Gustaw Adolf Gebethner 4 września 1857 r. opuścił siedzibę warszawskiego Zgromadzenia Kupców w świetnym humorze. W ręku trzymał dokument podpisany przez prezesów kupieckiego cechu, Krzysztofa Bruna i Teofila Fukiera. Ów niepozorny świstek papieru miał dla młodego Gebethnera wielkie znaczenie, zezwalał bowiem na otworzenie w Warszawie nowej księgarni. Jako drugi o przyznaniu tej koncesji dowiedział się August Robert Wolff, bliski kolega Gustawa, a zarazem jego wspólnik w interesach. Gebethner i Wolff zawiązali spółkę, której miała podlegać księgarnia, ale także wydawnictwo. Doświadczenie, przynajmniej w tej pierwszej kwestii, mieli niemałe – od wielu lat pracowali razem w znanej warszawskiej księgarni Friedleina. Kiedy niemal dekadę wcześniej poprzedni właściciel firmy, Franciszek Spiess, przyjmował na praktykę młodziutkiego Gustawa Gebethnera, a nieco później Augusta Wolffa (który na co dzień chętniej używał drugiego imienia), nie mógł przypuszczać, że w ten sposób staje się patronem przedsięwzięcia, które z czasem przekształci się w jeden z największych domów wydawniczych w Polsce.
Od tkaczy do księgarzy
Zarówno przodkowie Gustawa Adolfa, jak i Augusta Roberta przybyli do Polski z Niemiec. Dawna Rzeczpospolita miała niezwykłą moc przyciągania, także dla ludzi urodzonych na Zachodzie, którzy doceniali jej różnorodność i tkwiący w niej potencjał ekonomiczny. Gebethnerowie trafili nad Wisłę już w XVII w. Przybyli do Krotoszyna w okresie wojny trzydziestoletniej jako protestanccy uciekinierzy z Niemiec. Zajmowali się wtedy tkactwem. Po wielkim pożarze, który pod koniec 1774 r. zniszczył miasto, Jerzy Fryderyk Gebethner przeniósł się wraz z rodziną do podwarszawskiej Kobyłki, gdzie w owym czasie funkcjonowała słynna persjarnia, czyli manufaktura produkująca pasy kontuszowe. Podczas insurekcji kościuszkowskiej persjarnia została całkowicie zniszczona i Gebethnerowie postanowili wyruszyć za chlebem do Warszawy. Za protoplastę warszawskiego rodu Gebethnerów uznaje się wnuka Jerzego Fryderyka, Wilhelma Augusta, który w 1827 r. został oficjalnie wpisany do rejestru obywateli miasta. Był już wtedy szanowanym przedsiębiorcą. Nie kontynuował jednak tkackich tradycji rodziny, ale założył na Tamce zakład produkujący mydło i świece stearynowe. Manufaktura na Powiślu zapewniła stabilny byt całej rodzinie na długie lata. Gebethnerowie byli już wtedy całkowicie zasymilowani, o czym świadczy choćby fakt, że w czasie powstania listopadowego Wilhelm walczył w szeregach Gwardii Narodowej. Miał trzech synów: Wilhelma Augusta, Jana Feliksa i znanego nam już Gustawa Adolfa, późniejszego księgarza.
Rodzina drugiego wspólnika, czyli Wolffowie, przeniosła się do Polski dopiero na początku XIX w. Uczynił to ojciec Augusta Roberta, Gotlieb August Wolff, sukiennik z niemieckiego Brätz (dziś Brójce w woj. lubuskim).
Reymont i Koziołek Matołek
Świeżo upieczeni wydawcy z pewnością mieli głowy do interesów, ale także wiele szczęścia. Przede wszystkim ułożyło im się w życiu osobistym. Gustaw August wżenił się w ród szlachecki, poślubiwszy Teofilę Katarzynę Trzetrzewiską. Robert Wolff zdobył zaś rękę Julii Gall, córki zamożnego warszawskiego aptekarza. Posagi wniesione przez obie panny były znaczne, a ich mężowie, kultywujący protestancki etos pracy, zainwestowali kapitał w rozwój firmy.
Początki Księgarni i Składu Nut Muzycznych „G. Gebethner i Spółka" (powszechnie znana nazwa Gebethner i Wolff zaczęła funkcjonować dopiero od 1872 r.) były skromne. Przedsiębiorstwo zajmowało zaledwie dwie izby, za to znajdujące się w samym centrum Warszawy. Gebethner i Wolff ulokowali bowiem swoją pierwszą księgarnię w jednym ze skrzydeł pałacu hrabiego Stanisława Potockiego przy Krakowskim Przedmieściu 15, na rogu ul. Czystej (dziś Ossolińskich). Duże znaczenie dla rozwoju firmy miało także zlecenie od hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Powierzył on młodej oficynie kolportaż „Roczników Towarzystwa Rolniczego". Co miesiąc Gebethner i Wolf własnymi siłami rozprowadzali cztery tysiące egzemplarzy tego wydawnictwa. I na dodatek robili to bezpłatnie. Nie była to jednak wyłącznie działalność o charakterze charytatywnym. Kolportaż „Roczników" pozwolił im nawiązać liczne kontakty i dotrzeć do Polaków mieszkających w innych zaborach. Znacznie ułatwiło to rozwój firmy. Nowe placówki powstały w Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Wilnie, a także w Zakopanem (w 1925 r. założono nawet filię w Paryżu, nazwaną Librairie Polonaise). Na początku XX w. potężne już wtedy wydawnictwo sprawiło sobie reprezentacyjną siedzibę. U zbiegu ul. Sienkiewicza i Zgody stanęła wysoka kamienica stylizowana na gotycki zamek (zaprojektowana przez Bronisława Brochwicz-Rogóyskiego), która szybko stała się jedną z ikon architektonicznych ówczesnej Warszawy. Parter budynku zajmowała księgarnia, wyżej zaś mieściły się biura i wydawnictwo.