To drugie wydarzenie poprzedzała blisko trzymiesięczna, wyczerpująca obie strony, obrona świętego miasta przez powstańców żydowskich.
Po ciężkim dwumiesięcznym oblężeniu Rzymianom udało się zdobyć zewnętrzne mury Jerozolimy.
Żydzi schronili się w silnie ufortyfikowanej Świątyni. Rzymianie przystąpili do rozbiórki sąsiadującej z nią twierdzy Antonia, aby mieć budulec na ostatnią platformę prowadzącą do bram dziedzińca świątynnego. Żydowski historyk Józef Flawiusz, naoczny świadek tych wydarzeń, twierdził, że rzymski wódz nie chciał zniszczyć świętego przybytku, mając nadzieję, że obrońcy z szacunku dla tego miejsca skapitulują, aby nie uległo ono zniszczeniu. Kiedy jednak zrozumiał, że póki istnieje Świątynia, Żydzi będą tkwić w fanatycznym oporze, nakazał zebrać po 30 ludzi z każdej centurii i zdecydował się osobiście poprowadzić ich do ataku przeciwko ostatniej jerozolimskiej reducie. Dowództwo legionów odciągnęło go od tego pomysłu. Ukończywszy nasypy, napastnicy przystąpili do uderzenia dwoma taranami. Ich wódz z niepokojem obserwował atak prowadzony z ruin twierdzy Antonia. Po wielu godzinach ciężkich walk Rzymianie podpalili bramy i portyki świątynne. Pożar trwał dzień i noc.
Dziewiątego dnia żydowskiego miesiąca aw 70 r., który według niektórych wyliczeń wypadał między 9 i 17 sierpnia, pierwsi legioniści wdarli się na wewnętrzny dziedziniec Świątyni Jerozolimskiej. Tam napotkali szaleńczy opór wiernych, którzy woleli oddać życie, niż pozwolić skalać najświętszy przybytek. Natychmiast zbudzono Tytusa, który wyczerpany spał w twierdzy Antonia. Wódz zerwał się i pobiegł do Świątyni tak, jak był ubrany, nie przywdziawszy nawet tuniki legionowej. Za nim biegli Agryppa i Berenika, a obok setki legionistów, których nikt już nie mógł powstrzymać przed wściekłą zemstą na Żydach. Krzykami zagłuszali Tytusa, który resztką sił wydawał ochrypłym głosem rozkazy, aby oszczędzić Świątynię. Jednak zaślepieni żądzą krwi Rzymianie zaczęli niszczyć wszystko, co tylko dało się wyrwać, spalić, stłuc czy zdemolować.
Rozdarty między radością ze zwycięstwa i żalem z powodu ginącej budowli Tytus postanowił pierwszy wkroczyć do Miejsca Najświętszego, gdzie miała się znajdować Arka Przymierza. Nawet żydowski arcykapłan miał prawo wkraczać tam tylko raz do roku, i to z wyjątkowym ceremoniałem. Teraz Miejsce Najświętsze skalał swoją obecnością poganin, rzymski prześladowca Żydów. „Tytus zajrzał do środka i oglądał święte miejsce Przybytku i to, co się w nim znajdowało, a wszystko o wiele przechodziło rozgłos, jaki miało między obcymi, i nie ustępowało tej wspaniałości, jaką chełpili się tubylcy" – wspominał Józef Flawiusz.