Instytut Pamięci Narodowej twierdzi, że w 1981 r. nie było groźby obcej interwencji, a gen. Wojciech Jaruzelski i pozostali oskarżeni wprowadzili stan wojenny po to, by utrzymać się przy władzy. Z aktu oskarżenia wynika, że generał zabiegał o pomoc u wschodnich sąsiadów.
– IPN nie przedstawia na to dowodu – stwierdził wczoraj generał przed sądem, powtarzając to, co utrzymuje od lat. – Groźba interwencji państw Układu Warszawskiego w Polsce była w okresie 1980 – 1981 realna – mówił Jaruzelski. Dodał, że w tym czasie ZSRR „miał zdolność do interwencji”, do której – jego zdaniem – zachęcały go władze NRD.
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie, podczas kolejnej rozprawy w procesie przeciwko autorom stanu wojennego, 85-letni Jaruzelski kontynuował swoje wyjaśnienia. Trzymając w ręku gruby plik kartek, tak jak i na dwóch wcześniejszych rozprawach, przedstawiał swoją wersję wydarzeń.
Z jego słów wynikało, że o wprowadzeniu stanu wojennego przesądziły wielka demonstracja w Warszawie, zaplanowana przez „Solidarność” na 17 grudnia 1981 r., i wcześniejsze obrady Komisji Krajowej „Solidarności” w Radomiu. – Podczas obrad padały radykalne żądania, na przykład: „Bój to będzie ich ostatni”, mówiono o konieczności tzw. strajku czynnego. To był punkt krytyczny – stwierdził generał. Prokuratorom z IPN wytknął, że w akcie oskarżenia jest o tym tylko mała wzmianka.
Dotychczasowej linii obrony Jaruzelski nie zmienił. Wcześniej mówił, że stan wojenny był „mniejszym złem”, bo „uratował Polskę przed wielowymiarową katastrofą” i ocalił gospodarkę. Wczoraj twierdził, że uchronił on „S” od rozłamu, a społeczeństwo od „krwawej awantury”.