Takie oskarżenia padały z wielu stron, choć do dzisiaj nie ma żadnego jednoznacznego dowodu na to, by gen. Władysław Anders miał coś wspólnego z katastrofą gibraltarską. Konflikt pomiędzy nim a Sikorskim był jednak faktem, co było nieuniknione, biorąc pod uwagę, że były to chyba dwa najsilniejsze charaktery w środowisku polskiej emigracji w okresie II wojny światowej. Anders lubił mieć własne zdanie, miał tendencję do niesubordynacji i bardzo silną pozycję wśród żołnierzy, którzy razem z nim uciekli z nieludzkiej ziemi, a później stanowili trzon najsilniejszego zgrupowania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, czyli 2. Korpusu Polskiego. Zbyt mocna pozycja Andersa musiała być dużym problemem dla Sikorskiego, który miał tendencje absolutystyczne i bezwzględnie eliminował swoich przeciwników politycznych. Można wręcz powiedzieć, że miał pewnego rodzaju kompleks Andersa, o czym świadczy scena opisana we wspomnieniach generała Zygmunta Szyszko-Bohusza, szefa sztabu Armii Polskiej w ZSRR, a później zastępcy dowódcy 2. Korpusu, który spotkanie Sikorskiego i Andersa w Teheranie podczas pierwszej wizyty naczelnego wodza na Wschodzie zrelacjonował następująco: „Wywiązała się krótka rozmowa na temat podróży generała i jego wrażeń z Tobruku. W chwili krótkiej ciszy Sikorski zupełnie niespodziewanie obrócił się do Andersa i tonem wykluczającym żart powiedział: – Mówiono mi, że pan zaczyna mi wyrastać ponad głowę! – Nie wydaje mi się, żeby pan generał był człowiekiem, któremu można byłoby wyrosnąć ponad głowę, a zresztą jest to tylko jedno z kłamstw, które panu o mnie usłużni ludzie opowiadają – odpowiedział spokojnie Anders". I miał sporo racji. Kompleks Sikorskiego był bowiem bardzo umiejętnie podsycany przez niektórych jego bliskich współpracowników, przede wszystkim szarą eminencję rządu londyńskiego prof. Stanisława Kota.
Anders oskarżony
Mimo upływu ponad 70 lat od katastrofy gibraltarskiej nadal nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie o prawdziwą przyczynę śmierci gen. Sikorskiego. Coraz więcej faktów wskazuje jednak na to, że mógł to być zamach. Jeśli tak, to kto był jego zleceniodawcą? Kluczem do wyjaśnienia tej zagadki są zapewne wciąż utajnione dokumenty przechowywane w archiwach brytyjskich i niemieckich. Dopóki nie zostaną one udostępnione i przebadane przez profesjonalnych historyków, dopóty wątek rzekomej współodpowiedzialności gen. Andersa za tę zbrodnię będzie powracał.
Nie jest to pomysł nowy. Pierwsze tego typu insynuacje pojawiły się jeszcze podczas wojny; expressis verbis zostało to jednak wyartykułowane nieco później. Wiarygodność tych oskarżeń jest jednak mocno wątpliwa, ponieważ padały one z ust osób uwikłanych we współpracę z komunistami. Gwoli ścisłości należy jednak powiedzieć, że jako pierwszy wyraźnie zasugerował to premier Stanisław Mikołajczyk, który na kongresie Polskiego Stronnictwa Ludowego w 1946 r. publicznie stwierdził, że „moralnym sprawcą śmierci generała Sikorskiego jest generał Anders". Był to jednak tylko wstęp do bardziej brutalnych ataków. 24 czerwca 1947 r. na posiedzeniu sejmu zaatakował Andersa gen. Gustaw Paszkiewicz, były zastępca dowódcy 1. Korpusu Polskiego, który po powrocie do Polski stał się gorliwym wyznawcą nowego zbrodniczego systemu. Paszkiewicz twierdził, że podczas rozmowy z gen. Andersem, poprzedzającej spotkanie gen. Sikorskiego z około 600 oficerami polskimi, ten miał namawiać Paszkiewicza, aby przyłączył się do spisku, którego celem było zastrzelenie naczelnego wodza podczas tego spotkania. Paszkiewicz oczywiście odmówił, a nawet miał zagrozić Andersowi, że sam zostanie zastrzelony, jeśli zrealizuje swój zbrodniczy zamiar. Trudno dziś brać tego typu wynurzenia komunistycznego pieczeniarza za wiarygodne; była to raczej część zaplanowanej akcji, a jej celem było zdeprecjonowanie postaci gen. Andersa w oczach społeczeństwa, którego duża część nadal wierzyła, że kiedy wybuchnie nowa wojna, to właśnie Anders będzie tym, który poprowadzi naród do walki o niepodległość.
Drugą osobą, która jawnie oskarżyła gen. Władysława Andersa o udział w przygotowaniu zamachu na gen. Sikorskiego, był rotmistrz Jerzy Klimkowski. Swoje insynuacje zawarł w wydanej w 1959 r. książce „Byłem adiutantem gen. Andersa". W tym wypadku oskarżenia były o tyle poważniejsze, że Klimkowski przez długi czas był bardzo blisko dowódcy 2. Korpusu Polskiego i znał wiele jego tajemnic. Obaj oficerowie znali się jeszcze sprzed wojny, Klimkowski służył bowiem w Nowogródzkiej Brygadzie Kawalerii, którą dowodził gen. Anders. Kiedy Anders został dowódcą Armii Polskiej w ZSRR, uczynił Klimkowskiego swoim adiutantem. Był to jeden z jego największych błędów personalnych. Jak się później okazało, Klimkowski był gorliwym agentem NKWD i odegrał wielce negatywną rolę w kwestii wzajemnych relacji gen. Sikorskiego i gen. Andersa. To właśnie z powodu działalności tego agenta naczelny wódz zdecydował się na inspekcję polskiej armii w czerwcu 1943 r., co miało swój tragiczny finał w Gibraltarze. Jednym z priorytetów owej wizyty była bowiem chęć pacyfikacji nastrojów wśród młodych oficerów, którzy zbuntowani przez Klimkowskiego zawiązali sprzysiężenie, którego celem było odsunięcie Sikorskiego od władzy. Spiskowcy uważali bowiem, że premier i naczelny wódz prowadzi zbyt ugodową politykę wobec Sowietów, działając wbrew interesowi Polski i wbrew polskiej racji stanu. Wśród różnych teorii próbujących tłumaczyć przyczyny śmierci gen. Sikorskiego są również te oskarżające ową oficerską konspirację o przeprowadzenie zamachu. Czy jest w tym choć ziarno prawdy, nie wiemy. Faktem jest natomiast, że Klimkowski, zapewne zgodnie z dyrektywami płynącymi z Moskwy, umiejętnie siał ferment wśród polskiej emigracji i wzmacniał spory toczone przez jej przywódców.
Generał Anders długo bronił swojego adiutanta, ale w końcu zdecydował się na jego odsunięcie, a ostatecznie na uwięzienie. Podobno w podjęciu tej decyzji pomogła mu dopiero lektura donosu na niego do Anglików, podpisanego przez „wiernego adiutanta". Klimkowski trafił do więzienia na dwa lata, a po powrocie do Polski, zdominowanej już przez komunistów, mógł ujawnić swoje prawdziwe oblicze. Odtąd bezpardonowo i z wielką zajadłością atakował Andersa, czego przejawem była m.in. wspomniana książka.