W sierpniu 1968 r. Sowieci „oswobodzili" kolejny kraj. Tym razem jednak przeciwnikami nie byli naziści, ale „lokalni reakcjoniści Praskiej Wiosny", których trzeba było przepędzić. Około 100 tysięcy najczęściej dobrze wyszkolonych oraz posiadających wyższe wykształcenie Czechosłowaków (wówczas jeszcze ten naród istniał) opuściło kraj rządzony znów przez przeciętniaków z partii komunistycznej, aby gdzieś indziej rozpocząć nowe życie.
Byłem wtedy uczniem szkoły im. Gottwalda w Preszowie i członkiem dziecięcej organizacji komunistycznej, tzw. pionierem. Jako uchodźca wylądowałem w przeważająco katolickiej Szwajcarii środkowej. Moi rodzice szybko przypomnieli sobie o naszych katolickich korzeniach oraz o tym, że babcia dopilnowała, abyśmy w tajemnicy zostali ochrzczeni. Naraz siedzieliśmy w kościele katolickim w Zugu, a ja ze zdumienia przecierałem oczy, ponieważ kościół każdej niedzieli pękał w szwach. I to nie z powodu uzależnionych od opium mas, ale w wyniku obecności całych rodzin z dziećmi. Nie zapomnę, w jakie osłupienie wprawiali mnie klęczący dorośli, którzy co niedziela oddawali pokłon swojemu Bogu. Na polecenie rodziców miałem się odtąd stać częścią tej wspólnoty.