Debatę wywołała kontrowersyjna wypowiedź Alexandra Gaulanda, lidera skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD), który na jednym ze spotkań przekonywał, że Niemcy już nie muszą się wstydzić swojej przeszłości. „Kiedy Francuzi są dumni ze swojego cesarza, a Brytyjczycy z Nelsona i Churchilla, to my mamy prawo być dumni z dokonań niemieckich żołnierzy w dwóch wojnach światowych” – podkreślił Gauland, nawiązując do „odzyskiwania niemieckiej tożsamości”. Jest coś szczególnie podłego w wygłaszaniu takich opinii we wrześniu – miesiącu, który w historii Europy jest kojarzony z wybuchem II wojny światowej i początkiem nieznanych ludzkości zbrodni na skalę przemysłową.
Dzisiaj mija 76 lat od jednego z najstraszniejszych epizodów Holokaustu. 29 września 1941 r. w święto Jom Kippur Niemcy kazali się stawić w wyznaczonym miejscu tysiącom kijowskich Żydów. Ofiary miały obowiązek przynieść pieniądze, kosztowności oraz ciepłe ubrania, co dawało im nadzieję, że zostaną gdzieś przesiedleni. Jak wynika z zeznań Diny Proniczewej, której cudem udało się wygrzebać z dołu śmierci, zgromadzonym kazano się rozbierać i oddawać kosztowności. Protestujący byli bici do krwi. Niemcy nie okazywali żadnej litości ludziom starym, dzieciom, kobietom w ciąży czy osobom chorym i niepełnosprawnym. Pokrwawione ofiary pędzono nad ogromne doły, gdzie zabijano je z broni automatycznej. Kiedy mordercy odpoczywali, roztrzęsieni, nadzy ludzie musieli czekać na swoją kolej przy dołach pełnych krwawiących ciał.
"Niektórzy umierali, myśląc o innych zamiast o sobie, jak matka pięknej piętnastoletniej Sary, która błagała, by zastrzelono ją równocześnie z córką. Nawet pod sam koniec myślała o Sarze i troszczyła się o nią: jeżeli zobaczy, jak córka ginie, nie zobaczy, jak ją gwałcą. Naga matka karmiła piersią niemowlę, wiedząc, że to już ostatnie sekundy życia. Gdy dziecko wrzucono żywcem do jaru, skoczyła za nim, znajdując tam śmierć” – pisał amerykański historyk prof. Timothy Snyder w publikacji „Skrwawione ziemie”.
Egzekucje trwały pięć dni. Ze skrupulatnie przygotowanego niemieckiego raportu wynika, że oddziały Einsatzgruppe pod dowództwem obergruppenführera Friedricha Jeckelna, brigadeführera Otto Emila Rascha i standartenführera Paula Blobela przy prawdopodobnym wsparciu ukraińskiej policji zabiły 33 771 Żydów.
Wymienieni zbrodniarze należeli do SS. Po wojnie wszyscy zostali skazani na śmierć i powieszeni. Nieprawdą jest jednak, że władze wojskowe miały czyste ręce. Dowództwo wojskowe na okręg kijowski doskonale wiedziało o akcji pacyfikacyjnej. Żaden przedstawiciel armii nie protestował. Trudno się dziwić, skoro wielu z nich brało udział w podobnych masakrach w różnych zakątkach Europy.