A śmiała się często, wynikało to z jej usposobienia.W rocznicę rewolucji i innych świąt, także w dni akademii, masówek i zebrań paradowała po salach wykładowych i korytarzach uczelni w stroju organizacyjnym. Czerwony krawat, zielona koszula, którą wypychały wielkie piersi.
– O, idzie Róża Luksemburg! – mówili wtedy niektórzy szeptem.Ania ideologię traktowała bardzo poważnie, tak że ta stała się jej Biblią. Ojciec Ani przed wojną był krawcem i komunistą, teraz komunistą i etatowym funkcjonariuszem partyjnym.
Bolek był chłopakiem średniego wzrostu, o szarej, ziemistej twarzy, policzki wpadnięte, rysy ostre, usta wąskie, blade, i włosy też koloru ziemistego, pasmami przylegające do czaszki. Z natury odznaczał się zapalczywością, zawziętością. Pochodził z robociarskiej rodziny z Grochowa. Jego ojciec przed wojną był pepeesiakiem i działaczem związkowym, w jego domu nadal mówiło się o Piłsudskim przed przewrotem majowym i po przewrocie. Starszy brat Bolka zginął w powstaniu. Siostra po chorobie Heinego-Medina poruszała się z pomocą kul, powłócząc nogami. W domu panowała smutna, ciężka atmosfera i ojciec mówił bez ogródek, że jest okupacja sowiecka.
Na naszym pierwszym roku Bolek był w mniejszości, która nie należała do ZMP. Natomiast Ania, aktywistka organizacji, wybrana po pierwszym semestrze do zarządu wydziałowego z rekomendacji zarządu uczelnianego, nieraz namawiała Bolka do podjęcia właściwej decyzji. Pochodzenie odpowiednie, syn proletariusza przecież, ponadto ze względu na pewne przymioty charakteru wydawał jej się odpowiednim kandydatem na działacza.– Nie zachowuj się jak relikt dawnej epoki – mówiła.
Bolek odmawiał uparcie przystąpienia do organizacji i często dyskutowali, nie przebierając w słowach.