W rozmowie z Jackiem Gądkiem przeprowadzonej dla Onetu profesor obwinia z kolei Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego, że "robią wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas!"

Profesor Kieżun twierdzi, że oskarżenia "Do Rzeczy" to "potworne kłamstwo". Opowiada, że pokazał dziennikarzom, którzy przyszli przeprowadzić z nim wywiad, swoje opracowanie z 2002 roku "Radzieckie i polskie władze bezpieczeństwa i ja". Książkę wcześniej ofiarował m.in. Wiesławowi Chrzanowskiemu i prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, opowiadając o jej zawartości .

Przyznaje też, że owszem, współpracował ze służbami specjalnymi, ale amerykańskimi. A na dowód ma 450 stron pisanych przez siebie informacji o sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Część z nich wysłał także do paryskiej "Kultury". Prof. Kieżun przyznaje, że po nawiązaniu z nim kontaktów przez agentów Służby Bezpieczeństwa, natychmiast przekazał tę informację Amerykanom. - Odpowiedzieli: be careful. Amerykanie wiedzieli o każdym spotkaniu i zainteresowaniu SB mną - opowiada profesor.

Według profesora Kieżuna, autorzy artykułu z "Do rzeczy" na jego temat pokazali mu jedynie wyciągi z dokumentów dotyczące profesora.   On natomiast przekazał im swoje materiały. - A mimo to red. nacz. Paweł Lisicki pisze, że ja niczego nie ujawniłem - mówi profesor Kieżun. Mówi, że chciał również pokazać oryginalne dokumenty przywiezione z USA, ale ani Cenckiewicz, ani Woyciechowski nie chcieli ich oglądać.