do relacji Długosza należy podchodzić z dużą ostrożnością. Do grona największych krytyków autora „Roczników" należeli Karol Szajnocha i Stanisław Kujot oraz dwaj historycy zagraniczni: francuski protestant, teolog i uczony Jacques L'enfant oraz XIX-wieczny historyk niemiecki Jacob Caro. W latach 60. XX wieku powstała monografia „Wielka wojna z zakonem krzyżackim 1409–1411" autorstwa Stefana Marii Kuczyńskiego. Także w niej pobrzmiewają nuty sceptycyzmu w odniesieniu do rzetelności opisów Jana Długosza.

Mimo wielu wątpliwości to właśnie podany w „Rocznikach" opis bitwy pod Grunwaldem mocno zaciążył na świadomości i wyobraźni potomnych. Oparty na nich Sienkiewiczowski opis bitwy stał się obowiązującym kanonem, który z pewnością przesadnie gloryfikował grunwaldzką wiktorię i zniekształcał wiele faktów związanych z tym wydarzeniem. A przecież istnieje też inny opis bitwy – powstała zaledwie 6 miesięcy po niej „Kronika konfliktu Władysława króla polskiego z Krzyżakami w roku pańskim 1410". Ale i w tym wypadku w grę mogły wchodzić sympatie polityczne autora. Przypuszcza się bowiem, że napisał ją ówczesny sekretarz Władysława Jagiełły, młody ksiądz Zbigniew Oleśnicki. Przeciwnicy takiego poglądu przypisują autorstwo podkanclerzemu Mikołajowi Trąbie. Mimo niepewności co do autora historycy uważają zawarty w tej kronice opis bitwy za bardziej wiarygodny niż ten autorstwa Jana Długosza. W „Kronice konfliktu" znajdujemy bowiem momenty, które okazały się decydujące dla przebiegu bitwy.

Jan Długosz uważał, że oddziały litewskie, które przyjęły na siebie pierwsze uderzenie Krzyżaków, już po godzinie walki wycofały się lub może nawet uciekły z pola bitwy. Ścigający je Krzyżacy powrócili na pole bitwy, ale tu zastali polskich rycerzy, którzy ich rozgromili. Opisana przez Jana Długosza „ucieczka" Litwinów z pola bitwy negatywnie zaciążyła na późniejszych relacjach polsko-litewskich. Szlachta polska przez stulecia drwiła z rodaków Jagiełły, zarzucając im tchórzostwo. Pokłosie tej opinii jest wyczuwalne także w „Trylogii" Sienkiewicza, szczególnie we fragmentach o „lekkiej, bo lekko uciekającej jeździe litewskiej". Poważni historycy, znacznie bardziej polegający na opisie podanym w „Kronice konfliktu", odczytali tę fazę bitwy jako zastosowanie pozorowanej ucieczki. Litwini poznali ten manewr od Mongołów. Wspomina o nim również Johann von Posilge, kronikarz ze strony krzyżackiej.

Te same wydarzenia są z kolei krańcowo stronniczo i antypolsko opisane w XVI-wiecznej „Kronice Bychowca", wchodzącej w skład „Kroniki Wielkiego Księstwa Litewskiego i Żmudzkiego". Jej autorem był prawosławny Rusin, który skompilował opis Jana Długosza i wiadomości o bitwie pod Grunwaldem zawarte w dziele Eneasza Sylwiusza Piccolominiego (późniejszego papieża Piusa II) oraz XVI-wiecznego kanonika krakowskiego Macieja Miechowity. Zamówiona prawdopodobnie przez Olbrachta Gasztołda herbu Abdank, kanclerza wielkiego litewskiego i wojewodę wileńskiego, „Kronika Bychowca" przedstawiała polskie rycerstwo jako tchórzy, biernie oczekujących zwycięstwa wywalczonego rękami wojsk litewskich.

