Wrzesień 1974 roku. Po czteroletnim pobycie w więzieniu wychodzą na wolność ostatni skazani w procesie antykomunistycznej organizacji Ruch: bracia Andrzej i Benedykt Czumowie oraz Stefan Niesiołowski. Zgodnie z wyrokiem sądu do zakończenia odbywania kary pozostało im jeszcze dwa-trzy lata.
Władze dotychczas konsekwentnie odmawiały obniżenia wyroków. Rada Państwa odrzuciła podpisaną przez Lubow Czumę i popartą przez prymasa Stefana Wyszyńskiego i kardynała Karola Wojtyłę prośbę o ułaskawienie synów. Z podobnym odzewem spotkał się list przedstawicieli środowisk intelektualnych, sygnowany między innymi przez Władysława Bartoszewskiego, Zbigniewa Herberta, Edwarda Lipińskiego i Jana Józefa Lipskiego, postulujący ułaskawienie przywódców Ruchu. Na mocy ogłoszonej w 1974 roku amnestii wymiar kary uległ co prawda zmniejszeniu do lat pięciu, ale nadal do końca wyroku pozostał rok pobytu w więzieniu. Na przedterminowe zwolnienie braci Czumów i Stefana Niesiołowskiego wpłynął dopiero planowany na październik 1974 roku wyjazd I sekretarza KC PZPR do Stanów Zjednoczonych i związane z nim naciski amerykańskiej Polonii. Uwolnienie skazanych ułatwiało ekipie Edwarda Gierka odparcie zarzutów o nieprzestrzeganie praw człowieka oraz pozwalało na zminimalizowanie ryzyka demonstracji w obronie więźniów politycznych.
W momencie pierwszych aresztowań w czerwcu 1970 roku Ruch liczył już kilkudziesięciu aktywnych uczestników, działających m.in. w Warszawie, Łodzi, Lublinie i Bydgoszczy. Wydawany przez organizację „Biuletyn” był pierwszym od lat niezależnym pismem w Polsce. Wszystkie te czynniki motywowały władze do twardej rozprawy z Ruchem i przykładnego ukarania jego członków (przed sądem stanęło 32 osoby), a zwłaszcza nieformalne kierownictwo, do którego, oprócz braci Czumów i Stefana Niesiołowskiego, należeli również Marian Gołębiewski i Emil Morgiewicz, który został skazany na 4 lata więzienia.
Wraz z opuszczeniem więziennych murów stawali się oni obiektem dyskretnej obserwacji SB. W mieszkaniach wielu z nich zainstalowano podsłuchy telefoniczne, w pojedynczych przypadkach również podsłuchy pokojowe. Za pośrednictwem konfidentów zbierano informacje o ich codziennym życiu, pracy, utrzymywanych kontaktach. Nie chciano przeoczyć momentu, w którym byli uczestnicy Ruchu powrócą na drogę działalności opozycyjnej. A tego, że powrócą, SB wydawała się pewna.
Objęcie inwigilacją wszystkich byłych uczestników Ruchu spowodowało, że najwięcej sił i środków do wykonania zadania musiała zaangażować łódzka SB. Szeregi Ruchu w tym mieście uległy znacznemu powiększeniu zwłaszcza na przełomie 1968 i 1969 r., gdy przyłączyło się doń kilkunastu uczestników Marca’68. Byli wśród nich Jacek Bierezin, Joanna Szczęsna, Stefan Türschmid, Ewa i Witold Sułkowscy. Większość nowych członków studiowała na Uniwersytecie Łódzkim i Politechnice Łódzkiej. Od kolegów działających wcześniej w Ruchu dzieliła ich nie tylko różnica wieku, ale przede wszystkim bliższy lewicowemu światopogląd. Dość szybko okazało się, że program przyjęty w deklaracji Ruchu Mijają lata… jest dla tej grupy zbyt radykalny i jej związek z organizacją zaczął ulegać rozluźnieniu. Proces ten zbiegł się z rozbiciem organizacji przez SB. Nowi członkowie, m.in. z racji na krótkie uczestnictwo w Ruchu, otrzymali z reguły stosunkowo niskie wyroki, często w zawieszeniu, wobec niektórych postępowanie umorzono.