Ówczesny główny archeolog wawelski Stanisław Kozieł wspólnie z Janem Myrlakiem, przy udziale Władysława Brożka i Jana Mazura przewiercili świdrem otwór długości 90 cm i raptem 2 cm średnicy. Na drucie włożyli małą żaróweczkę i to prymitywne urządzenie nazwali „kocim oczkiem". Przez dziurkę od klucza widać było jeno tajemnicze cienie i coś z drewna. „Dopiero 7 maja komisyjnie odkuto jeden z ciosów i – jak wspominał później Kozieł – przedstawił się nam widok straszny, jak po katastrofie samolotu". Oto, co po pięciu wiekach zostaje z człowieka, który był królem Polski i wielkim księciem Litwy.