Lipcowe słońce – decydujący uczestnik bitwy

Kres wszelkim spekulacjom i kontrowersjom dotyczącym zachowania Polaków i Litwinów na polach Grunwaldu położył dopiero na początku lat 60. XX wieku wybitny znawca tej tematyki, szwedzki historyk prof. Sven Ekdahl z Instytutu Polsko-Skandynawskiego w Kopenhadze. Po ukończeniu studiów na uniwersytecie w Göteborgu przeprowadził badania historyczne na uniwersytecie w Getyndze w znajdującym się tam archiwum zakonu krzyżackiego. Latem 1962 r. dotarł do listu napisanego przypuszczalnie w roku 1416 lub 1417 przez anonimowego autora, przebywającego w tym czasie na zamku w Człuchowie, który był punktem zbornym dla gości zakonu krzyżackiego.

List miał być w zamyśle skierowany do cudzoziemskiego rycerza, gościa zakonu, ale wysłano go również do wielkiego mistrza Michała Küchmeistera von Sternberga. Korespondencja nawiązuje do Wielkiej Bitwy (jak nazywano bitwę pod Grunwaldem) i jest wskazówką oraz ostrzeżeniem przed przyszłymi starciami wojsk zakonu z siłami polskimi i litewskimi. Autor wspomina w nim o taktyce pozorowanej ucieczki, którą wojska wroga zastosowały w Wielkiej Bitwie. W liście przestrzega: „Rycerze winni trzymać się razem, by nie powtórzyło się to, co spotkało Krzyżaków pod Grunwaldem. Pogoń za uciekającymi, rozproszenie i załamanie szyków wojsk zakonu zamieniło chwilową euforię Krzyżaków w całkowitą klęskę". Badając ten list, Sven Ekdahl doszedł do wniosku, że pozorowana ucieczka lewego skrzydła oddziałów litewskich była sprytnym manewrem taktycznym, który rozproszył zwarte siły zakonu.

Reklama
Reklama

Władysław Jagiełło i jego brat Witold doskonale wiedzieli, jak wyczerpująca jest bezużyteczna pogoń i dekoncentracja ciężkich szyków rycerskich. Rankiem 15 lipca 1410 r. słońce ostro świeciło w oczy polskim i litewskim wojownikom. Ich atutem i ochroną przed palącym lipcowym słońcem było ukrycie się w gęstych zaroślach, które uniemożliwiały atak kawalerii. Jagiełło spokojnie czekał, a tymczasem piekące słońce dokonywało spustoszenia w szeregach przeciwnika. W końcu zaczęło oślepiać rycerstwo zakonu. Wielki mistrz zrozumiał, że jego plan, aby w trakcie ataku mieć słońce za plecami, zaczyna się rozsypywać.

Ulrich von Jungingen zdecydował się zatem na prowokację. Aby wywabić przeciwnika na otwarte pole, wysłał polskiemu królowi dwa miecze. Król przyjął je ze spokojem, nakazując jednocześnie odprawienie kolejnej mszy, którą celebrował stryj Jana Długosza. Dopiero lekka jazda tatarska rozpoczęła I fazę bitwy, odkrywając wykopane przez wojska zakonu wilcze doły, który miały załamać atak ciężkiej jazdy polskiej. Zresztą także wokół istnienia tych dołów narosło wiele kontrowersji. W opinii wielu badaczy Krzyżacy nie zdążyli ich wykopać, ponieważ bitwa rozgrywała się z zaskoczenia.

W II fazie bitwy jazda krzyżacka, zmęczona rosnącą temperaturą i oślepiona słońcem, starła się w pierwszym uderzeniu z 40 chorągwiami litewskimi. Oddziały Witolda zostały zepchnięte w kierunku lasu i rzuciły się do pozorowanej ucieczki. Krzyżacy ruszyli w pogoń w rozproszeniu. Po powrocie na pole bitwy szyki zakonu znowu zaczęły się łączyć, ale wtedy runęło na nie 50 chorągwi ciężkiej jazdy polskiej i całkowicie rozerwało porządek wojsk krzyżackich. Pozwoliło to na wprowadzenie do ataku lekkiej jazdy polskiej. Do walki przystąpiła także ukryta w zaroślach polska piechota.

