Mamy październik, a zatem czas na mój ulubiony temat. Ze względu na moją publicystykę historyczną jestem od czasu do czasu zapraszany do poprowadzenia lekcji historii lub wygłoszenia wykładu o jakiejś tematyce historycznej. Każde takie spotkanie zaczynam od zadania słuchaczom kilku pytań. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś znał na nie odpowiedź. Są to oczywiście pytania złośliwe, na które ja także w czasach szkolnych nie znałem odpowiedzi. W przypadku kilku zagadek nie znam jej nawet do dzisiaj. Lubię się jednak przyglądać, kiedy słuchacze zastanawiają się nad odpowiedzią, bo powstają z tego ciekawe koncepcje.
Dzisiaj więc ujawnię odpowiedź na jedną z tych zagadek. Kiedyś zapytałem pewne szanowne grono bardzo rezolutnych i oświeconych rozmówców o to, co się w Polsce wydarzyło 7 października 1582 r. Od razu dodałem, że za poprawną odpowiedź zapraszam na dobry obiad. Zastrzegłem jednak, że nie wolno szukać podpowiedzi w telefonach, tabletach oraz laptopach, czyli przenośnych mózgach współczesnego społeczeństwa. Po chwili ciszy ktoś rzucił, że tego dnia miała miejsce jakaś bitwa z Kozakami. „Bardzo mi przykro, ale to zła odpowiedź” – poinformowałem strwożonego śmiałka. Długą chwilę później ciszę zakłóciło kilka równie nieudanych i zdumiewająco cichych prób odkrycia tajemnicy 7 października 1582 r.
Czytaj więcej
Położona na północy Włoch stolica regionu Emilia-Romania szczyci się posiadaniem najstarszej w Europie uczelni wyższej. Wyróżnia się także niezwykłą Starówką, strzelistymi wieżami i kilometrami arkad, które dają schronienie od słońca i deszczu.
Postanowiłem więc ułatwić zebranym zadanie, dodając drugą, pokrewną zagadkę: „Jakie ważne wydarzenie historyczne miało miejsce we Francji 13 października roku 1582?”. Kalambur wyraźnie rozpalił emocje słuchaczy, bo zaczęli spoglądać po sobie i nieśmiało szeptać: „To pewnie chodzi o Walezego, no bo Polska i Francja, 7 i 13 października, pewnie uciekał tam przez sześć dni”. Wreszcie ktoś w desperacji przerwał ciszę i wyrzucił z siebie: „Człowieku, nie męcz nas! Co się wydarzyło 7 i 13 października 1582 r.?”. Taka odwaga zasługiwała na odpowiedź. „Nic – odpowiedziałem. – Wtedy po prostu nic się nie wydarzyło, ponieważ nigdy nie było 7 i 13 października 1582 r.”. Zawsze, kiedy pada ta odpowiedź, pojawia się owa fascynująca chwila ciszy, która huczy w uszach pełnią pustki niczym pauza po drugim takcie V symfonii Ludwiga van Beethovena. „Jak to?” – pytają zdumieni konkursowicze. „Jak mogło nie być jakichś dni w kalendarzu? To nielogiczne!”. Co zatem stało się z owymi tajemniczymi dziesięcioma dniami między 4 a 15 października 1582 r.?
Gajusz Juliusz Cezar, który obraził bogów
Zacznijmy jednak od tego, że obowiązujący w Europie zachodniej do 1582 r. kalendarz juliański został wprowadzony przez samego Gajusza Juliusza Cezara po podbiciu Egiptu w 48 r. p.n.e. Cezar miał się podobno radzić w tej sprawie słynnego matematyka i astronoma Sosigenesa z Aleksandrii, o którym jedni mówili, że był Grekiem, a inni, że pochodził z Egiptu. Szkoda, że jego dzieła nie przetrwały do naszych czasów, bo wyjaśniłyby nam także zagadkę jego pochodzenia. Znamy je jedynie fragmentarycznie w postaci cytatów lub opisów innych starożytnych uczonych. Żyjący w I wieku po Chrystusie rzymski historyk Gajusz Pliniusz Starszy wspomina o Sosigenesie w swojej „Historii naturalnej” (łac. „Naturalis historia”): „Istniały trzy główne szkoły: chaldejska, egipska i grecka; a do nich czwartą dodał w naszym kraju Cezar w czasie swojej dyktatury, który przy pomocy uczonego astronoma Sosigenesa (...) przywrócił zgodność poszczególnych lat z biegiem słońca”. Także w drugim tomie tego samego dzieła Gajusz Pliniusz Starszy ponownie wspomina o Sosigenesie: „Gwiazdą obok Wenus jest Merkury, przez niektórych nazywany Apollem; ma podobną orbitę, ale w żadnym wypadku nie jest podobnej wielkości ani mocy. Porusza się po dolnym okręgu, obracając się o dziewięć dni szybciej, świecąc czasami przed wschodem słońca, a czasami po zachodzie słońca, ale według Cidenasa i Sosigenesa nigdy nie dalej niż 22 stopnie od słońca”.