„Podzwonne sierpnie" – pisał w wierszu poświęconym tytułowemu miesiącowi Stanisław Grochowiak. W tej metaforze mieści się i świadomość końca, i zapowiedź zmiany, i potrzeba upamiętnienia. Takie też były polskie sierpnie w XX wieku: nieraz zwiastowały nieubłagany koniec jakiejś epoki, a zarazem zapowiadały następną. Jedne z nich odcisnęły się głęboko w pamięci zbiorowej, inne pozostawiły ślady mniej wyraźne i niejednoznaczne. Warto niektórymi z tych śladów podążyć.
Kiedy zaczęła się I wojna światowa?
Jak podają encyklopedie, pierwszy światowy konflikt minionego stulecia, na Zachodzie nazywany Wielką Wojną, rozpoczął się 28 lipca 1914 r., gdy Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii. Propozycji formułowanych przez historyków w tej kwestii jest jednak więcej. Zdaniem badaczy koncentrujących się na dziejach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego, autorów pracy „Nasza wojna", jego początków należy szukać wcześniej, w wojnach bałkańskich z 1912 i 1913 r. A skoro data nie jest oczywista, a Wielka Wojna jest także „nasza", wolno spytać, kiedy rozpoczęła się dla Polaków. Czy w dniu, w którym poddani trzech zaborców wyruszyli na front w mundurach obcych armii? Z perspektywy polskich aspiracji, późniejszych ocen i skutków tej wojny, a wreszcie utrwalonego po 1918 r. mitu niepodległościowego, możliwa jest inna odpowiedź: wszystko zaczęło się w czwartek, 6 sierpnia 1914 r., najpewniej o godz. 2.42 (źródła nie są zgodne co do godziny). O tej porze z krakowskich Oleandrów wymaszerowała ku granicy z Królestwem Pierwsza Kompania Kadrowa, dowodzona przez Tadeusza Kasprzyckiego, w przyszłości generała i ministra w rządzie niepodległej Rzeczypospolitej. Niewielki oddział, sformowany zaledwie przed kilkoma dniami z członków Związków Strzeleckich oraz Polskich Drużyn Strzeleckich, wyekwipowany i dozbrojony w ostatniej chwili dzięki funduszom zebranym przez jego organizatorów, prezentował się skromnie. Motywacji i świadomości wagi tej chwili strzelcom jednak nie brakowało – wiedzieli, jak wspominał Stefan Pomarański, że oto „wreszcie historyczny dzień 6 sierpnia" (Pomarański S., „W awangardzie (ze wspomnień piłsudczyka)", Warszawa 1916). Wszak przygotował ich na ten moment komendant Piłsudski jeszcze 3 sierpnia, mówiąc wtedy do kadrowiczów: „Żołnierze! Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie Ojczyzny". Przed Pierwszą Kadrową postawiono zadania bardzo ambitne: celem wkroczenia na ziemie zaboru rosyjskiego było wywołanie tam powstania, a nawet wyzwolenie Warszawy. Przy niewielkim entuzjazmie mieszkańców Królestwa nic z tych planów nie wyszło. Kompania powróciła do Krakowa, gdzie stała się zawiązkiem Legionów. Ale sierpniowy wymarsz z Oleandrów urósł do rangi legendy, pierwszego rozdziału wielkiej opowieści o „naszej" wojnie i heroicznej drodze do niepodległości. W 1934 r. wydarzenie to uwiecznił na obrazie Jerzy Kossak, a kolejne rocznice świętowano uroczyście aż do wybuchu II wojny.
Nie tylko Cud nad Wisłą
Trudno byłoby kwestionować zarówno militarne, jak i symboliczne znaczenie Bitwy Warszawskiej, operacji wojskowej trwającej od 13 do 25 sierpnia 1920 r., która w znacznym stopniu zdecydowała o wyniku wojny polsko-bolszewickiej. Ale Cud nad Wisłą nie był jedynym sierpniowym bojem o przetrwanie i kształt odrodzonego kraju. Pierwszej wojny na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej nie zakończyło ani podpisanie rozejmu w wagonie kolejowym w Compiegne w 1918 r., ani sygnowanie traktatu wersalskiego. Ambicje powracających na mapę lub powstających państw, teraz narodowych, były ogromne i często sprzeczne. Dawni „bracia" i sąsiedzi stawali się wrogami. Rozpoczynała się dopiero walka o wyznaczenie granic na terytoriach, których granice od dawna nie dzieliły, i która trwała w regionie nawet do 1923 r. Polska toczyła tę walkę nierzadko równocześnie na przeciwległych krańcach formującego się państwa. I nierzadko w sierpniu.
23 sierpnia 1919 r. wybuchło powstanie sejneńskie, jedno z raczej zapomnianych, a przy tym do dziś budzących kontrowersje. Niemcy, niepogodzeni z klęską, niechętnie rezygnowali ze swych byłych wschodnich prowincji i zdobyczy. Suwalszczyznę opuścili dopiero w drugiej połowie sierpnia. Ziemie te, a szczególnie obszar sejneński, uważali za swoje i Polacy, i Litwini, przede wszystkim ci, dla których była to ziemia rodzinna. Ani jedna, ani druga strona nie przywiązywała nadmiernej wagi do linii demarkacyjnej Focha wyznaczonej przez Radę Najwyższą Ententy i stanowiącej prowizoryczną granicę. Obie strony natomiast podgrzewały atmosferę demonstracyjnymi działaniami politycznymi: 12 sierpnia w Suwałkach odbył się zjazd przedstawicieli ludności polskiej tych obszarów, na którym wprost postulowano konieczność militarnego rozwiązania sporu. Wkrótce potem do manifestujących w Sejnach Litwinów przybył ówczesny premier Litwy Mykolas Sleževičius, aby zagrzewać ich do oporu. Jak więc przekonuje Piotr Łossowski, powstanie nie było długo i starannie przygotowanym przedsięwzięciem pod kuratelą władz centralnych, ale doraźną inicjatywą miejscowego okręgu POW. Walki rozpoczęły się jeszcze przed świtem 23 sierpnia i w ciągu kilku godzin powstańcy opanowali wyznaczone cele, w tym Sejny. Litwini nie zamierzali jednak ustąpić i w następnych dniach miasto przechodziło z rąk do rąk. Jedyne wytchnienie walczącym dawały pogrzeby poległych obu narodowości. Dopiero przybycie oddziału regularnego wojska polskiego – 41. Suwalskiego Pułku Piechoty – przechyliło szalę zwycięstwa na stronę polską i 28 sierpnia walki ustały.
Ale zwycięstwo nie cieszyło wszystkich. Powstanie zakłóciło przygotowania do planowanego przez POW przewrotu w Kownie, który miał doprowadzić do zmiany rządu na bardziej życzliwy Polsce i idei federacyjnej. Przebywający w Kownie porucznik Wiktor Dunin-Wąsowicz pisał: „Medal za mądrość bałwanowi, który nam urządził Sejny". Co ważniejsze, rozwiewało chyba ostatecznie nadzieje na naprawę fatalnych w owym czasie – i przez kolejne dwie dekady międzywojnia – relacji polsko-litewskich.