Ostatnio uczestniczę w spotkaniach z czytelnikami, którzy nie tylko czytają, ale też interesują się historią. Te spotkania związane są z promocją książki „Kromka chleba" i dołączonego do niej filmu dokumentalnego pod tym samym tytułem. Na jednym z nich na zakończenie padło zaskakujące pytanie: „Co na to służby specjalne? Co na to rosyjska FSB?". Pytanie mogłoby się wydawać bez sensu, bo cóż te służby miałyby do mnie, mojej rodziny i książki. A jednak. Pytanie miało sens.
Jedno marzenie, wiele implikacji
Książka powstała w sposób niezwykły, tak niezwykły jak zdarzenia, które poprzedziły jej napisanie. Wszystko było dziełem przypadku i efektem powrotu do rodzinnej historii sprzed lat. Zdarzenie, które dało wszystkiemu impuls, było niepozorne. To zwykła rozmowa o marzeniach przy rodzinnym stole. Mój ojciec siedział na pozór nieobecny, aż niespodziewanie oznajmił, że w życiu ma jedno niespełnione marzenie. Pragnie zapalić znicz na mogile matki. Zamarliśmy. Wiedzieliśmy, jak trudna jest to sprawa. Moja babka i zarazem matka mojego taty zmarła daleko, w głębokiej tajdze na syberyjskim zesłaniu w 1941 r., kiedy on dopiero co skończył pięć lat. Wiedzieliśmy, że było to w wiosce Gramatucha, ale gdzie konkretnie? Jak i czy można tam dziś dotrzeć? Pomyślałam: jak nie teraz, to kiedy? Jak nie teraz, to nigdy. Mój ojciec miał 74 lata, był w trakcie leczenia onkologicznego... Czy to się mogło udać? Decyzja zapadła szybko: jedziemy.
Z tej jednej rodzinnej rozmowy wynikło zaskakująco wiele: daleka podróż na Syberię dawnego zesłańca, mojego ojca Bogusława, dziesięć miesięcy później kolejna wyprawa. W oparciu o materiał filmowy z tych ekspedycji powstał film „Kromka chleba". Obraz prowadzony opowieściami dwójki zesłańców, mojego ojca i jego siostry Danuty, uzupełniany archiwalnymi zdjęciami z Filmoteki Narodowej, obrazującymi wydarzenia Wielkiej Historii, które miały znamienny wpływ na losy polskich zesłańców. Po realizacji filmu pozostały wielogodzinne zapisy niezwykłych wspomnień, które z racji swej obszerności nie mogły znaleźć się w filmie. Przepisane, skrupulatnie uzupełnione i rozszerzone dały materiał na książkę. Wzajemnie przeplatające się wypowiedzi siostry i brata stworzyły piękną opowieść o dzieciństwie spędzonym na syberyjskiej tułaczce. Powstała książka „Kromka chleba".
Choć dziś mam przekonanie, że rodzinna historia zatoczyła koło, została przekazana dalej, tak aby pamięć przetrwała i była przestrogą dla kolejnych pokoleń Polaków, nie wszystkie tajemnice zostały odsłonięte. Dlatego to zaskakujące pytanie miało sens. Uruchomiło wspomnienia z pierwszej wyprawy do Rosji, tej w 2011 r., którą 75-letni syberyjski zesłaniec odbył śladami dawnej tułaczki. Ta podróż miała dziwne tło, potwierdzające zainteresowanie nami służb specjalnych.
Splot przedziwnych wydarzeń
W podróż na Syberię z początkiem lipca 2011 roku wyruszyliśmy z Krakowa we czwórkę: mój ojciec – Bogusław Żukowski (ur. 1936 r.), ja – jego córka, mój mąż Marek oraz organizator wyprawy, doktorant UJ w Krakowie, pasjonat Syberii – Łukasz Stachnik. Lecieliśmy do Irkucka z przesiadką w Moskwie. Kiedy wylądowaliśmy w Irkucku, ku wielkiemu zaskoczeniu zostaliśmy sami przy bagażowych taśmach. Wszyscy inni pasażerowie odebrali swoje pakunki i odeszli. Taśma stanęła, a my zostaliśmy z niczym. Nasze bagaże, plecaki z tak pieczołowicie kompletowaną zawartością, zaginęły. Pozostaliśmy z kwitkami bagażowymi w rękach. Jak zwykle bywa w takich wypadkach, nikt z obsługi lotniska nic nie wiedział. Kazali przyjechać za kilka godzin, zapewniając, że bagaże przylecą z Moskwy następnym samolotem.