Jak wspomniałem wyżej, gdy opisujemy dzieje jakiegoś urządzenia, jego „ojcem” nazywamy tego, kto pierwszy je skonstruował. Czasem jest to różnica kilku miesięcy, kilku dni albo nawet kilku godzin. To niewielkie wyprzedzenie w czasie decyduje o tym, że jeden twórca okrywa się wiekopomną sławą, a inny, który zrobił to samo, skazany jest na zapomnienie. Dobrze ilustruje to przypadek patentu Grahama Aleksandra Bella na telefon, gdzie twórca podobnego (a nawet nieco lepszego) projektu, Elisha Gray (1835–1901, amerykański inżynier elektryk), tego samego dnia co Bell, 14 lutego 1876 r., chciał złożyć swój wniosek o patent, ale spóźnił się o dwie godziny i jego zgłoszenia nie przyjęto, a patent przyznano Bellowi. Więcej można przeczytać o tym w moim felietonie zamieszczonym w „Rzeczy o Historii” 10 kwietnia 2020 r. („Dzieje telefonu”).
Nie był pierwszy, a okrył się sławą
Prawie każdy słyszał o wielkim wynalazcy nazwiskiem James Watt. Uważa się go powszechnie za twórcę maszyny parowej – pierwszego w dziejach silnika, który pozwolił na budowę fabryk bez konieczności napędzania maszyn siłą rąk ludzkich oraz bez wiązania ich z niepewnymi siłami natury – takimi jak napęd wodny czy wiatrowy. Każdy z państwa zapewne słyszał, że od tego wynalazku zaczęła się tzw. pierwsza rewolucja przemysłowa.
Czytaj więcej
My w Krakowie lubimy jubileusze. I lubimy instytucje, których korzenie tkwią w odległej przeszłoś...
Zasługi Jamesa Watta są tak wielkie, że jego rodacy wbudowali mu tablicę w murze opactwa westminsterskiego z napisem: „On pomnożył moc człowieka”.
Światowa społeczność uczonych uhonorowała Jamesa Watta jeszcze trwalszym pomnikiem: jego nazwiskiem nazwano jedno z podstawowych pojęć fizycznych: międzynarodowo uznaną jednostkę mocy. W watach wyrażana jest zwłaszcza moc urządzeń elektrycznych (np. ogrzewczych), ale też moc źródeł energii (np. ogniw fotowoltaicznych); w watach powinno się także wyrażać moc silnika samochodu – chociaż tu zgodnie z tradycją mówi się często o „koniach mechanicznych”.