Pod koniec marca 1945 r. Kilonia leżała w gruzach, gdy podmiejski port opuścił samotnie U-234 – bodaj największa jednostka floty podwodnej Doenitza. Pozbawiony torped, faktycznie bezbronny i ze zredukowaną załogą, okręt miał dotrzeć do Wysp Japońskich, ale wojna w Europie skończyła się, nim okręt podwodny opuścił Atlantyk, dlatego kpt. Fahler trzeźwo nadał meldunek o kapitulacji.
Amerykanie nie dowierzali, co wpadło im w ręce, gdy marynarze niszczyciela USS „Sutton” weszli pod pokład. Okręt był po kiosk wyładowany frachtem z cudowną bronią Hitlera. W skrzyniach był kompletny myśliwiec odrzutowy, silniki rakietowe i eksperymentalne pociski, ale wśród szkła optycznego, kosztowności i chemikaliów większą uwagę przykuł inny ładunek – zasobniki z ołowiu zawierały 560 kg tlenku uranu. Za mało, aby zbudować bombę, ale dość, by zaniepokoić wywiad.