Jak obliczają historycy, bitwa pod Grunwaldem trwała 6 godzin. Armia Krzyżaków składała się z 51 chorągwi, około 21 tys. konnego rycerstwa, w tym około 230 braci zakonnych, 6 tys. pieszych wojowników i artylerzystów oraz 5 tys. czeladzi. Siły zakonu zostały zasilone przez rycerzy z całej Europy. Byli tam Czesi, przybysze z księstw śląskich, Pomorza Zachodniego i księstw Rzeszy Niemieckiej. W bitwie polegli prominentni członkowie zakonu, w tym wielki mistrz Ulrich von Jungingen oraz dowodzący swoimi chorągwiami komturowie Kuno von Lichtenstein i Fryderyk von Wallenrode. Ogółem straty zakonu wyniosły 8 tys. zabitych i 14 tys. wziętych w niewolę.

Również po stronie polsko-litewskiej walczyli liczni cudzoziemcy, w tym lennicy Królestwa Polskiego, Hospodarstwa Mołdawskiego, Księstwa Mazowieckiego, Bełskiego, Płockiego, Podola oraz litewskich lenn na Rusi. Byli także najemnicy z Czech, Moraw, Śląska i uciekinierzy ze Złotej Ordy. Poza głównodowodzącymi Władysławem II Jagiełłą i wielkim księciem litewskim Witoldem Kiejstutowiczem litewską kawalerią dowodził Lingwen Semen Olgierdowicz, a oddziałami tatarskimi Dżalal ad-Din (nazywany też Saladynem), syn chana Tochtamysza, pretendent do tronu Złotej Ordy i lennik księcia Witolda. Straty strony polskiej wyniosły 2–3 tys. zabitych.

Magia Grunwaldu

Zwycięstwo pod Grunwaldem było przełomowym wydarzeniem w historii Polski. 4 lipca 1610 r., dwieście lat po starciu pod Grunwaldem, rozegrała się inna wielka bitwa, o równie wielkim znaczeniu w dziejach naszego państwa. Przeciw Polakom wystąpiła pod Kłuszynem armia rosyjska pod dowództwem Dymitra Szujskiego, mająca ogromną przewagą liczebną. Rosjan wspomagał posiłkowy korpus szwedzki pod dowództwem Jakoba Pontussona De la Gardie, nieślubnego syna Jana III Wazy. W pięciogodzinnej bitwie wojska hetmana Stanisława Żółkiewskiego rozbiły w pył armię moskiewską. Zwycięstwo pod Kłuszynem otworzyło Polakom drogę do Moskwy. 15-letni królewicz Władysław został obwołany carem rosyjskim. To świetne zwycięstwo zostało zaprzepaszczone przez marzącego o tronie szwedzkim Zygmunta III Wazę. Uruchomiło to cały łańcuch nieszczęść politycznych i militarnych, jakie w XVII wieku spotkały Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Bez wątpienia na polską armię pod Kłuszynem zadziałała magia i wspomnienie wielkiego zwycięstwa pod Grunwaldem.

Reklama
Reklama

Ta mitologizacja Grunwaldu trwa od sześciu wieków. W 1900 r. na rynku ukazało się pierwsze wydanie „Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza. Stworzony na bazie „Roczników" Długosza opis bitwy krzepił ostatnie pokolenie Polaków żyjących w podzielonym przez zaborców kraju.

