Oczy Ani z ZMP

Ania była gruba i pogodna. Głowę miała dużą, twarz mięsistą, włosy czarne, kręcone, korpus długi, nogi krótkie. Nie była ładna, ale oczy miała piękne, wielkie i kiedy się śmiała, stawała się bardzo ładna, promieniała.

Publikacja: 03.12.2007 10:26

Oczy Ani z ZMP

Foto: Rzeczpospolita

A śmiała się często, wynikało to z jej usposobienia.W rocznicę rewolucji i innych świąt, także w dni akademii, masówek i zebrań paradowała po salach wykładowych i korytarzach uczelni w stroju organizacyjnym. Czerwony krawat, zielona koszula, którą wypychały wielkie piersi.

– O, idzie Róża Luksemburg! – mówili wtedy niektórzy szeptem.Ania ideologię traktowała bardzo poważnie, tak że ta stała się jej Biblią. Ojciec Ani przed wojną był krawcem i komunistą, teraz komunistą i etatowym funkcjonariuszem partyjnym.

Bolek był chłopakiem średniego wzrostu, o szarej, ziemistej twarzy, policzki wpadnięte, rysy ostre, usta wąskie, blade, i włosy też koloru ziemistego, pasmami przylegające do czaszki. Z natury odznaczał się zapalczywością, zawziętością. Pochodził z robociarskiej rodziny z Grochowa. Jego ojciec przed wojną był pepeesiakiem i działaczem związkowym, w jego domu nadal mówiło się o Piłsudskim przed przewrotem majowym i po przewrocie. Starszy brat Bolka zginął w powstaniu. Siostra po chorobie Heinego-Medina poruszała się z pomocą kul, powłócząc nogami. W domu panowała smutna, ciężka atmosfera i ojciec mówił bez ogródek, że jest okupacja sowiecka.

Na naszym pierwszym roku Bolek był w mniejszości, która nie należała do ZMP. Natomiast Ania, aktywistka organizacji, wybrana po pierwszym semestrze do zarządu wydziałowego z rekomendacji zarządu uczelnianego, nieraz namawiała Bolka do podjęcia właściwej decyzji. Pochodzenie odpowiednie, syn proletariusza przecież, ponadto ze względu na pewne przymioty charakteru wydawał jej się odpowiednim kandydatem na działacza.– Nie zachowuj się jak relikt dawnej epoki – mówiła.

Bolek odmawiał uparcie przystąpienia do organizacji i często dyskutowali, nie przebierając w słowach.

– Szafujesz słowami bez pojęcia o ich sensie – replikował. – Co to znaczy relikt? Ja jestem świadomy faktycznego stanu rzeczy.Dalej wypowiadał się krytycznie o władzy w Polsce i hegemonii Związku Radzieckiego.

– Hegemonia! – szydził. – Raczej zabór. Niebawem zostaniemy którąś tam republiką. To nam zafundowali.Piękne oczy Ani ogromniały i stawały się wzburzone jak toń jeziora w czasie burzy.

– Co ty wygadujesz! – zdołała wykrztusić w odpowiedzi.Bolek był chłopakiem szczerym i nie krył się ze swymi poglądami. A argumentów miał w zanadrzu bez liku, nieraz w jego domu o tym mówiono. I taką wyliczał litanię krzywd i niegodziwości popełnionych przez władzę ludową i Rusków wobec Polski i Polaków, że kędzierzawe włosy Ani, gdyby mogły się wyprostować, stanęłyby na pewno na jej głowie. Wprost zatkał ją lawinowy monolog nieobliczalnego Bolka. Oczy dziewczyny zapłonęły świętym gniewem, ceglasty rumieniec zakwitł na jej policzkach.– No wiesz! – odeszła oburzona.

Ale rozmawiali ze sobą często. Ciągnęło ich do siebie nieprzeparcie. Może odmienność miała taką moc przyciągania. Ale chyba było jeszcze coś więcej. Ania zdołała zaciągnąć Bolka na studencką wieczorynkę zorganizowaną w jej domu. Zapalono świece, pili wino i Ania deklamowała z przejęciem „Magnitogorsk, czyli rozmowę z Janem” i „Ulicę Miłą”. Wyznała Bolkowi, że przed wojną jej ojciec mieszkał na podobnej ulicy, która nazywała się Pawia i ona tam przyszła na świat. Podczas tego towarzyskiego spotkania Bolek zachowywał się powściągliwie, ale grzecznie i nie wytrzymał dopiero wtedy, kiedy kolega Niedbałek zaintonował pieśń komsomolską z czasu wojny domowej „Od tajgi po brytyjskie morze Czerwonej Armii nikt nie zmoże”. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem. Niedbałek był zaskoczony i zastanawiał się głośno:

– To był bezsprzecznie ostentacyjny gest. Co on chciał przez to wyrazić?Kiedyś, działo się to w budynku seminaryjnym podczas przerwy w zajęciach, posłyszałem przypadkiem rozmowę Ani z Bolkiem. Bolek mówił podniesionym głosem i trudno było go nie słyszeć. Ania słuchała cierpliwie, choć jej pierś falowała. Wreszcie powiedziała:

– Jednak wrogiem klasowym nie jesteś. Tylko pobłądziłeś po manowcach.

– Po manowcach! – powtórzył Bolek i roześmiał się. – A kto napadł na nas od wschodu? A kto czekał, aż powstanie się wykrwawi do końca? Kto wywozi na białe niedźwiedzie? Kto rozwalił...

Tego pytania nie dokończył, Ania bowiem ścisnęła go mocno za rękę. Zwróciła się do nadchodzącego kolegi i zmieniła temat:– No i jak? Już zaliczyłeś?

– Co? – nie zrozumiał kolega Niedbałek, którego zwabił podniesiony głos Bolka, a jego czujność obudziły poszczególne, zagadkowe słowa.

– No, seminarium u tego piły, doktora Kozłowskiego!

– A, tak – rzekł Niedbałek.

Był to reemigrant z Francji, tak samo jak Ania członek zarządu wydziałowego ZMP. Jego oczy zapłonęły teraz wilczym głodem łowcy wrogów klasowych.

Pozostał chwilę i odszedł, jakby zawiedziony.– Przy nim nie mów o tym... – Ania zawahała się i powtórzyła: –... o tym, co mówisz ze mną, rozumiesz?

A śmiała się często, wynikało to z jej usposobienia.W rocznicę rewolucji i innych świąt, także w dni akademii, masówek i zebrań paradowała po salach wykładowych i korytarzach uczelni w stroju organizacyjnym. Czerwony krawat, zielona koszula, którą wypychały wielkie piersi.

– O, idzie Róża Luksemburg! – mówili wtedy niektórzy szeptem.Ania ideologię traktowała bardzo poważnie, tak że ta stała się jej Biblią. Ojciec Ani przed wojną był krawcem i komunistą, teraz komunistą i etatowym funkcjonariuszem partyjnym.

Pozostało 89% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska