Islam i chrześcijaństwo w średniowiecznej Hiszpanii. Kim był Cyd?

Czy islam i chrześcijaństwo były w średniowiecznej Hiszpanii odrębnymi, zawsze wrogimi światami? Niezupełnie, a z pewnością nie zawsze.

Publikacja: 19.09.2024 18:20

Pomnik Cyda w jego rodzinnym Burgos, w północnej Hiszpanii

Pomnik Cyda w jego rodzinnym Burgos, w północnej Hiszpanii

Foto: Botond Horvath/Shutterstock

Rekonkwistę można przedstawić w kategoriach religijnej krucjaty i świętej wojny, jak sugeruje tradycja i mit kulturowy. Dychotomia wartości maluje obraz podziału, który wyklucza kompromis, a sojuszowi z wrogiem nadaje znamię najwyższej zdrady. Szczęśliwie prawda jest bardziej skomplikowana, a więc ciekawsza, bo w logice wierności zasadom nikt w chrześcijańskiej Hiszpanii nie zasługiwałby na pomniki.

Wszyscy są sobie potrzebni

Proces wyparcia Maurów z Iberii kończy się podbiciem Grenady w 1492 r., lecz to wisienka na torcie, wieńcząca ośmiowiekową batalię. Do panowania Izabeli Katolickiej i jej małżonka, Ferdynanda Aragońskiego, ocalało w Hiszpanii tylko to jedno, ostatnie królestwo islamskie, sprowadzone do dwóch zamków obronnych. Jednak pojęcie rekonkwisty może dezorientować – lepiej je tłumaczyć jako ponowny podbój niż odzyskanie, gdyż zupełnie inne królestwa odbiły półwysep niż pokonane inwazją w 711 r.

Ład rzymski nie przetrwał najazdu Wandali, Alanów i Swebów, nie został choćby ślad wizygockiego królestwa panującego w Hiszpanii przez trzy stulecia, gdy najechali go muzułmanie. Skrawek północnej Hiszpanii, lekceważąco pozostawiony sam sobie przez islamską inwazję, był odrębnym i peryferyjnym światem.

Arabsko-berberyjski najazd nie wymagał wysiłku – do zdobycia półwyspu w trzy lata wystarczyła garstka kilku tysięcy żołnierzy, w czym dopomogły też rzymskie drogi i obojętność iberyjskiej ludności. Skłócone fragmenty wizygockiego królestwa chętnie zmawiały się z najeźdźcami przeciw konkurentom do władzy, a mieszkańcy z narzuconym państwem nie identyfikowali się wcale. Dlatego miasta wolały płacić Maurom za święty spokój, niż walczyć – zwłaszcza że islamscy przybysze budowali siedziby poza murami. Ponieważ nikt nie mieszał się do wyznania, a katedra w Kordobie w jednej części rozbrzmiewała arabskimi, a w drugiej chrześcijańskimi modłami, mieszkańcy ignorowali zmianę poborcy podatków. W codziennym życiu islamski podbój niewiele zmienił, jak się do czasu zdawało.

Czytaj więcej

Rekonkwista: mit i rzeczywistość

Co więcej – jeśli ufać dokumentom arabskim – berberyjski desant pod Gibraltarem walnie wsparli, a wręcz inspirowali chrześcijanie z Afryki. Hrabia Julian (być może namiestnik bizantyjskiej enklawy Tangeru i Ceuty, wciąż niezdobytych przez muzułmanów), sam wskazał Hiszpanię na cel dalszej inwazji. Miał pałać nienawiścią do Wizygotów, odkąd córka wróciła z nauk w Kordobie z nieślubną ciążą, zbałamucona czy nawet zgwałcona na hiszpańskim dworze. To wersja arabska, bo Julian zapewne ratował władzę, gdy oferował współpracę Maurom. W każdym razie dostarczył statki, którymi desant Berberów przebył cieśninę tangerską.

Jednak przybysze nie podbili całej Hiszpanii, świadomie pomijając trudno dostępne fragmenty pod Pirenejami, uznane za niewarte zachodu. Spieszyli zdobyć bogaty kraj Franków, dlatego ocalał matecznik królestw, z jakich wylęgła się rekonkwista. Już w 718 r. hrabia don Pelayo w Asturii odmówił najeźdźcom daniny, a w 722 r. rozbił w potyczce arabski patrol, odnosząc drobne, lecz symboliczne zwycięstwo.

Jednak plan rekonkwisty mieli również Frankowie, najbardziej zagrażając Hiszpanom, w efekcie od początku, bo już w VIII w., toczył się kontredans chrześcijańsko-islamskich sojuszy.

Z jednej strony Frankowie wspierali Berberów nienawidzących arabskiej władzy, Karol Młot wydał więc córkę za przywódcę buntu, Usmana ibn Naissa. Warto pamiętać, skąd się wzięła „Pieśń o Rolandzie” – rycerzu chroniącym odwrót Karola Wielkiego z Hiszpanii. Wszak wyprawa za Pireneje odbyła się na wezwanie muzułmańskich władców Girony, Barcelony i Saragossy w wojnie Abbasydów z Umajjadami. W Pampelunie zaś baskijski hrabia Iñigo Iñiguez Arista, twórca własnej dynastii i królestwa Nawarry, związał się koalicją z ibn Musą al-Qasawim, władcą banatu Qasi przeciw inwazji Franków, a zatem stały przeciwko sobie dwa islamsko-chrześcijańskie sojusze.

Hiszpańskiej ekspansji pomógł rozpad kalifatu Kordoby na małe miasta-królestwa, czyli taify – tym słabsze, że zajęte rywalizacją berberyjsko-arabską i dynastyczną. Postęp chrześcijan był szybki, lecz ściągnięta pomoc afrykańskich Berberów okazała się jeszcze groźniejsza. Marokańskie plemiona Almorawidów były opętane duchem dżihadu, a chociaż waleczne, niosły na mieczach surowy, radykalnie konserwatywny islam mieszkańców pustyni, szokujący dla hiszpańskich Arabów, w których żar wiary przygasł w wygodnym chłodzie ogrodów i fontann.

Poczet najemników

Choć interwencja Berberów spowolniła chrześcijan, to sama stała się zagrożeniem – przybysze uznali islamską Hiszpanię za teren podboju, tym samym wzbudzając w Al-Andalus panikę. Starzy władcy woleli ochronę królów Kastylii niż wiszący nad karkiem bicz fanatyków, dlatego sojusze z katolikami stały się normą, tym samym uzależniając muzułmańskie królestwa. Arabscy powstańcy przeciw Almorawidom zdobyli Kordobę z pomocą kastylijskiego wojska, a panująca w Jaén stara dynastia Almohadów była w koalicji z Ferdynandem III Świętym, co zdaje się wręcz niedorzeczne.

Najczęściej zaś obierano stronę konfliktu, która lepiej płaciła. Nie było ujmą dla aragońskiego czy flamandzkiego katolika bić się u boku arabskich jeźdźców i łuczników z Mauretanii – nieważne, czy w armii Maurów, czy w chrześcijańskich chorągwiach, jeśli pieniądze były godziwe (wyjątkiem są zakony rycerskie, lecz te nie miały stałych interesów w Hiszpanii).

Uznać, że przebieg rekonkwisty był skomplikowany, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Warto ją widzieć przez konkretne biografie, a dwie trzeba koniecznie wspomnieć, bo dotyczą pomnikowych herosów.

Prawie każdy zna Cyda, legendę za życia – nawet jego rumak ma własny nagrobek w klasztorze San Pedro de Cardeña, niczym święta relikwia. Naprawdę Cyd to przydomek nadany dopiero po śmierci – nie ma o nim wcześniejszej wzmianki, prócz arabskich przekazów, gdyż rycerz używał skromnego przezwiska Campeador, czyli „mistrz pola walki”. Istotnie, nigdy nie przegrał bitwy, a nazywał się Rodrigo Diaz de Vivar.

Cyd, czyli Rodrigo Diaz de Vivar (ok. 1043–1099), kastylijski szlachcic i dowódca, podczas podboju W

Cyd, czyli Rodrigo Diaz de Vivar (ok. 1043–1099), kastylijski szlachcic i dowódca, podczas podboju Walencji (15 czerwca 1094 r.)

Prisma/UIG/Getty Images

Był nieprzeciętnym szlachcicem, bo od dziecka robił dworską karierę – został mianowany paziem następcy tronu i zbrojmistrzem króla, gdy infant Sancho włożył koronę. W jej obronie Cyd walczył z królewskim bratem Alfonsem, roszczącym prawa do tronu, póki Sancho nie zginął zamordowany w Zamorze.

Po śmierci pana Cyd płynnie zmienił obozy, świadcząc o niewinności Alfonsa przeciw zarzutom o bratobójstwo, a nowy władca związał rycerza z tronem, żeniąc go z Jimeną Diaz, krewną domu panującego. O ile zażyłość Cyda ze zmarłym królem budziła nieufność, o tyle Alfons dbał o pozory i w 1079 r. posłał go z misją do muzułmańskiej Sewilli, by pobrał „pariasy” – specyficzną daninę, a w istocie haracz, jaki taifa płaciła Kastylii za mniemaną ochronę.

W istocie już przed najazdem Almorawidów muzułmanie stali się lennikami Kastylii, z wygody płacąc za protekcję i pakt nieagresji, zatem podbój Al-Andalus stał się doraźnie nieopłacalny. Dopóki strumień arabskiego złota wpływał do kas królewskich, dopóty sami Maurowie finansowali siłę, która ich zniszczy.

Traf chciał, że gdy Cyd był w Sewilli, miasto najechał Abdal ibn Bulugin z Grenady, wsparty oddziałem Garcii Ordóñeza i magnatów ze świty Alfonsa VI. Jeśli król chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – sprowokować wojnę muzułmanów i pozbyć się Cyda – to przerachował. Rodrigo Diaz odparł atak, a królewskiego pupila Ordóñeza wziął do niewoli. To wtedy miał powstać przydomek Cyd, gdy w podzięce dwór Sewilli nazwał go al-Sayyidi, czyli panem. Jednak w Kastylii na Rodriga spadły oskarżenia o defraudację, a wkrótce sam się pogrążył, najeżdżając króla al-Quadira w Toledo, również lennika Kastylii. Alfons nie stracił okazji, żeby potwierdzić lojalność wobec islamskich wasali i wygnał Cyda z królestwa.

Z musu Rodrigo wyjechał do Saragossy, gdzie u króla Yusufa al-Mu’tamana ibn Huda dowodził arabską armią, co nikogo nie szokowało – sam Alfons VI, nim zdobył koronę, był pod skrzydłami króla al-Mamuna w Toledo.

Przez pięć lat Cyd z równym oddaniem dawał się we znaki zarówno islamskim sąsiadom Yusufa, jak i chrześcijanom. Pokonał Mundira, władcę Leridy, choć przeciwnika wsparło aragońskie rycerstwo; zapewnił państwu Yusufa dostęp do morza i zniszczył wojska hrabiego Barcelony Ramireza II. W Pobleta d’Alcolea pobił Aragonię i wojska Nawarry, nie wahając się schwytać i wziąć okup za biskupa Ramona Dalmacio – wszystko w imieniu muzułmańskiego króla. Można zadać trzeźwe pytanie: czy pokonanie chrześcijan poczytano Cydowi za zdradę? Nie ma pewności, ale syn pobitego w Almenar hrabiego poślubił córkę zwycięzcy.

Miecz i księga

Cyd stał się niewygodny dla Saragossy, gdy Hiszpanię najechali Almorowidzi, a zagrożony dżihadem Alfons VI wolał mieć niezwyciężonego Campeadora przy boku. Obsypał Cyda ziemią i złotem, ale Rodrigo, choć przyjął łaskę, odtąd walczył na własny rachunek. Obronił islamską Walencję przed oblężeniem Saragossy i Barcelony, ale sam wziął miasto pod osobistą protekcję, nie dzieląc się „pariasami” z nikim, a zwłaszcza z królem. Co więcej, nie stawił się na bitewne wezwanie Alfonsa VI i tym samym pozwolił Almorowidom rozbić siły chrześcijańskie w Sagrajas.

Cyda spotkało nowe wygnanie i konfiskata majątku, zbudował więc wokół Walencji udzielne księstwo. Akurat wtedy powstawała legenda Cyda – pogromcy Maurów, gdyż sam pobił armię Almorowidów, czego nie dokonał żaden chrześcijański dowódca, wyciął powstanie Berberów, a przywódcę buntu spalił na stosie. Milczy się, że bronił prywatnej domeny i interesu, zarówno przeciwko Maurom, jak i kastylijskiemu królowi. Gdy zdobył Walencję, ustanowił w mieście swoją stolicę, jednak nie wypędził islamskich mieszkańców. Państwo Cyda przetrwało jego śmierć o trzy lata, aż w 1102 r. odbili je muzułmanie, a reszty mitu dopełniła literatura panegiryczna.

Z kolei niedawno świat zaskoczyła sensacja Luisy Isabel Álvarez de Toledo, księżnej Medina-Sidonia, że jej praprzodek był Maurem z Maroka. Teza ma słabe podstawy, lecz bez niej prawdziwy Alonso Pérez de Guzmán zwany el Bueno („dobry”) jest równie ciekawą postacią – zwłaszcza że to figura z panteonu bohaterów Hiszpanii.

Alonso Pérez de Guzmán (1256–1309) w 1291 r. utrzymał obleganą Tarifę, mimo że Maurowie schwytali je

Alonso Pérez de Guzmán (1256–1309) w 1291 r. utrzymał obleganą Tarifę, mimo że Maurowie schwytali jego syna (miał im rzucić z murów własny sztylet, by zabili jego pierworodnego)

Index Fototeca/be&w

Jego pomnik zdobi mury Tarify, strzegącej wrót Afryki pod Gibraltarem, a przedstawia scenę z 1291 r., gdy Guzmán bronił zamku przed sojuszem Grenady i zbuntowanego rycerstwa Kastylii. Maurowie z pomocą chrześcijan schwytali syna Guzmána, oferując życie dziecka za poddanie twierdzy. Według legendy dowódca z pogardą cisnął im z muru sztylet, by z jego broni zabili pierworodnego, wrócił do przerwanego obiadu i utrzymał zamek.

Ciekawsze jest to, co było przedtem. Guzmán sam się zbuntował przeciw królowi za mniemane zniewagi, porzucił dwór i zbiegł najdalej, jak to możliwe, bo do Maroka. W Fezie wstąpił na służbę emira Abu Jusufa i dowodził strażą pałacu, notabene złożoną z samych chrześcijańskich rycerzy. Nic szokującego, bo najwierniejszą gwardią Fryderyka II we Włoszech byli arabscy łucznicy z Lucery – cenna alternatywa, gdy się swoim żołnierzom nie ufa. Dysonans poznawczy rośnie, bo Guzmán dowodził arabskim wsparciem dla króla Alfonsa X, gdy władca walczył z synem o władzę. To prawie zamknęło mu drogę powrotną, gdy król przegrał wojnę, dlatego Guzmán wybrał bezpieczny Fez i pomnażanie majątku. Dopiero z gwarancją, że nowy władca Sancho nie chowa urazy, rycerz wrócił na służbę Kastylii, został gubernatorem Tarify i odbił Gibraltar z rąk Maurów, nim zginął w zasadzce.

Jednak miecz nie był jedynym narzędziem nawiązywania relacji. Nawykliśmy sądzić, że renesans powstał we Włoszech, lecz nie był możliwy bez Szkoły Tłumaczy z Toledo, stworzonej w XII w. przez arcybiskupa Rajmunda, by dzieła Arystotelesa, Platona i Ptolemeusza przez ponowny przekład wróciły w obieg intelektualny Europy. W istocie bogactwo księgozbiorów arabskich wabiło pielgrzymki chrześcijan od X w.

Wypędzenie muzułmanów po rekonkwiście – znacznie później niż żydów – dramatycznie uprościło, a zdaniem wielu zubożyło Hiszpanię. Lecz katolicki fanatyzm nie był główną przyczyną – istniała zasadna obawa, że kotłem nacji, języków i wyznań wzajemnie nieufnych i skonfliktowanych nie sposób skutecznie rządzić. Zszyta z mnóstwa kultur, regionów i królestw Hiszpania wciąż ma problem z integralnością, o czym przypominają Baskowie i Katalończycy, a Andaluzja również przebąkuje o niepodległości.

Rekonkwistę można przedstawić w kategoriach religijnej krucjaty i świętej wojny, jak sugeruje tradycja i mit kulturowy. Dychotomia wartości maluje obraz podziału, który wyklucza kompromis, a sojuszowi z wrogiem nadaje znamię najwyższej zdrady. Szczęśliwie prawda jest bardziej skomplikowana, a więc ciekawsza, bo w logice wierności zasadom nikt w chrześcijańskiej Hiszpanii nie zasługiwałby na pomniki.

Wszyscy są sobie potrzebni

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Geneza systemu dwupartyjnego w USA
Historia świata
Nie tylko Putin. Ukraina spaloną ziemią Stalina
Historia świata
Masakra w My Lai
Historia świata
Samolot z gumy i lotnik na sznurku. Odkrywcze projekty
Historia świata
Krzysztof Kowalski: Szukać trzeba do skutku