– Każde państwo niepodległe ma swoje święto. To okazja, aby przemyśleć, co to znaczy żyć w wolnym kraju. Takie dni powinny być naprawdę wypełnione myśleniem o teraźniejszości. O tym, jak być dobrym obywatelem dzisiejszej Polski. Nikt tego lepiej nie określił niż Norwid, który mówił o ojczyźnie jako o zbiorowym obowiązku – mówi Anna Radziwiłł, historyk, pedagog.
A jak myślą o ojczyźnie i żyją dziś ci, których pradziadowie tę niepodległość zdobyli, a potem piastowali w Polsce najważniejsze stanowiska?
W wieku sześciu lat Jan Kidawa-Błoński junior po kłótni z ojcem wymazał z encyklopedii jego nazwisko. – Już cię tam nie ma – powiedział potem. Ale godzinę późnej wpisał je z powrotem. Ołówkiem. Jan jr ma 20 lat. Studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim i wie, co chce robić w przyszłości. – Zostanę albo producentem filmowym, albo politykiem. Ale jeszcze nie teraz, nie chcę robić konkurencji mamie. Dwoje Błońskich w polityce to za dużo. Poza tym najpierw muszę się sporo nauczyć – tłumaczy.
Gdy był chłopcem, bawił się w policjantów i kowbojów. Nie myślał, by zostać premierem czy prezydentem. Teraz już tego nie wyklucza. Jeden z jego prapradziadków ze strony mamy to Stanisław Wojciechowski, prezydent II Rzeczypospolitej w latach 1922 – 1926. Drugi z prapradziadków, również ze strony mamy, to Władysław Grabski, dwukrotny polski premier, a także minister skarbu. Autor reformy monetarnej – wprowadził polskiego złotego zamiast marki.
Z Janem jr spotykamy się w pełnym pamiątek po przodkach rodzinnym domu w Gołąbkach. W pokoju studenta stoi fotel po prezydencie Wojciechowskim i biurko premiera Grabskiego. – W tym domu obaj często przebywali, a Wojciechowski – mieszkał tu od powstania warszawskiego aż do śmierci – opowiada spadkobierca prezydenta i premiera. W pobliżu jest uliczka imienia pradziadka, pisarza Władysława Jana Grabskiego, a w Ursusie – prapradziadka Wojciechowskiego.