NRD miało też w nazwie inny przymiotnik: „niemiecka". Wcale nie był on synonimem legendarnej germańskiej organizacji, porządku i supremacji technologicznej. Wręcz przeciwnie. W NRD ta nazwa stała się synonimem obciachu, partactwa technologicznego, bałaganu urzędniczego i kulturowej tandety.
Wszystko, co miało nadruk „Made in DDR", stanowiło obiekt drwin Polaków. Nawet w szarych czasach rządów Gomułki i Jaruzelskiego produkty z „bratniego" NRD były uważane za buble, szkaradzieństwa i marnotę. Flagowym towarem naszego zachodniego sąsiada był produkt samochodopodobny o nazwie Wartburg. Wywodził się ze stajni tak ubóstwianego przez część naszego społeczeństwa koncernu BMW. Ale po II wojnie światowej bawarski producent utracił swoją fabrykę w Eisenach, a niemieccy komuniści przemianowali ją na zakłady VEB Automobilwerk Eisenach (AWE). Produkowane w niej pojazdy, zawdzięczające swoją nazwę pobliskiemu zamkowi Wartburg, były szczytem marzeń obywateli NRD. Najbardziej popularny model 353 służył jako najwyższa nagroda dla zasłużonych afirmantów obowiązującego ustroju politycznego. Niektórzy wybrańcy mogli też liczyć na inne nagrody: działkę letniskową z domkiem, paszport uprawniający do podróży po krajach RWPG oraz... członkostwo w Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec. Wbrew pozorom to ostatnie, w przeciwieństwie do analogicznego członkostwa w PZPR, było traktowane jako szczególne wyróżnienie, na które czekało się latami.