Wcześniej, w 1878 r., Jan Matejko namalował dla warszawskiego finansisty Dawida Rosenbluma obraz „Bitwa pod Grunwaldem". Specjaliści od historii wojskowości wyśmiali to dzieło, ale dla większości Polaków stało się ono symbolem walki narodowej. Co ciekawe, Matejko ukazał samego króla Władysława Jagiełłę jako postać drugoplanową, obserwującą bitwę ze wzgórza, podczas gdy wielki książę litewski Witold, który unosi ręce w geście triumfu, jest ukazany jako centralna postać malowidła. Tym samym Jan Matejko opowiedział się po jednej ze stron wspomnianej dyskusji na temat roli polskich i litewskich wojsk w osiągnięciu ostatecznego zwycięstwa w tej bitwie.

Walczący z piechotą Ulrich von Jungingen, umieszczony po lewej stronie obrazu, ma z kolei symbolizować siły germańskie, które ośmieliły się chrystianizować narody słowiańskie. Jeden z atakujących go pieszych wojowników dzierży w dłoniach włócznię św. Maurycego, symbol dynastii Piastów, chrześcijańskiej Polski i świętej lancy cesarskiej, którą Otton III podarował Bolesławowi Chrobremu. Przesłanie Matejki było aż nadto czytelne: wielki mistrz ma na płaszczu czarny krzyż – fałszywy symbol chrześcijaństwa, pokonany przez piastowską włócznię reprezentująca prawdziwą wiarę i wolność. Było to przesłanie o niemal biblijnym charakterze: dobro zawsze zwycięża zło, a siła moralna może pokonać oręże przeciwnika.

Nic dziwnego, że dla Niemców obraz Jana Matejki stał się wymownym antygermańskim manifestem. W czasie okupacji hitlerowskiej obraz był poszukiwany przez Gestapo. Gdyby wpadł w niemieckie ręce, skończyłby zapewne w ogniu. Na szczęście już we wrześniu 1939 r. podjęto decyzję o ukryciu malowidła. W obecności dyrektora administracyjnego Zachęty Stanisława Mikulicza-Radeckiego, wiceprezesa Zachęty i malarza Stanisława Ejsmonda oraz malarza Bolesława Surałły płótno zdjęto z ram, zwinięto i zapakowano w skrzynie. 9 września przekazano je prof. Władysławowi Woydzie, intendentowi Muzeum Lubelskiego. Tego samego dnia Niemcy dokonali nalotu na Lublin. Jedna z bomb spadła na budynek muzeum. W eksplozji zginęli Stanisław Ejsmond i Bolesław Surałło. Prof. Woyda zdecydował się na ukrycie obrazu w jednej z podlubelskich wsi.

W październiku 1939 r. Gestapo rozpoczęło poszukiwania zaginionego dzieła. Dla Niemców „Bitwa pod Grunwaldem" Jana Matejki była symbolem „nierycerskiego" zwycięstwa niższej rasowo słowiańszczyzny nad żywiołem germańskim. Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, tak bardzo pragnął zdobyć znienawidzone malowidło, że wyznaczył aż 2 mln marek nagrody za wskazanie miejsca, w którym przechowywano dzieło mistrza Matejki. Niemcom tak bardzo zależało na tym płótnie, że próbowali nawet przekupić prof. Władysława Woydę, oferując mu nagrodę pieniężną i obywatelstwo III Rzeszy za ujawnienie miejsca ukrycia obrazu. Profesor odmówił, narażając życie własne i swojej rodziny. Uratowali go jednak przyjaciele z organizacji podziemnej. Polskie Radio Londyn nadało informację, że „Bitwa pod Grunwaldem" Jana Matejki dotarła do Anglii. Wściekli Niemcy zostawili prof. Woydę w spokoju. Po zakończeniu wojny obraz został wydobyty z kryjówki i przekazany do Muzeum Narodowego w Warszawie.

Historia
Artefakty z Auschwitz znów na aukcji w Niemczech. Polski rząd tym razem nie reaguje
Historia
Julia Boyd: Po wojnie nikt nie zapytał Niemców: „Co wyście sobie myśleli?”
Historia
W Kijowie upamiętniono Jerzego Giedroycia
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama