Nadworni kronikarze i poeci wychwalali Henryka VII, założyciela nowej dynastii, i jak mogli plugawili pamięć o Ryszardzie III. Starali się przy tym wykazać prawo Tudorów do tronu, które było znacznie bardziej naciągane od praw Gloucestera, i oskarżyć go – często bezpodstawnie – o najgorsze zbrodnie i nadużycia. Największe osiągnięcia w owym procederze miał William Szekspir, którego genialny dramat zachwycił cały świat, a także Laurence Olivier w równie genialnie zagranej roli Ryszarda. Fakt, Ryszard aniołkiem na pewno nie był. Owszem, zabijał, knuł intrygi, na ogół nie znał litości dla wrogów, ale który z jego poprzedników w słodkiej Anglii czynił inaczej? Krajem tym od czasu podboju w 1066 roku targały najokrutniejsze spiski i zbrodnie w walce o władzę. Rywale mordowali się oczywiście wszędzie w owych pięknych wiekach średnich; i na Rusi, i we Francji, i nawet w Polsce, w której sielskie czasy piastowskie wierzył chyba tylko Paweł Jasienica. Ale prym wiodła bezapelacyjnie Anglia. Pokolenie Szekspira dobrze musiało pamiętać żonobójcę Henryka VIII, terror Krwawej Mary, a nawet okrucieństwo ich władczyni Elżbiety I wobec choćby Marii Stuart. To właśnie kolejni przedstawiciele ukochanej dynastii owego pokolenia – Tudorów. W XVII wieku, znaleźli się w Anglii dziejopisarze, którzy w bardziej wyważony sposób przedstawiali Ryszarda i Henryka.
Ja pamiętam z dzieciństwa książkę Roberta Louisa Stevensona „Czarna strzała”, autora innych niezapomnianych powieści dla młodzieży – „Wyspy skarbów”, „Porwanego za młodu”, „Katriony”. W „Czarnej strzale”, napisanej niemal dokładnie400 lat po bitwie pod Bosworth, Ryszard III jawi się jako rycerz bez trwogi, szermierz potrafiący pokonać kilku przeciwników naraz, wspaniałomyślny władca, a przede wszystkim lojalny opiekun i przyjaciel kilkunastoletniego bohatera powieści – Dicka. Identyfikacja młodego czytelnika z owym chłopcem powoduje, że patrzymy na Ryszarda z podziwem, wdzięcznością i sympatią. W tej kolejności trzeba poznawać utwory – najpierw Stevensona, potem Szekspira. Bardziej będziemy żałować, że York – po obaleniu jednym ciosem topora olbrzyma Cheyneya – nie dopadł tchórzliwego Tudora, a następnie nie rozprawił się ze zdrajcą Stanleyem.